Z
pokrowca wyciągnęłam miecz, a ten zalśnił mimo półmroku. Bestia trochę
przeraziła się na widok broni, dzięki której przedwcześnie znalazła się w
zaświatach. Nie chciała po sobie poznać strachu, ale wiedziałam że boi
się.
- Mieczyk? Miło, ale nic nim nie zdziałasz.
,,Jeszcze zobaczymy" - uśmiechnęłam się szyderczo.
Skoczyłam, uniosłam się w górę, ale stwór zrobił unik, a ja w ostatniej chwili uniknęłam upadku. Koss dzielnie zmagał się z duszami, było ich coraz mniej. Spróbowałam magią. Natężyłam swoje mięśnie i szeptałam zaklęcie. Duch przycisnął mnie do ściany i chwycił za nadgarstki. Całował mnie po szyi, przez co prawie straciłam oddech. Gdy istota zniżała się, udało mi się wyswobodzić z uścisku. Ścisnęłam naszyjnik i krzyknęłam bojowo.Odrzuciłam istotę kilka metrów dalej. Zaczęłam biec na napastnika otoczona promieniami niebiesko-białego światła. Przewróciłam go i usiadłam na nim. Teraz był całkowicie bezsilny. Wypowiedziałam zaklęcie i rzuciłam go na leżącego pode mną. Ten zawył i zaczął palić. Zeszłam z niego i zaśmiałam się szyderczo. Krzyczał z bólu, ale nie mógł się ruszyć. Z diabelskim uśmiechem użyłam naszyjnika, aż miło było patrzeć jak patrzy na mnie ze strachem. Wytworzyłam coś podobnego do miecza świetlnego. Prześwietliłam tym demona. Zwijał się z bólu, a ja powiedziałam.
- Będziesz błagał o litość czy może wolisz zginąć?
Stwór nic nie mógł powiedzieć, tylko krzyczał jak opętany.
- Cóż, widzę że wybrałeś drugą opcję...
Naszyjnik zmienił się w sztylet, połyskujący złowieszczo. Pochwyciłam go i wbiłam prosto w jego serce. Ofiara roztopiła się i zniknęła. Chmura otaczająca Kossa również. Miałam na sobie zakrwawione ubranie. Wszystko wróciło do normy, oprócz ubioru oczywiście. Chłopak podszedł do mnie.
- Mieczyk? Miło, ale nic nim nie zdziałasz.
,,Jeszcze zobaczymy" - uśmiechnęłam się szyderczo.
Skoczyłam, uniosłam się w górę, ale stwór zrobił unik, a ja w ostatniej chwili uniknęłam upadku. Koss dzielnie zmagał się z duszami, było ich coraz mniej. Spróbowałam magią. Natężyłam swoje mięśnie i szeptałam zaklęcie. Duch przycisnął mnie do ściany i chwycił za nadgarstki. Całował mnie po szyi, przez co prawie straciłam oddech. Gdy istota zniżała się, udało mi się wyswobodzić z uścisku. Ścisnęłam naszyjnik i krzyknęłam bojowo.Odrzuciłam istotę kilka metrów dalej. Zaczęłam biec na napastnika otoczona promieniami niebiesko-białego światła. Przewróciłam go i usiadłam na nim. Teraz był całkowicie bezsilny. Wypowiedziałam zaklęcie i rzuciłam go na leżącego pode mną. Ten zawył i zaczął palić. Zeszłam z niego i zaśmiałam się szyderczo. Krzyczał z bólu, ale nie mógł się ruszyć. Z diabelskim uśmiechem użyłam naszyjnika, aż miło było patrzeć jak patrzy na mnie ze strachem. Wytworzyłam coś podobnego do miecza świetlnego. Prześwietliłam tym demona. Zwijał się z bólu, a ja powiedziałam.
- Będziesz błagał o litość czy może wolisz zginąć?
Stwór nic nie mógł powiedzieć, tylko krzyczał jak opętany.
- Cóż, widzę że wybrałeś drugą opcję...
Naszyjnik zmienił się w sztylet, połyskujący złowieszczo. Pochwyciłam go i wbiłam prosto w jego serce. Ofiara roztopiła się i zniknęła. Chmura otaczająca Kossa również. Miałam na sobie zakrwawione ubranie. Wszystko wróciło do normy, oprócz ubioru oczywiście. Chłopak podszedł do mnie.
Nagle wszystko ustało. Przestałem słyszeć złowrogie szepty i czuć lodowate łapska. Powoli podniosłem się z ziemi. Rin nadal stała na środku pokoju, wpatrując się w kupkę popiołu na dywanie.
- W porządku? - podszedłem do niej.
Nie wyglądała na ranną. Dostrzegłem kilka zadrapań i siniaków, nic więcej. Ubranie pokrywały szkarłatne plamy...
- Już po wszystkim... - wyszeptała - Ten dr.ań już nie wróci! - uradowana zaczęła tańczyć po całym pokoju - Jestem wolna! - krzyknęła.
Na koniec padła na kanapę z błogim uśmiechem. Przez te wszystkie lata żyła w ciągłym strachu, więc nie dziwiło mnie jej zachowanie. Usiadłem przy niej i odgarnąłem jeden ze złotych kosmyków z twarzy dziewczyny. Otworzyła oczy.
- Dziękuję. - niespodziewanie pocałowała mnie w policzek i pobiegła do kuchni.
Zaskoczony trwałem tak przez chwilę w bezruchu.
- Rin, chciałbym z tobą porozmawiać...
- O czym? - obróciłam się zaciekawiona.
- Sam nie wiem...
- To może zanim porozmawiamy, przebiorę się co?
- Ok.
Na palcach pobiegłam do sypialni i otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej białą tunikę, żółte rybaczki i na nogi wsunęłam czarne japonki. Poszłam do łazienki przebrać się. Kto by na mnie teraz spojrzał pomyślał by o mnie jako ,,grzeczna dziewczynka". Tak naprawdę mam zabójczy charakter. Cóż, powiedzmy, że miałam skrzydła, ale ktoś mi je odciął, więc niestety - muszę latać na miotle. Z twarzy i szyi zmyłam popiół i krew. Włosy - bez zmian, biała kokarda i kilka spinek w tym samym kolorze. Otworzyłam drzwi i zgasiłam światło.
- To co się stało? - klapnęłam obok niego na kanapę.
- Chodzi o... - zawahałem się - ...ten pocałunek. Nie zrozum nie źle. Lubię cię, ale..
Roześmiała się serdecznie.
- Ty myślałeś, że to na poważnie? - zakryła usta dłonią - Traktuję cię jak przyjaciela. Nie wiem, czy... po pewnych wydarzeniach, mogłabym zaufać komuś na tyle...
- Rozumiem. - położyłem rękę na jej ramieniu - Cieszę się. - oparłem przedramiona o kolana - Myślę, że przyda mi się przyjaciel, ktoś na kim mógłbym polegać. Ktoś taki jak ty. - popatrzyłem niepewnie w jej stronę.
- Skoro formalności mamy za sobą, co powiesz na słodką przekąskę? Musimy uczcić nasze zwycięstwo.
- Chętnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o twoim medalionie. To pamiątka po kimś ważnym? Posiada dużą moc...
Roześmiała się serdecznie.
- Ty myślałeś, że to na poważnie? - zakryła usta dłonią - Traktuję cię jak przyjaciela. Nie wiem, czy... po pewnych wydarzeniach, mogłabym zaufać komuś na tyle...
- Rozumiem. - położyłem rękę na jej ramieniu - Cieszę się. - oparłem przedramiona o kolana - Myślę, że przyda mi się przyjaciel, ktoś na kim mógłbym polegać. Ktoś taki jak ty. - popatrzyłem niepewnie w jej stronę.
- Skoro formalności mamy za sobą, co powiesz na słodką przekąskę? Musimy uczcić nasze zwycięstwo.
- Chętnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o twoim medalionie. To pamiątka po kimś ważnym? Posiada dużą moc...
-
Dobrze. Otrzymałam go od mojego taty. Bardzo podobny ma mój brat, bo
podobno razem miały ogromną moc. Opowiadałam ci już o moim bracie?
- Nie, ale posłucham.
- On na imię Len, i jest moim bliźniakiem. Niektórzy mówią, że jesteśmy jak odbicia w lustrze.
- Wróćmy do naszyjnika.
- Spokojnie. Tak więc, ojciec podarował mi ten naszyjnik. Chciał obronić mnie przed niebezpiecznym światem. Przecież nie mógł mnie trzymać w domu całe życie. Otrzymał go od pewnego handlarza, który również nie żyje. O tym wisiorku krążą legendy. Podobno bardzo dawno temu urodziły się bliźniaki takie same jak ja i Len. Na rozkaz cesarza zostały jednak rozdzielone i dziewczynka została zamknięta w jakiejś pieczarze by śpiewała smokowi, a ten przez to spał. Dopóki gad spał, plony były urodzajne. Do pieczary posyłali jedną po drugiej dziewczynie. Jej brat dowiedział się od matki, że ma siostrę i postanowił jej szukać. Tak naprawdę błądził, a prowadziło go jedynie echo dziewczyny. Miał się nie poddać, póki jej nie odnajdzie. W poszukiwaniach pomogli mu wojownik, którego imienia nie znam. Grupa udaje się do królowej, by uzyskać informację , gdyż ona była następczynią cesarza i znała dokładne położenie dziewcząt. Ta jednak odmawia. Pojawia się jej strażniczka królowej i rzuciła się na chłopaka. Po chwili kończy walkę i ucieka razem z nim. Tajemniczy mag wyciągnął towarzysza chłopaka i uciekli. Zła królowa szykowałam już na nich wojska, ale oni z nimi wygrali. Weszli do pieczary. Zastali tam strażniczkę, która pilnowała dziewczęcia, swoją magiczną mocą sprowadziła na nich dusze poprzedniczek dziewczyny. Tylko jej brat uszedł , reszta uciekła. Zbliżył się do strażniczki i pociął jej maskę, przez co uwolnił ją ze służby. Strażniczką zostawało się przymusowo. Minął ją i zobaczył wizję jego siostry. Chciał ją zabrać, ale musieli zabić smoka. Dziewczyna próbowała go uśpić na zawsze, ale ten ją zranił śmiertelnie. Z wdzięczności do chłopaka strażniczka połączyła ich naszyjnika dzięki czemu zabili smoka. - zakończyłam swoją opowieść.
- Wow, ten naszyjnik naprawdę ma swoją historię...
Miałam coś powiedzieć, ale przerwało mi drapanie dochodzące zza progu. Poszłam otworzyć drzwi. Widok mnie zszokował.
- Nie, ale posłucham.
- On na imię Len, i jest moim bliźniakiem. Niektórzy mówią, że jesteśmy jak odbicia w lustrze.
- Wróćmy do naszyjnika.
- Spokojnie. Tak więc, ojciec podarował mi ten naszyjnik. Chciał obronić mnie przed niebezpiecznym światem. Przecież nie mógł mnie trzymać w domu całe życie. Otrzymał go od pewnego handlarza, który również nie żyje. O tym wisiorku krążą legendy. Podobno bardzo dawno temu urodziły się bliźniaki takie same jak ja i Len. Na rozkaz cesarza zostały jednak rozdzielone i dziewczynka została zamknięta w jakiejś pieczarze by śpiewała smokowi, a ten przez to spał. Dopóki gad spał, plony były urodzajne. Do pieczary posyłali jedną po drugiej dziewczynie. Jej brat dowiedział się od matki, że ma siostrę i postanowił jej szukać. Tak naprawdę błądził, a prowadziło go jedynie echo dziewczyny. Miał się nie poddać, póki jej nie odnajdzie. W poszukiwaniach pomogli mu wojownik, którego imienia nie znam. Grupa udaje się do królowej, by uzyskać informację , gdyż ona była następczynią cesarza i znała dokładne położenie dziewcząt. Ta jednak odmawia. Pojawia się jej strażniczka królowej i rzuciła się na chłopaka. Po chwili kończy walkę i ucieka razem z nim. Tajemniczy mag wyciągnął towarzysza chłopaka i uciekli. Zła królowa szykowałam już na nich wojska, ale oni z nimi wygrali. Weszli do pieczary. Zastali tam strażniczkę, która pilnowała dziewczęcia, swoją magiczną mocą sprowadziła na nich dusze poprzedniczek dziewczyny. Tylko jej brat uszedł , reszta uciekła. Zbliżył się do strażniczki i pociął jej maskę, przez co uwolnił ją ze służby. Strażniczką zostawało się przymusowo. Minął ją i zobaczył wizję jego siostry. Chciał ją zabrać, ale musieli zabić smoka. Dziewczyna próbowała go uśpić na zawsze, ale ten ją zranił śmiertelnie. Z wdzięczności do chłopaka strażniczka połączyła ich naszyjnika dzięki czemu zabili smoka. - zakończyłam swoją opowieść.
- Wow, ten naszyjnik naprawdę ma swoją historię...
Miałam coś powiedzieć, ale przerwało mi drapanie dochodzące zza progu. Poszłam otworzyć drzwi. Widok mnie zszokował.
Rin
otworzyła drzwi i znieruchomiała. Nadal słyszałem ciche skrobanie i...
Hm, nie potrafiłem określić źródła dźwięków. Zaciekawiony podszedłem do
dziewczyny.
- To jest powodem twojego zdumienia?
Po policzku Rin spłynęła łza. Na wycieraczce siedział kociak, brudny i zaniedbany. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Dziewczyna przykucnęła i wzięła zwierzaka na ręce.
- Kiedy byłam mała, ojciec przyniósł do domu takiego samego kociaka...
Objąłem ją ramieniem i podrapałem szczęściarza za uchem.
- Wygląda na podrzutka. Może...
- Nie mam mleka! - wcisnęła mi kociaka i wybiegła z mieszkania.
Pół minuty później wróciła.
- Zapomniałam butów i torebki. Zajmiesz się nim? Zaraz wrócę. - zrobiła błagalną minę.
- Jasne... - już jej nie było.
Zamknąłem drzwi i przyjrzałem się zwierzakowi.
- To zostaliśmy tylko my.
Zaniosłem go do łazienki i porządnie wyszorowałem. Wiem, koty nie lubią wody, ale cóż poradzę... Nagle okazało się, że kociak jest biały. Znalazłem ręcznik (może Rin mnie nie zabije) i zawinąłem w niego swoją ofiarę. W pokoju zwierzak wyskoczył z okrycia i zaszył się za szafą. Westchnąłem. Może sam wyjdzie... Piętnaście minut później Rin nadal nie było, a kociak zdążył już wyschnąć i prezentował się jako biała, puchata kulka. Na jednym z regałów znalazłem książkę. Położyłem się na grubym dywanie i zacząłem czytać. Kotek szybko znudził się zwiedzaniem mieszkania i zwinął w kłębek przy mojej głowie.
- To jest powodem twojego zdumienia?
Po policzku Rin spłynęła łza. Na wycieraczce siedział kociak, brudny i zaniedbany. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Dziewczyna przykucnęła i wzięła zwierzaka na ręce.
- Kiedy byłam mała, ojciec przyniósł do domu takiego samego kociaka...
Objąłem ją ramieniem i podrapałem szczęściarza za uchem.
- Wygląda na podrzutka. Może...
- Nie mam mleka! - wcisnęła mi kociaka i wybiegła z mieszkania.
Pół minuty później wróciła.
- Zapomniałam butów i torebki. Zajmiesz się nim? Zaraz wrócę. - zrobiła błagalną minę.
- Jasne... - już jej nie było.
Zamknąłem drzwi i przyjrzałem się zwierzakowi.
- To zostaliśmy tylko my.
Zaniosłem go do łazienki i porządnie wyszorowałem. Wiem, koty nie lubią wody, ale cóż poradzę... Nagle okazało się, że kociak jest biały. Znalazłem ręcznik (może Rin mnie nie zabije) i zawinąłem w niego swoją ofiarę. W pokoju zwierzak wyskoczył z okrycia i zaszył się za szafą. Westchnąłem. Może sam wyjdzie... Piętnaście minut później Rin nadal nie było, a kociak zdążył już wyschnąć i prezentował się jako biała, puchata kulka. Na jednym z regałów znalazłem książkę. Położyłem się na grubym dywanie i zacząłem czytać. Kotek szybko znudził się zwiedzaniem mieszkania i zwinął w kłębek przy mojej głowie.
W sklepie była straszna kolejka. Ludzie rozpychali się na wszystkie strony. Gdy starsza pani odeszła od kasy, nastąpiła moja kolej. Zapłaciłam za produkty i wyszłam. Zaczęło się ściemniać, a w ciemności w mieście może być niebezpieczne. Zawsze bałam się ciemnych zaułków, parków...
Jednak musiałam go pokonać. Przechodząc obok starej kamienicy, poczułam że ktoś za mną idzie. Nie było w tym nic dziwnego, ale miasto o tej porze było puste. Przyśpieszyłam kroku, a ktoś za mną także. Do domu miałam już blisko. Mój marsz zamienił się w bieg, ale daleko nie zabiegłam, przeklęte obcasy! Poślizgnęłam się na skórce od banana.
Ktoś za mną miał kominiarkę na głowie. Podniosłam się i poczułam jak chwytają mnie silne ramiona. Chciałam krzyczeć, ale nieznajomy przycisnął mi do twarzy jakąś szmatkę. Powoli traciłam przytomność, ale ostatkiem sił zamachnęłam się nogą i podarowałam napastnikowi kopniaka w krocze. Facet osunął się na ziemię, ale niestety to samo stało się z mną.
Jednak musiałam go pokonać. Przechodząc obok starej kamienicy, poczułam że ktoś za mną idzie. Nie było w tym nic dziwnego, ale miasto o tej porze było puste. Przyśpieszyłam kroku, a ktoś za mną także. Do domu miałam już blisko. Mój marsz zamienił się w bieg, ale daleko nie zabiegłam, przeklęte obcasy! Poślizgnęłam się na skórce od banana.
Ktoś za mną miał kominiarkę na głowie. Podniosłam się i poczułam jak chwytają mnie silne ramiona. Chciałam krzyczeć, ale nieznajomy przycisnął mi do twarzy jakąś szmatkę. Powoli traciłam przytomność, ale ostatkiem sił zamachnęłam się nogą i podarowałam napastnikowi kopniaka w krocze. Facet osunął się na ziemię, ale niestety to samo stało się z mną.
*** Później
Ocknęłam się. Próbowałam wstać, ale coś stało się z moimi nogami. Próbowałam ruszyć rękami, ale też coś z nimi się stało. No tak, związane. Nic nie widziałam, bo na oczach miałam jakąś szmatkę. Też chciałam krzyczeć, ale usta miałam zaklejone taśmą.
- Mhmm... - próbowałam coś powiedzieć.
Jedną ręką rozwiązałam supeł na rękach, przez co oswobodziłam się ze sznura. Odwiązałam chustkę z moich oczu. Pozbyłam się więzów na nogach i delikatnie odkleiłam taśmę. Byłam w jakimś magazynie. Zauważyłam małe okienko. Wspięłam się do niego po pudłach i otworzyłam je. Wyszłam i uciekłam jak najdalej od mojego więzienia.
***
Niedaleko zauważyłam moje zakupy. Chwyciłam je i pobiegłam sprintem do domu.
Po raz kolejny przeszedłem wzdłuż całego pokoju. Gdzie podziewała się Rin? Zatrzymałem się przy oknie. Słońce zachodziło, barwiąc wszystko purpurą. Biały kociak łasił się o moją nogę, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Co powiesz na mały spacer? - spojrzałem na zwierzaka.
Miauknął cicho w odpowiedzi. Podniosłem malca z ziemi i włożyłem za rozpiętą bluzę. Kociak wystawił łepek nad zamkiem błyskawicznym.
- Wiem, że ci nie wygodnie, ale Rin zabiłaby mnie, gdybym cię zostawił samego.
Na szafce przy wejściu dostrzegłem klucze.
- Świetnie. - mruknąłem pod nosem.
Zamknąłem drzwi i schowałem klucze do kieszeni. Już przed budynkiem rozejrzałem się zdezorientowany. Gdzie tu jest najbliższy sklep? Zaczepiłem starszą kobietę.
- Przepraszam, szukam... - niesforny kociak wystawił głowę z bluzy - No właśnie...
Kobieta spojrzała na mnie z uśmiechem. Jednak nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wyminąłem ją i podbiegłem do Rin. Pojawiła się niespodziewanie w tłumie ludzi.
- Co ci się stało?! Kto... - rzuciła torbę z zakupami na ziemię i bez słowa przytuliła się do mnie. Odskoczyła zaskoczona, kiedy usłyszała miauknięcie kota.
- Co...? - parsknęła śmiechem i poczochrała zwierzaka - Wracajmy do domu. - uśmiechnęła się przez łzy.
Zdezorientowany objąłem ją ramieniem, podniosłem zakupy i zaprowadziłem bezpiecznie do mieszkania. Starsza kobieta obserwowała nas z tajemniczym uśmiechem.
- Ach ci młodzi. - pokręciła głową.
Odeszła kawałek i odwróciła się w stronę drzwi do klatki schodowej. Pewna, że zniknęliśmy w środku, wyjęła telefon z torebki i nieśpiesznie wybrała numer.
- Znalazłam ją...
Weszliśmy już do mieszkania a ja przymknęłam drzwi. Nie chciało mi się po całym zwrocie wydarzeń zamykać, bo co mi się stanie? Okno w mieszkaniu było otwarte, więc wszystko było słychać dobrze. Koss czesał kota, zaraz, zaraz - CZY ON NIE ZAKOSIŁ MOJEJ SZCZOTKI DO WŁOSÓW?! Już miałam podejść do niego i dać mu ochrzan, ale usłyszałam podejrzane głosy. Zdawało mi się też, że chodziło im... o mnie.
- Psst, Koss! Chodź tu!
- To pilne?
- Tak, ale ciszej...
Powoli podszedł do okna. Otworzyłam je szerzej najciszej, jak umiałam.
Na dole trwała interesująca rozmowa z trzema osiłkami i staruszką.
- Gdzie ona jest?!
- Daj stówę , to wam powiem.
- No coś ty... GADAJ!
- Dobra, ona tu mieszka. Drugie piętro, mieszkanie numer 5. A następna informacja za 200.
Słychać było szelest banknotów. Jednak pozory mylą. Zamiast np.: dziergać na drutach, staruszka woli pracować dla mafii. Dziwne, ale prawdziwe...
- Tylko na górze jest z jakimś facetem, radzę wam uważać, radzę pozbyć się świadków.
- Nie ma problemu. Trzech na jednego wiele nie zdziała. Pewnie najsilniejszy nie jest.
- Wiem tyle, a teraz muszę iść. Poczyścić giwerę... - zaśmiała się i zniknęła za rogiem. Z osiłkami stało się to samo.
- Jeszcze tu wrócimy....
- Zostań tu. - szepnąłem do dziewczyny i podałem jej szczotkę z kocią sierścią.
- A ty dokąd?! - powiedziała cicho, łapiąc mnie za rękaw.
Niewiele myśląc przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
- Za niedługo wrócę. - puściłem do niej oko.
Rin zdezorientowana i zaskoczona stała tak jeszcze, kiedy wychodziłem. No cóż, czasem trudno kogoś przekonać do naszych racji. Trzeba wtedy sięgnąć po najcięższe argumenty.... Szybko zbiegłem ze schodów na parter i zaczaiłem się za rogiem budynku. Osiłki właśnie znikały za zakrętem sąsiedniej ulicy.
- Już ja wam pokażę na co mnie stać. - uśmiechnąłem się paskudnie.
Podobno gorsza od faceta ze zranioną dumą jest tylko kobieta z menstruacją. Tak słyszałem... Cichaczem podążyłem w pewnym oddaleniu za "byczkami". Śmiejąc się i dyskutując o czymś zawzięcie, weszli do baru. No to się zabawmy... Poszedłem za ich przykładem i przekroczyłem próg speluny. W zadymionym pomieszczeniu unosił się zapach tytoniu, przepoconych ciał i alkoholu. Moje owieczki podeszły do lady. Natychmiast najbliżsi ludzie grzecznie zrobili im miejsce. Jeden zamówił trzy browary, a drugi pomaszerował w stronę toalet. Przeciskając się między ludźmi, zwracałem powszechną uwagę. Może wyglądałem za grzecznie? No cóż, czasem pozory mylą... Ignorując przekleństwa, dopchałem się w końcu do męskiej toalety. Niestety trzeba było posiadać sporo wyobraźni, żeby tak nazwać to miejsce... W środku byczek załatwiał swoje potrzeby przy pisuarze. Podszedłem do zlewu i od niechcenia umyłem ręce. Mam czas, poczekam.
- Panienka ubrudziła rączki? - mięśniak zadrwił, równocześnie dopinając rozporek.
- Uważaj, żebyś przypadkiem czegoś nie przyciął tym zamkiem. Jeszcze mógłbyś zastąpić Walewską w Operze. - wytarłem ręce i spokojnie odwróciłem się do sterydziaża.
Ten najwyraźniej nie zrozumiał dowcipu, ale uznał, że właśnie go obrażono i powinien odpowiednio zareagować. Zmarszczył brwi i wysunął dolną szczękę do przodu. Miało być groźnie, niestety mina upodobniła go nieco do obślinionego buldoga.
- Uważaj, bo sprawię, że cię mamusia nie pozna.
- Na to czekam. - uśmiechnąłem się i oparłem o umywalkę.
Wściekły byczek nie tracił czasu na słowa. Zamachnął się na mnie, celując w żołądek. Zrobiłem unik, a gość z impetem rąbnął w umywalkę. Coś niemiło chrupnęło. Byczek zawył i złapał obolałą dłoń.
- Bawisz się beze mnie?
Zaskoczony odwróciłem się w stronę drzwi.
- Co ty tu robisz... Rin? Damska toaleta jest trochę dalej... - wymamrotałem niepewnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz