wtorek, 29 kwietnia 2014

Rin i Koss

- No weź...
- Naprawdę... - powiedziałam. - Nie będziesz wyglądać jak pudel, zobaczysz....
Delikatnie rozplotłam małe warkoczyki. Po zabiegu włosy były normalne.
- Wow, umiesz przekraczać prawa fizyki?
- Niekiedy umiem. Często kąciki ust zamiast w dół idą w górę. - zaśmiałam się.
- Twój brat często do ciebie przyjeżdża?
- Nie. A czemu pytasz?
- Bo mógłby być zazdrosny...
- Oj ty ty... - pogroziłam palcem i przytuliłam się do niego.
Chwilę tak tkwiliśmy w bezruchu, tylko ja bawiłam się jego włosami, potem już odepchnęłam go.
- Poczekaj... - poprawiłam włosy. - Dobra, jestem już gotowa...


- Jesteś gotowa na co?
- Deszcz już nie pada, chcesz przesiedzieć cały dzień w domu? - zaśmiała się serdecznie.
- Moje ubrania...
- Spokojnie. - weszła mi w słowo - Dałam je do suszarki, powinny już wyschnąć.
Radosna pobiegła do łazienki. Nagle zadzwonił telefon... z łazienki. Dziewczyna wybiegła z pomieszczenia z moją komórką. Była wściekła. Na śmierć zapomniałem, że zostawiłem telefon w spodniach.
- Dzwoni jakaś Rill! Kto to jest?!
Wybuchnąłem śmiechem i podszedłem do niej, by zabrać brzęczące urządzenie. Cofnęła się o krok.
- Kto to jest Koss?
- Zazdrosna? - spoważniałem jednak, gdy w jej oczach dostrzegłem łzy - Rin, to moja kuzynka...
- Czy na pewno? - zmarszczyła brwi.
- Tak, mieszkamy razem. Jej ojciec przygarnął mnie po... śmierci rodziców. - przed oczami stanął mi koszmar powracający w snach...
Poczułem jak Rin objęła mnie i przytuliła się.
- Przykro mi... Nie wiedziałam...
Podniosłem jej podbródek.
- Ty tez nie miałaś w życiu lekko. Skoro nie chcesz mi oddać telefonu to jestem zmuszony zabrać cię do kina. Zgadzasz się?
W jej oczach pojawiły się wesołe ogniki.


- Nie mam nic przeciwko... A na co pójdziemy
- Zobaczysz....
- A kot nie podrapie mi kanapy...?
- Coś się zrobi....
- Skoro tak mówisz....
Wyszłam w głąb mieszkania, a po chwili wróciłam z dużym, kartonowym pudełkiem. Kot od razu do niego wskoczył z pyszczkiem ,,W końcu rozumieją mnie i moje potrzeby".
- To idziemy?
- Dobra, tylko się przebiorę...
Pokiwałam głową, a on poszedł do łazienki. Wrócił po chwili ubrany.
- Nie były mokre?
- No może trochę...
- Jest ciepło, zaraz wyschną na słońcu.
Spojrzałam na termometr. Było 20 stopni. Wzięłam bluzę i zarzuciłam na plecy.

***

Po pięciu minutach byliśmy już pod kinem.
-Kto płaci? - zapytałam.
- Ja. W końcu zaprosiłem cię, to ja płacę.
- Skoro chcesz....
Zapłacił za bilety i poszliśmy na salę.
- A co to będzie za film? - ogarniała mnie ciekawość.
- Zobaczysz....
No nie mogę z nim, horror. Ciekawe czy zrobił to specjalnie...


Usiedliśmy wygodnie w sali kinowej w ostatnim rzędzie. Podałem Rin dużą porcję popcornu i colę.
- A co to będzie za film? - spytała zaciekawiona.
- Zobaczysz... - uśmiechnąłem się leciutko.
Światło zgasło, a na ekranie pojawiły się reklamy. Dziesięć minut później zaczął się wreszcie film. Kiedy pojawił się tytuł "LOVELY MOLLY", dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Czy to czasem nie horror? - powiedziała z wyrzutem.
- Tak. Nie musisz się bać, jestem przy tobie. - puściłem do niej oko i złapałem za rękę.
Na twarzy Rin pojawił się wymuszony uśmiech. Robiła dobrą minę do złej gry... Prawdę mówiąc, liczyłem na to, że film ją przestraszy. I nie muszę tłumaczyć dlaczego... Pierwsze sceny akcji nie napawały lękiem tylko nudą. Dziewczyna westchnęła cicho.
- To ma być horror...?
- Nie daj się zwieść pozorom. - szepnąłem jej na ucho.
Uwielbiałem zapach włosów blondynki. Sam film, na szczęście nie zawiódł i już po kilkunastu minutach wkroczyły sceny grozy. Młode małżeństwo zaczęło borykać się z duchem w ich własnym domu. Rin siedziała jak w transie, tylko czasem mocniej ściskała moją rękę. Niestety film nie dostarczył mi wrażeń, jakich się spodziewałem... po dziewczynie. Następnym razem wybiorę coś krwawszego... Wreszcie seans dobiegł końca, a my wyszliśmy z sali.
- Myślałem, że będziesz się bardziej bała. - powiedziałem z żalem.
Parsknęła serdecznym śmiechem.
- Liczyłeś na to, że zasłonię sobie oczy twoim rękawem? Następnym razem bardziej się postaraj. - puściła do mnie oko.
- To na co masz ochotę teraz?
Nadal trzymała mnie za rękę.


Nie puszczając jego ręki, poszłam przez park. Doszliśmy do małego molo i łódki.
-Więc spodobało ci się to miejsce....
- Tak, tylko teraz ja wiosłuję! - krzyknęłam i ścisnęłam wiosła jak miecz .
Wsiadł do łódki a ja po nim. Dość szybko dopłynęliśmy do wyspy. Koss patrzył z zaciekawieniem na moją torbę, była dość wypchana. Szykowałam niespodziankę.
- Co ty tam masz w tej torbie? - spytał.
- Zobaczysz....
Z torby wyjęłam koc i rozłożyłam na trawie. Na nim pojawił się pojemnik z jedzeniem.
- Piknik?
- Tak.
- Uroczo.
Oparliśmy się o drzewo. Przytuliłam się do niego. Jak ja uwielbiam zapach jego perfum... Jest taki kojący.... Jak było widać, on też nie ma nic przeciwko. Jak to musi słodko wyglądać....
Z pojemnika wyjęłam jabłko i zaczęłam je pogryzać. Miałam jeszcze winogrona, trochę borówek i wiśnie. Koss wziął borówki.
- Widzę, że lubisz owoce. - potarmosił mnie po włosach.
- A czemu nie?


Skończyłem jeść borówki i wytarłem ręce w ściereczkę. Piękna pogoda i ćwierkanie ptaków sprzyjało romantycznej chwili, takiej jak ta. Objąłem Rin i przymknąłem oczy. Wdychałem jej delikatny, kwiatowy zapach. Mógłbym tak spędzić wieczność... Nie wiem kiedy odpłynąłem w sen. Czułem się wspaniale w towarzystwie dziewczyny. Nagle poczułem czyjś dotyk na policzku. Nim otworzyłem oczy, Rin lekko pocałowała mnie w czoło.
- Śpij. - szeptała czule.
Obawiałem się jednak, że wyskoczy z podobnym numerem jak te warkoczyki i otworzyłem jedno oko.
- Coś kombinujesz?
- Ja? - uśmiechnęła się niewinnie - Dlaczego tak myślisz?
Ewidentnie coś kombinowała... 


- Doświadczenie. - powiedział i przymknął oko.
Może i kombinowałam, sama już nie wiem. Ten ,,spał"' ,a ja
czochrałam jego włosy. Ma naprawdę fajne. Zdaje mi się, że nawet
dłuższe od moich. No tak, każdy mógł mieć włosy dłuższe od moich. Jedną z zalet takiej fryzury to ta , że nie muszę kupować żadnych gumek i innego chińskiego badziewia. Niektórzy mi mówią, że wyglądam uroczo w krótkich włosach... Rozmyślanie przerwało mi mamrotanie Kossa :
- Co ty tam robisz? Skąd masz tyle gumek na te warkoczyki?
- Ja ci nie robię żadnych warkoczyków!
- Okey, okey.... Uroczo się wściekasz... - zaczął się przekomarzać.
- Ja?! Dobra, ty to robisz specjalnie! - nie chciałam być gorsza.
- No
- To ja ci zrobię na złość i nie będę się wściekać! O!
- Pff....
- Już się nie gniewam, wyluzuj....
- A co robię...?
- Ano tak... - przytuliłam się do niego.
Tkwiliśmy tak dłużej niż chwilę, bo sielankę przerwało nam brzęczenie. Nie, to nie może być, jeszcze za wcześnie. To...
- Osa! - krzyknęłam ze strachu i wlazłam na drzewo. Uczepiam się jednej z gałęzi obejmując ją rękami i nogami.
Wyglądałam komicznie, szkoda że nie mogłam się rozdwoić i zobaczyć. W Japonii nie ma takich leniwców.
- Odleciała? - spytałam ściskając mocniej gałąź.


Odwróciłem się i zdusiłem śmiech. Niestety uczucie okazało się silniejsze i parsknąłem głośno.
- Nie śmiej się ze mnie, tylko zabij tą osę! - krzyknęła oburzona.
Na szczęście gałąź była na tyle nisko, że dosięgnąłem dziewczynę i zdjąłem delikatnie z drzewa. Nadal trzymając ją w ramionach, ponownie usiadłem przy pniu.
- Już odleciała. Nie ma się czego bać. - zaśmiałem się cicho.
- Łatwo ci mówić, gdybyś przeżył to co ja... - powiedziała z wyrzutem i wtuliła twarz w moją koszulę.
- Przy mnie żaden owad cię nie skrzywdzi. Poza tym znam dobre lekarstwo na twój lęk.
- Jakie? - podniosła głowę zaciekawiona.
- Takie... - pocałowałem ją.
Przytuliła się mocniej. Miała słodkie usta...
- Na dzisiaj już wystarczy tego dobrego. Jeszcze się przyzwyczaisz. - szepnęła cichutko czerwona jak różyczka.


- Albo nie... - pocałowałam go.
Tak naprawdę to nie chciałam skończyć, tylko udawałam niedostępną.
Chyba każda taka jest. Przełamałam się. I nawet, czuję się z tym lepiej.
Raj znowu przerwany. Telefon.
- Co znowu? - nerwowo wyciągnęłam telefon z torby i przycisnęłam zielony przycisk.
- Halo? - usłyszałam w telefonie.
- Tak?
- Rin, za chwilę będą zajęcia, czemu cię nie ma?
- Pff... już idę...
Rozłączyłam się. Zapomniałam że dzisiaj mam kółko plastyczne.
- Co się stało? - zapytał Koss.
- Okazało się, że zajęcia mam.
Znowu telefon.
- Hm?
- Jednak nie przychodź. Idziemy do domu, bo zajęcia odwołane. Nauczyciel chory. Pa.
Jak dobrze. Dzisiaj naprawdę nie miałam ochoty na zajęcia.
- Kto dzwonił?
- Koleżanka z zajęć. 


Złapałem jej podbródek i zajrzałem głęboko w oczy.
- Dzisiaj nie mam zamiaru dzielić się tobą Rin. Z nikim.
- Co tylko zechcesz. - uśmiechnęła się szeroko i pocałowała mnie - Może przejdziemy się gdzieś?
- Dla ciebie wszystko. - puściłem do niej oko.
Tym razem to ja wiosłowałem do brzegu. Na miejscy pomogłem dziewczynie wyjść z łódki na molo. Szliśmy wolno ścieżką, trzymając się za ręce. Nagle jakiś facet przebiegł koło nas, wyrywając Rin torbę.
- Hej! - krzyknęła.
- Zostań tu! - rzuciłem przez ramię i pobiegłem za złodziejem.
Gość miał niezłą formę. Dobiegł do ogrodzenia i bez trudu je przeskoczył. Wylądował na chodniku i przebiegł ruchliwą ulicę. Bez zastanowienia rzuciłem się za nim. Po drugiej stronie drogi słyszałem jeszcze przekleństwa i trąbienie kierowców. Złodzieja dopadłem w bocznej uliczce, kiedy próbował zniknąć za drzwiami jednej z kamienic. Złapałem go za ramię i przygwoździłem do ściany.
- To chyba nie twoje. - wyrwałem mu torbę Rin.
- Jeszcze się policzymy smarkaczu! - krzyknął za mną.
Na odchodne sprzedałem mu kopniaka w żołądek.
- To, żeby cię w przyszłości nie kusiło zabieranie cudzych rzeczy.
Spokojnie wróciłem do parku i już z daleka pomachałem zdenerwowanej Rin torbą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz