wtorek, 29 kwietnia 2014

Rin i Koss

Czekałam przed budynkiem. W końcu wyszedł z budynku. W tłumie zauważył mnie i podszedł w moją stronę.
- No to idziemy? - uśmiechnęłam się i opuściliśmy budynek.

***

Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Wpuściłam Kossa do środka, a sama zamknęłam drzwi. Skierowałam się do salonu, a on usiadł na kanapie. Pokój dzienny i kuchnia są podzielone pół ścianką. Chłopak przyglądał się pomieszczeniu, bo miał co oglądać - właśnie tu trzymałam większość ze swoich obrazów.
- Kawy, herbaty? - wychyliłam swoją czuprynę zza ściany.
- A co proponujesz?
- Zieloną herbatę robię. To zieloną?
- Tak
W kuchni zagotowałam wodę i wyjęłam dwa kubki. Nie miałam filiżanek, bo zbiły mi się w tym tygodniu. Nie miałam czasu kupić. Za to kubków miałam mnóstwo.Tak jakby je kolekcjonowałam . Niechcący do naczyń wrzuciłam trochę imbiru. W sumie to nie było niechcący , bo naszła mnie dzika ochota na eksperymentowanie. Porzuciłam jeszcze plasterek pomarańczy i cytrynę. Napoje wzięłam na tackę i zaniosłam do Kossa na stolik kawowy.


Wziąłem kubek z tacy i wciągnąłem aromatyczny zapach herbaty.
- Ładnie pachnie.
- To moja mieszanka specjalna, zawsze wychodzi inna. - uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszędzie stały obrazy na sztalugach, niedokończone lub zakryte materiałem. Dziewczyna miała pewną rękę i niemały talent.
- Podobają ci się? - odstawiła kubek i podeszła do zamalowanych płócien.
Przez kolejne pół godziny prezentowała swoje obrazy. Byłem pod wrażeniem. Piękne widoki, zwierzęta, szkice twarzy. Nagle odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem i wesołymi ognikami w oczach. Wiedziałem, że czas brać nogo za pas. Niestety dziewczyna skutecznie mi to utrudniała. Przez chwilę widziałem tylko jej wielkie, niebieskie oczy.
- Może chciałbyś, żebym namalowała ciebie? - spytała niewinnie....


- Raczej nie będziesz miała czasu...
- Mam czas. Tylko potrzebne będzie mi twoje zdjęcie.
Pobiegłam po lustrzankę. Zrobiłam mu zdjęcie.
- Taki obraz to ile się maluje? - zapytał.
- U mnie to max tydzień.
- Ok.
Nagle stało się coś, czego nie chciałam. Zza kanapy, wypadł obraz zawinięty w płótno. Wzięłam go i rozwinęłam. Przedstawiał on dziewczynę. Zakrwawioną i smutną. Dziewczyna ta miała niebieskie oczy i blond włosy. Tak jak ja. Bo byłam to dawna ja... Na policzek spłynęła mi jedna łza.


Podszedłem do dziewczyny i delikatnie wyjąłem obraz z jej rąk. Zwinąłem go i odłożyłem ostrożnie na stół. Rin nadal wpatrywała się w rulon.
- To... - zaczęła niepewnie.
- Ciiiiii... - przytuliłem ją - Jak będziesz gotowa, to mi powiesz.
Przez chwilę stała tak, czerpiąc siłę z moich ramion. Wzięła kilka głębszych wdechów i odsunęła się, ocierając policzki.
- Już mi lepiej. Przepraszam, to..., to wspomnienia... - usiadła na kanapie i sięgnęła po zwinięty papier.
- Nie musisz... - zaprotestowałem.
- ...ale chcę....


- Cóż, to trudne. Nikomu tego nie mówiłam ale... - trochę posmutniałam.
- ?
- W swoim życiu przeżyłam taką jakby teksańską masakrę...
- Jak nie jesteś w stanie tego powiedzieć to nie mów tego.
- Nie przerywaj mi. Po tym, w nocy nawiedzały mnie duchy tych ofiar. W nocy groziły mi że do nich dołączę. Nagle mnie coś naszło i postanowiłam się tak namalować. Gdy ,,wytrzeźwiałam" było już za późno. Obraz tak się utrwalił, że nie mogłam go zniszczyć. Próbowałam go wyrzucić, spalić. Nic z tego. On ciągle wraca. Jest opętany....


Usiądź koło mnie. - poklepałem miejsce na kanapie.
Odczekałem, aż dziewczyna usadowi się wygodnie. Nie spuszczała oka ze zwiniętego obrazu i wciąż lekko drżały jej ręce.
- Opowiedz mi, co dokładnie wydarzyło się tamtej nocy? Może mógłbym ci pomóc.
- Nikt nie może mi pomóc... - ukryła twarz w dłoniach.
Położyłem rękę na jej ramieniu.
- Z każdej sytuacji jest wyjście... - zamyśliłem się na chwilę - Może się udać, ale muszę znać szczegóły. To bardzo ważne.
Rin podniosła twarz i przyjrzała mi się z powątpiewaniem.
- To może zacznę od początku...


- Cóż... Na okolicę gdzie mieszkałam - podkreśliłam słowo ,,mieszkałam". - Na miasteczko napadł facet z piłą motorową i maską. Znałam go. Proponował mi nielegalną umowę, ja odmówiłam. Ten obiecał mi zemstę. Mężczyzna znał magię. Sprawił, że nie tylko zginęły ważne dla mnie osoby: przyjaciele znajomi, a nawet - mój ojciec. Zbuntował także ich dusze, by napadały na mnie w noce z pełnią. Mama i mój brat wyjechali wcześniej, ojciec o wszystkim wiedział. Ja w to nie wierzyłam, przez co prawie nie zginęłam. Ten ,,zły" napadł na naszą miejscowość w nocy. Wszyscy spali, nie spodziewali się niczego. W nocy obudziły mnie krzyki, a następnie kroki. Mój tata nie obudził się, a tamten go zabił. W mieście zostałam tylko ja. Przeżyłam, bo zabiłam napastnika swoim mieczem. Następnie wzięłam wszystko co niezbędne, i uciekłam z miasta. Udało mi się dotrzeć do matki i brata. Postanowiłam zacząć życie od nowa. - zakończyłam jakże moją straszną historię.


Dziewczyna splotła ręce na kolanach, żebym nie zauważył jak drżą. Podniosła powoli głowę i spojrzała na widok za oknem. Myślami wciąż była w mrocznym mieście.
- Rin...? - Dotknąłem jej ręki.
Nagle wszystko zawirowało i zniknęło. Była ciemna noc, zbudziły mnie tajemnicze dźwięki dochodzące gdzieś z głębi mieszkania... Zobaczyłem wszystko jej oczami. Szczegół po szczególe... Czułem to samo co ona - strach, ból, nienawiść, rządzę krwi, smutek i... samotność. Uciekała z miasta zmęczona i przerażona. Widziałem, słyszałem i czułem wszystko tak wyraźnie, jakbym sam to przeżył. Wreszcie cały obraz zniknął i dostrzegłem przed sobą podłogę. Coś czerwonego kapało na wykładzinę. Ciężko dyszałem i klęczałem na podłodze. Otarłem krew z nosa. To..., nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś podobnego... Rin przykucnęła przy mnie.
- Nic ci nie jest? - położyła mi rękę na ramieniu.
- Rin..., ten obraz... - wydyszałem - nie jest przeklęty,.... to ostrzeżenie....


Obecność Kossa dała mi ciepło, przez co miałam siłę na walkę i co najważniejsze - nadzieję.
- Duchy pojawiają się zawsze o tej samej porze, o północy. W nocy może być trudniej, bo są one przeźroczyste i nie będzie ich widać. To utrudnienie. Podczas walki moglibyśmy ich nie zobaczyć. - stwierdziłam.
Ślepo dotknęłam klatki piersiowej , aż nie wyczułam naszyjnika którego noszę cały czas na szyi. Ścisnęłam go. Po chwili mieszkanie zniknęło. Była tylko biała przestrzeń. Koss również. Dziwnie się czułam. Miałam na sobie lekką białą sukienkę do kolan przewiązaną żółtym rzemykiem i bose stopy zamiast T-shirtu i dżinsów. Nagle wolno podszedł do mnie ojciec.
- Rin, naszyjnik który ci dałem, ma wielką moc. Musisz tylko wiedzieć jak ją wykorzystać. Broń się, nie atakuj. Jak zaatakujesz - nie poznasz siły napastnika. Tak wielką mocą nie obdarza się byle kogo. - pogładził mój policzek i otarł łzę. - Jeszcze się spotkamy....
Później wszystko wróciło do normy. Wylądowałam na swoim łóżku ściskając naszyjnik w dłoni. Usłyszałam kroki.
- Rin, wszystko OK? - znajomy głos. Jaka ulga...
Wszedł do sypialni.
-Miałam wizję...


Przyklęknąłem przy niej. Wydawała się odmieniona, jakby wstąpiła w nią nowa siła i nadzieja. Uśmiechała się delikatnie, zaciskając dłoń na naszyjniku. Po policzku spłynęła jedna łza.
- Rin, wszystko OK?
- Miałam wizję... - wyszeptała.
- Musiała ci dodać otuchy. Znacznie lepiej wyglądasz.
- I lepiej się czuję. - otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Cieszę się. - otarłem mokry policzek - Jest 18. Mamy kilka godzin, żeby się przygotować.
Podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Jasne słońce rozświetliło jej twarz i złote włosy. Bez namysłu otworzyła okno na oścież i zaczerpnęła kilka głębszych wdechów świeżego powietrza.
- Gotowy? Jutro nic nie będzie takie samo.... - powiedziała tajemniczo.


- Moje życie się odmieni, i nie tylko moje...
- Co masz na myśli?
- Ten demon już nie przyczepi się ani do mnie, ani do niczego innego.
- Dobro dla świata...
-Dobra, nie rozmarzajmy się tu za bardzo, bo nic nie zrobimy... - zaśmiał się. Zrobiło mi się jakoś raźniej, a po chwili śmiałam się razem z nim.

***

Resztę czasu jakoś spędziliśmy. Zamówiłam do domu pizze, obejrzeliśmy film. Koss wybierał. Jego wybór padł na horror. Zgodziłam się. Podobno miało to pomóc przy walce w nocy. Na ekranie łaziły różne zmory, lała się krew. Nie mogłam na to patrzeć. Ukrywałam twarz w dłoniach, i co jakiś czas pytałam się czy już mogę patrzeć. Potem się już przyzwyczaiłam i oglądałam normalnie. Następnie wybiła kolej na mnie. Wybrałam dramat.
Czas nam miło leciał, a nie zauważyliśmy, że robi się ciemno...


Siedzieliśmy oglądając kolejny film. Rin śmiała się z komedii francuskiej. Nie zauważyliśmy, kiedy w pokoju zrobiło się chłodniej. Zaczęło się niewinnie. Firanka w oknie poruszyła się nieznacznie.
- Zaczęło się... - powiedziała cicho i wskazała na niewyraźny cień na ścianie.
Poczułem jak włoski na karku stanęły mi dęba. Dyskretnie wyjąłem sztylet z pochwy przywiązanej do łydki. Srebro... podobno działa...
- Masz gotowe zaklęcia? - wyszeptałem.
Udawaliśmy, że nadal oglądamy film.
- Za tobą. Nadchodzi... - odpowiedziała równie cicho z lekką nutką histerii w głosie.
Wyczułem delikatną woń spalenizny. Nie czekając dłużej, wyprężyłem się i wbiłem ostrze tuż nad głową w czarny kształt przybierający ludzką postać. Stwór zawył i rzucił mną o ścianę. Uderzenie pozbawiło mnie oddechu. Uniosłem głowę i jak przez mgłę dostrzegłem Rin otoczoną przez czarną chmurę. Szykowała się do rzucenia zaklęcia. Ciemna postać nabierała rzeczywistych kształtów i kolorów. Teraz miałem szansę!
- Przyprowadziłaś dla mnie kolejną zabawkę? Jak miło... - cień przybrał postać mężczyzny i zaśmiał się szyderczo.
Uniósł dłoń i delikatnie musnął policzek Rin. Zrobiła krok do tyłu nadal szepcząc słowa zaklęcia. Muszę odwrócić uwagę tego potwora i dać czas dziewczynie....
- Zostaw ją! - krzyknąłem i rzuciłem się w stronę przeciwnika.
Odwrócił głowę, ukazując diabelski uśmiech. Machnął ręką, a zgraja cieni otoczyła mnie kręgiem, jednak to wystarczyło, by Rin mogła działać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz