wtorek, 29 kwietnia 2014

Rin i Koss

,,Zasnąć można tylko raz" - pomyślałam. U mnie to niemożliwe. Z braku zajęcia pochwyciłam pierwszą lepszą książkę. Okazała się ona podręcznikiem. W dodatku do biologi. Wylosowałam stronę. Była mowa o rozmnażaniu. Niedługo miał być z tego sprawdzian. Zaczęłam czytać. Usłyszałam kroki. Szybko schowałam książkę pod koszulkę i przykryłam się kołdrą po same uszy.
- Miałaś spać. - mruknął. Chyba zobaczył kształt książki. - Co masz za koszulką?
- N-nic! - bawiłam się włosami z niewinną minką. Byłam w kropce. W końcu zrezygnowana wyjęłam podręcznik od biologi.
- Uczysz się? - odebrał mi chomikowaną przeze mnie rzecz. - Śpij - rzucił w drzwiach. Ach, jak mi się nudzi! Otuliłam się kocem i przyszłam do Kossa.
- Naprawdę nie możesz leżeć? - powiedział zrezygnowany.
- Ale ja nie mogę spać, jak się czujesz? - usłyszał mój słaby głos.
- Też niezbyt dobrze... - uniósł wzrok ku sufitowi. Ledwie żywa dotknęłam jego czoła. - Chodź do mnie, nie chcę tam siedzieć sama! - pociągnęłam go za rękaw w stronę sypialni. Dobrze że sprawiłam sobie łóżko dwuosobowe...


Właściwie nie czułem się, aż tak źle, żeby kłaść się do łóżka. Z drugiej strony perspektywa przytulenia Rin i spędzenia z nią trochę czasu... Szybko uległem i dałem się zaprowadzić do jej pokoju. Położyliśmy się i szybko zasnęliśmy.
Otaczała mnie ciemność i cisza.... Unosiłem się swobodnie w pustce. Gdzie jest Rin? "Kto to jest Rin?" - usłyszałem czyjś szept w głowie. Gdzie ja jestem?! "U nas.... Kto to jest Rin?" - znów ten sam głos. Rozejrzałem się, ale wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Nagle poczułem skurcz wszystkich mięśni. Moje ciało boleśnie wygięło się w łuk. "Gdzie jest Rin?" - uporczywe echo powtarzało w mojej głowie. "Powiedz nam to ból ustanie...", "Kim jest Rin?". Pytania padały coraz szybciej, aż zlały się w jeden niezrozumiały szmer, jak bzyczenie szarańczy. "Koss..." - z oddali dobiegł czyjś znajomy głos. "Obudź się....". Poczułem czyjeś ręce na ramionach i otworzyłem oczy. Wziąłem głęboki haust powietrza.
- Koss wszystko w porządku? - spojrzałem na Rin.
Siedziała tuż przy mnie, obejmując swoimi rękoma.
- To był tylko zły sen kochanie...
- Rin, oni chcą cię dopaść...! - wysapałem.


- Kto? - mój głos zaczynał się łamać. Nie ma spokoju... Czemu ja zawsze muszę pakować się w tyle kłopotów? Raz demon, raz porwania, raz Alex, raz Nue. Spokoju nie ma! A nuż akurat podczas choroby.
- Ci co ostatnio. - szepnął, a ja usłyszałam go dobrze.
- No to mamy problem, bo to yakuza. - spuściłam wzrok. Yakuza jest najgroźniejszą z japońskich mafii. Bezlitośni, brutalni, silni. Zimni jak lód. Jej korzenie sięgają i 1960 roku. Z nimi nie ma żartów. Byłam sławna w Japonii jako artystka. Śledzili mnie już od dawna. Chcieli bym dała im swoje pieniądze, potem sprzedać w niewolę albo do burdelu. Udało mi się kilku z nich wsadzić za kratki, ale pozostali chcieli się na mnie zemścić. Wytropili moje aktualne miejsce zamieszkania. Na pewno planują wielki atak.
- Dobrze że to przewidzieliśmy. Możemy przygotować broń. - powiedział poddenerwowany. Nie dziwię się mu. Ale ten pomysł nie jest najlepszy.
- Ale wtedy pójdziemy siedzieć za morderstwo, trzeba będzie w odpowiedniej chwili wezwać policję. - sprowadziłam go na ziemię.
- No tak... - wzdrygnął się na samą myśl, że wsadzili by nas do więzienia.
Zwykła rozmowa zmieniła się na zażartą dyskusję. Przerwało nią nam ciche mruczenie. Kociak jakby nigdy nic wskoczył na łóżko, udeptał kołdrę mięciutkimi łapkami i zwinął się w kulkę. Nagle wpadła mi wspaniała myśl. Gorączka też ustała, wracały mi siły. By to utrwalić , powinnam się odświeżyć. W piżamie wiele nie zrobię. Odrzuciłam kołdrę. Starałam się to zrobić tak, by nie obudzić futrzanego wulkanu z pazurami.
- Powinnaś leżeć... - chwycił mnie za rękę.
- Teraz nie ma na to czasu... a poza tym, jestem już zdrowa. - rozluźnił uścisk, a ja skierowałam się do szafy. Wyjęłam z niej czarną sukienkę.
- Ale.... - podniósł palec wskazujący.
- ŻADNYCH ALE! - wybuchłam. Wzięłam głęboki haust powietrza. Po chwili powiedziałam normalnym głosem. - Idę wziąć prysznic.



Kiedy Rin wyszła, leżałem jeszcze w łóżku, zastanawiając się nad najlepszym rozwiązaniem. Może należałoby wyśledzić ludzi Yakuzy i ich informatorów lub chociażby jakąś grubą rybę. Zastanowiliby się dwa razy przed podjęciem kolejnego przedsięwzięcia. Powinienem skontaktować się ze znajomym. Był policjantem do zadań specjalnych wiedział jak postępować z niebezpiecznym towarzystwem. Tak, koniecznie muszę się z nim spotkać. Dziewczyna wróciła ubrana do pokoju i zastała mnie pogrążonego w niewesołych myślach.
- Jeszcze leżysz? Może źle się czujesz? - podeszła do mnie i przyłożyła drobną dłoń do mojego czoła.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem na łóżko.
- Jesteś najlepszym lekarstwem kochanie. - pocałowałem ją - Mogłabyś podrzucić mi ręcznik? Myślę, że prysznic to bardzo dobry pomysł.
Zmarszczyła brwi i przyjrzała mi się uważnie.
- Coś kombinujesz i nie podoba mi się to, Koss! - pogroziła palcem.
- Jak zwykle aniołku. - cmoknąłem ją w policzek - Dostanę ręcznik?
Wstała i nadal mnie obserwując, podeszła do szafy.
- Masz. - rzuciła ręcznik na łóżko.
Szybko zniknąłem w łazience. Wiedziałem, że jeszcze chwila i byłaby skłonna wydusić ze mnie wszystko... Wszedłem do kabiny prysznicowej. Ach, jak przyjemnie było poczuć chłodną wodę. Czułem jak wszystkie troski znikają wraz z wodą w otworze odpływowym. Po dłuższej chwili zakręciłem kurki i wytarłem się do sucha. Ubrałem się pospiesznie. Zawiesiłem mokry ręcznik na kaloryferze i wyszedłem z łazienki. W korytarzu unosił się wspaniały zapach. Podążając tym tropem, dotarłem do kuchni, gdzie Rin krzątała się przy kuchence.
- Co tak wspaniale pachnie?
- Zgadnij. - puściła do mnie oko, jednak jej twarz nadal pozostała poważna.
- Rin...
- Myślałam nad tą cało sprawą i...- wpadła mi w słowo - mam pewien pomysł. - dokończyła z wahaniem.
Poczułem ucisk w okolicy serca. Szykowały się kłopoty...


- Ale teraz ci nie powiem, bo się jedzenie przypali. - podrzuciłam jedzenie na patelni. Kawałki kurczaka, warzyw i ryż podskakiwali. Po chwili już mogłam wyłączyć palnik. Zdjęłam patelnie z ognia. Przełożyłam jedzenie do dużej miski i położyłam ją na stole. Dałam tam również dwa talerze i sztućce. Usiedliśmy przy stole.
- Risotto? - zajrzał do miski. - Smakowicie pachnie...
- Tak, chyba mówiłam że jestem miłośniczką włoskiej kuchni. Zresztą musiałam zrobić coś na szybko. Zgłodniałam, a ledwo jadłam śniadanie... Nałóż sobie ile chcesz i jeśli w ogóle chcesz... - mruknęłam. Nie byłam pewna swojego swojego pomysłu. Przy rozdrażnieniu nie wszystkie pomysły są dobre... Jednak nie powinnam mu go mówić... Przemyślę to jeszcze raz i wtedy pogadam.
- To jaki był ten twój pomysł, Rin? - zapytał.
- Nie mogę ci go teraz powiedzieć... - spuściłam wzrok.
- Czemu? - delikatnie ujął moją dłoń.
- Jestem zdenerwowana, wtedy moje pomysły nie są najlepsze... Nie mogłyby wypalić, poza tym... nie wiadomo co się jeszcze stanie... - uśmiech zszedł z mojej twarzy szybciej niż myślałam. - A ty masz jakieś pomysły....?
- Mam taki jeden.... - puścił do mnie oko. Odetchnęłam z ulgą.



- Najpierw jednak zjedzmy. - wskazałem talerze i skupiłem całą swoją uwagę na wspaniale pachnącej potrawie.
- Mężczyznom w głowie mieści się tylko jedna myśl na raz.... - powiedziała Rin złośliwie się uśmiechając.
- Co...? - zdezorientowany uniosłem głowę z nad risotto.
- Nic, nic. - zatkała usta pełną porcją ryżu z warzywami.
Po obiedzie pani domu pozbierała talerze i wyniosła do kuchni.
- To jaki jest ten twój pomysł? - zawołała sadowiąc się koło mnie wygodnie.
- Wszystko ci wyjaśnię. W swoim czasie. - dodałem po chwili.
- Koss, co ty kombinujesz? - spojrzała mi głęboko w oczy.
Nie czekając na dalszy potok słów, przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Dopiero po dłuższej chwili pozwoliłem się odepchnąć.
- Może pooglądamy coś? - rzuciłem ze złudną nadzieją.
- Ty nie zmieniaj tematu! - pogroziła palcem - Odpowiadaj grzecznie na pytania bez wykrętów!
- Rin.... mam znajomego. Może dostarczyć informacji na temat miejscowych powiązanych z mafią.
- I...? - splotła ręce na piersi, czekając na ciąg dalszy.
- Tylko tyle. - cmoknąłem ją w czoło - Muszę lecieć kochanie, bo umówiłem się z nim na 16, a dochodzi wpół do... - błyskawicznie podniosłem się z kanapy.
- Czekaj! - dopadła mnie w przedpokoju - Uważaj na siebie i nie kombinuj niczego pochopnego...
Przytuliłem ją i uśmiechnąłem się uspokajająco.
- To będzie tylko rozmowa.
- Na pewno? - zapytała podejrzliwie.
- Na pewno kotku. - cmoknąłem ją na pożegnanie i wyszedłem z mieszkania.
Na ulicy dwie przecznice dalej, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Paulo.
- Jestem gotowy. Czekam na ciebie w umówionym miejscu. Tylko nie zapomnij sprzętu. - dodałem pospiesznie i rozłączyłem się.


Usłyszałam trzask drzwi. Wyszedł. Zajmę się czymś. Skierowałam się do kuchni by zmywać naczynia. Przydałaby mi się zmywarka... Oszczędności powoli się kończyły... Powinnam znaleźć sobie jakąś pracę. Może zatrudnię się w kawiarni, albo w pubie...? Sama już nie wiem. Właśnie chowałam naczynia do szuflady. Kot ocierał mi się o nogi. Dałam mu jeść. Poczochrałam po łepku. Szczerze mówiąc jestem zmęczona. Było mi też zimno w nogi. Ubrałam czarne zakolanówki. Padłam na łóżko. Nie miałam siły. Może leżenie mi jej doda. Albo nie. Wstaję. Parzę kawę. Nasypuję espresso. Wyjmuję kubek. Tym razem z napisem ,,pracuję tu tylko dla darmowego facebooka". Chyba wspominałam, że jestem kolekcjonerką kubków.... Posłodziłam. Jedną. Upiłam łyk. Mało dała. Jeszcze jeden. Trochę lepiej. Następny. I następny, i następny. Gdy miałam przechylić kubek, nic nie wyleciało. Wszystko wypiłam. A to wszystko przez stres i zmęczenie. Ktoś zapukał do drzwi. Ledwie żywa otworzyłam. W drzwiach stała Nue. Jak zwykle złośliwie uśmiechnięta i skąpo ubrana. A czego ja się spodziewałam...
- Tak? - zapytałam ze sztucznym uśmiechem. Nie czekała na zaproszenie tylko weszła. Nawet nie zdjęła butów. Szpilki mogły zepsuć podłogę. Kociak wyszedł na spotkanie. Nue zaczęła piszczeć ze strachu, bo bała się zwierząt. Zwierze schowało się za mną. Ja byłam jednym wielkim kłębkiem nerwów. Szkoła, praca, wrogowie, mafia. Wszystko mnie przytłaczało. Miałam dość. Chciałam spać cały dzień i nawet nie wychodzić za potrzebami...


Spotkaliśmy się z Paulo w małej kawiarni. Usiedliśmy w najciemniejszym kącie w sali, żeby nie dostrzegł nas nikt nie powołany.
- Masz mi do przekazania nowe informacje? - zapytałem zdenerwowany
- Obserwowałem blok twojej dziewczyny i zainstalowałem kilka kamer, jak prosiłeś. Niestety nie mam dobrych wieści. - splótł ręce na stole i przyjął postawę dobrego gliniarza.
- Wal, chciałbym mieć to już a sobą... - potarłem zmęczone oczy.
- Rin, tak ma na imię? - potaknąłem - Zna tą japońską piosenkarkę Miku. Sama zresztą jest dość popularna w Kraju Kwitnącej Wiśni...
Przyjrzałem mu się uważnie.
- Odniosła spory sukces jako malarka i doczekała się kilku sporych wystaw. Problem w tym, że zwróciła na siebie uwagę tamtejszej mafii - Yakuzy... Stanowiła łakomy kąsek. Jak się okazało później, zbyt duży do przełknięcia. Dzięki niej wsadzono do więzienia sporo grubych rybek. O szczegóły pytaj samą Rin. Mafia postanowiła się zemścić. - upił łyk z filiżanki - Długo jej szukali. Obserwowali jej rodzinę i znajomych, między innymi tą Miku. Poznaliście niedawno jej managera Alexa Fujiokiego. Jak łatwo się domyśleć, trafił tam nie przypadkowo. Miał za zadanie porwać Rin. Z niewiadomych przyczyn zrezygnował i zniknął bez śladu. Udało nam się tylko ustalić, że prześladowała go jakaś czarnowłosa kobieta o dość masywnych kształtach...
- Taaa... - skomentowałem.
- Ustaliliśmy również, że niejaka Nue ma powiązania z Yakuzą...
- Co?!!! - krzyknąłem i wstałem prędko od stołu, zwracając powszechną uwagę w sali.
- Koss dokąd? Jeszcze nie skończyłem! - krzyknął za mną.
Wybiegłem kawiarni i pędem ruszyłem do bloku Rin. Czyli nie przypadkowo widziałem Alexa i Nue razem! Obym tylko zdążył...


Dopiero teraz zauważyłam złowrogi uśmiech u Nue i zawartość jej ekwipunku: szmatka (wiadomo, z chloroformem), taśma, sznur. Niedługo potem wkroczył Alex. Miał tą samą minę i worek na śmieci. Chcieli mnie porwać. Nue rzuciła się na mnie ze ścierką, padłam na podłogę. W ostatniej chwili zrobiłam unik. Wstałam. Przeciwnik jakby zniknął...(?) Nagle coś (albo ktoś) zaszedł mnie od tyłu. Przyłożył materiał do moich ust i nosa. Powoli traciłam przytomność. Zdawało mi się, że wbiegł również Koss. Chyba się bili (Koss i Alex), a Nue korzystając z tego, związywała moje kończyny, krótko mówiąc ciało. Niedbale nakleiła kawałek taśmy na moje usta. Chciała zniknąć z miejsca zbrodni, ale sama nie mogła ponieść ciała. Zawinęła mnie w dywan (?) i dołączyła do bójki. Chyba znalazłam się w szafie? Czy pod łóżkiem? Dalej już nie pamiętałam...


Biegnąc korytarzem, już z daleka słyszałem niepokojące odgłosy dochodzące z mieszkania Rin. Na miejscy zastałem stojącego w otwartych drzwiach Alexa. Nad jego ramieniem dostrzegłem Nue przykładającą białą szmatkę do twarzy właścicielki mieszkania. Szarpnąłem chłopaka za rękę i wyciągnąłem na korytarz. Nie był godnym przeciwnikiem, z łatwością unikałem jego nieudolny ciosów. Już po chwili leżał nieprzytomny na ziemi. Tymczasem z mieszkania wybiegła Nue. Rzuciła się na mnie z dzikim wrzaskiem. Zaczęliśmy się szarpać. Gdzieś na schodach usłyszałem tupot ciężkich butów. Coś błyszczącego i podłużnego upadło na podłogę. Złapałem dziewczynę za nadgarstki i pchnąłem w stronę nadbiegającego Paula. On i kilku innych policjantów zajęli się Nue i wracającym do przytomności Alexem. Nie czekając na pozostałych, wbiegłem do mieszkania w poszukiwaniu Rin. Oby nic jej nie było...! Poczułem dziwne ciepło gdzieś w okolicach żeber po lewej stronie. W sypialni przy dużej szafie dostrzegłem zmięty dywanik. Z trudem łapiąc oddech, podszedłem do mebla i otworzyłem drewniane drzwi. W środku znalazłem zwinięty dywan z wystającymi u góry złotymi kosmykami. Rin... Ostrożnie wyciągnąłem dywan, ważył chyba z tonę. Pospiesznie rozwinąłem włochaty materiał. Wreszcie ujrzałem nieprzytomną dziewczynę. Sprawdziłem tętno. W porządku, tylko skąd na moich palcach pojawiła się krew? Cały świat zakołysał się nagle. Upadłem koło Rin i zapadłem w ciemność. Gdzieś jeszcze w zanikającej świadomości zabłysła ostatnia myśl. Dlaczego czułem gorącą ciecz na lewym boku...?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz