Koss pobiegł za złodziejem. Czekałam na niego w parku. Usiadłam na ławce, bo bolały mnie nogi od ciągłego stania. Po kilku minutach zobaczyłam go przy bramie. Pomachał mi, a ja podbiegłam do niego.
- No jesteś! Kto to był? - zasypałam go pytaniami.
- Jakiś d**ń, ale nie martw się, nie ukradnie ci już torebki. - powiedział czule.
- To gdzie teraz pójdziemy?- spytałam z uśmiechem.
- Zobaczysz, ale nie od razu....
Zaintrygował mnie tą wypowiedzią. Zawiązał mi na oczy chustkę i zakręcił mną. Poprowadził mnie w prawo, gdzie znajdowała się brama. Myślałam że wychodzimy z parku, myliłam się. Obrócił mną w przeciwną stronę. Nie wiedziałam gdzie idziemy. Po kwadransie ,,obracania się" w końcu stabilnie stanęłam. Chłopak zdjął mi chusteczkę.
- Gdzie jesteśmy?
- Za chwilę się dowiesz...
- No jesteś! Kto to był? - zasypałam go pytaniami.
- Jakiś d**ń, ale nie martw się, nie ukradnie ci już torebki. - powiedział czule.
- To gdzie teraz pójdziemy?- spytałam z uśmiechem.
- Zobaczysz, ale nie od razu....
Zaintrygował mnie tą wypowiedzią. Zawiązał mi na oczy chustkę i zakręcił mną. Poprowadził mnie w prawo, gdzie znajdowała się brama. Myślałam że wychodzimy z parku, myliłam się. Obrócił mną w przeciwną stronę. Nie wiedziałam gdzie idziemy. Po kwadransie ,,obracania się" w końcu stabilnie stanęłam. Chłopak zdjął mi chusteczkę.
- Gdzie jesteśmy?
- Za chwilę się dowiesz...
Przed nami rosły gęste drzewka forsycji, zasłaniając całkowicie widok za nimi.
- Co to za odgłosy? - spytała zaniepokojona.
- Nie ufasz mi? - złapałem Rin za rękę i pociągnąłem w stronę wydeptanej dróżki.
- Ufam, ale...
- Zaraz zobaczysz. - mrugnąłem porozumiewawczo.
Zza drzewkami było kolejne niewielkie jeziorko, a na jego środku wysepka z domkiem. Wszędzie kręciły się łabędzie z młodymi. Rin klasnęła w dłonie zachwycona.
- Fantastyczne!
- Ciii. Nie spłosz ich.
- Ok. - szepnęła i podekscytowana powoli podeszła do brzegu.
Kilka ptaków pośpiesznie przepłynęło jeziorko i wyszło niezgrabnie na brzeg. Ostrożnie podeszły do dziewczyny. Wyciągnęła rękę i spróbowała pogłaskać najbliższego. Odsunął się parę kroków w bok cicho sycząc.
- To nie tak. - podałem Rin bułkę, z której wcześniej urwałem kawałem.
Wyciągnąłem otwartą dłoń z kąskiem i podsunąłem łabędziowi pod dziób. Przyjrzał się uważnie prezentowi i zjadł ostrożnie.
- Widzisz? Teraz podaj mi rękę. - wykonała moje polecenie.
Powoli zbliżyłem nasze dłonie do tułowia ptaka. Syczał cicho, ale dał się pogłaskać.
- Koss, jego pióra są takie miękkie. - powiedziała z rozmarzeniem w głosie.
- Co to za odgłosy? - spytała zaniepokojona.
- Nie ufasz mi? - złapałem Rin za rękę i pociągnąłem w stronę wydeptanej dróżki.
- Ufam, ale...
- Zaraz zobaczysz. - mrugnąłem porozumiewawczo.
Zza drzewkami było kolejne niewielkie jeziorko, a na jego środku wysepka z domkiem. Wszędzie kręciły się łabędzie z młodymi. Rin klasnęła w dłonie zachwycona.
- Fantastyczne!
- Ciii. Nie spłosz ich.
- Ok. - szepnęła i podekscytowana powoli podeszła do brzegu.
Kilka ptaków pośpiesznie przepłynęło jeziorko i wyszło niezgrabnie na brzeg. Ostrożnie podeszły do dziewczyny. Wyciągnęła rękę i spróbowała pogłaskać najbliższego. Odsunął się parę kroków w bok cicho sycząc.
- To nie tak. - podałem Rin bułkę, z której wcześniej urwałem kawałem.
Wyciągnąłem otwartą dłoń z kąskiem i podsunąłem łabędziowi pod dziób. Przyjrzał się uważnie prezentowi i zjadł ostrożnie.
- Widzisz? Teraz podaj mi rękę. - wykonała moje polecenie.
Powoli zbliżyłem nasze dłonie do tułowia ptaka. Syczał cicho, ale dał się pogłaskać.
- Koss, jego pióra są takie miękkie. - powiedziała z rozmarzeniem w głosie.
- To łabędzie.
- Wiem.
-Mają takie mięciutkie piórka...
- Czuję... - powiedziałam rozmarzonym głosem. Nie zauważyłam że młody ptak podsuwa głowę pod moją dłoń. Też udawały niedostępne a chcą być głaskane... Wydał dziwny dźwięk?
- Co mu jest?
- Jest mu dobrze z tobą...
- Z tobą też mi jest dobrze. - uśmiechnęłam się. - Wcześniej bałam się łabędzi, że mi odgryzą rękę....
- Ze mną nie masz się czego bać...
Rozejrzałam się po okolicy. W oczy rzuciły mi się krzaki z dużym czymś. Po chwili przeniosłam wzrok na domek. Był tajemniczy. Wtuliłam się w koszulę Kossa.
- Ktoś tam mieszka? - podniosłam głowę.
- Nikt.
- A jak tam wejść?
Pobiegłam do krzaków. Wyciągnęłam z niej łódkę.
- Ty to zawsze coś znajdziesz! - zaśmiał się.
- Chodź!
Wsiedliśmy. Koss dziwnie patrzył na wiosła.
- Wybij to sobie z głowy, teraz ja wiosłuję!
- Wiem.
-Mają takie mięciutkie piórka...
- Czuję... - powiedziałam rozmarzonym głosem. Nie zauważyłam że młody ptak podsuwa głowę pod moją dłoń. Też udawały niedostępne a chcą być głaskane... Wydał dziwny dźwięk?
- Co mu jest?
- Jest mu dobrze z tobą...
- Z tobą też mi jest dobrze. - uśmiechnęłam się. - Wcześniej bałam się łabędzi, że mi odgryzą rękę....
- Ze mną nie masz się czego bać...
Rozejrzałam się po okolicy. W oczy rzuciły mi się krzaki z dużym czymś. Po chwili przeniosłam wzrok na domek. Był tajemniczy. Wtuliłam się w koszulę Kossa.
- Ktoś tam mieszka? - podniosłam głowę.
- Nikt.
- A jak tam wejść?
Pobiegłam do krzaków. Wyciągnęłam z niej łódkę.
- Ty to zawsze coś znajdziesz! - zaśmiał się.
- Chodź!
Wsiedliśmy. Koss dziwnie patrzył na wiosła.
- Wybij to sobie z głowy, teraz ja wiosłuję!
Rin błyskawicznie złapała wiosła.
- Poczekaj księżniczko, najpierw trzeba zepchnąć łódź do wody. - puściłem do niej oko.
Pchaliśmy wspólnie, aż łódka z pluskiem wylądowała na wodzie. Podałem dziewczynie rękę.
- Pani pierwsza.
Uśmiechnięta od ucha do ucha wskoczyła na pokład dwuosobowego okrętu. Korzystając z okazji, zgarnąłem wiosła z brzegu i wszedłem ostrożnie do łodzi.
- Hej to ja miałam wiosłować! - zaprotestowała z urażoną miną.
- Następnym razem. - pochyliłem się w jej stronę i cmoknąłem w policzek.
Sprawnie odepchnąłem łódkę od brzegu i powiosłowałem w stronę wysepki. Rin przykucnęła na dziobie, z niecierpliwością przyglądając się tajemniczemu domkowi. Ledwie dobiliśmy do brzegu, wyskoczyła na trawę i pomknęła w stronę budynku. Zniknęła w środku, ja tymczasem spokojnie zostawiłem wiosła w łódce i wyszedłem na brzeg.
- Chodź tu szybko! - wychyliła się z wejścia domku - Musisz to zobaczyć!
- Już idę. - pobiegłem do niej.
Tymczasem łódź niesiona przez fale powoli oddalała się od wyspy...
Zaciekawiona wparowałam do domku. W środku zastałam stół z dwoma krzesłami, lodówkę i łóżko dwuosobowe. Niekiedy lubię niecodzienne warunki jak zamiast kubeczka, ciepłego domku z telewizorkiem, puchatym dywanikiem i ciepłą wodą. Fajnie czasem odizolować się od miejskiego gwaru i zamieszkać w tamik ,,buszu". Niestety nie można przesadzać, bo się zwariuje. Zadowolona padłam na łóżko.
- Wow! Skąd znasz takie bajeczne miejsc?
- A czemu bajeczne? Nie wolisz ciepłego domku, księżniczko?
- Nie jestem księżniczką. Lubię czasem zamieszkać na odludziu....
Zajrzałam przez okno. Słońce znikało za horyzontem. ,,Jak ja wrócę do domu?" - panikowałam w myślach. Spokojnie, Rin! Nikt cię nie porwie, po torturuje ani nie zabije. Będzie dobrze....
- Jak ja wrócę? Przecież jest ciemno, a ja się boję...
- Czego?
- Ciemności....
- Naprawdę nie ma się czego bać... po za tym - nie musisz dzisiaj wracać.
- Serio? To my tu zostaniemy na noc?
- A chciałabyś?
- Tak! - rzuciłam mu się w ramiona.
- Poczekaj księżniczko, najpierw trzeba zepchnąć łódź do wody. - puściłem do niej oko.
Pchaliśmy wspólnie, aż łódka z pluskiem wylądowała na wodzie. Podałem dziewczynie rękę.
- Pani pierwsza.
Uśmiechnięta od ucha do ucha wskoczyła na pokład dwuosobowego okrętu. Korzystając z okazji, zgarnąłem wiosła z brzegu i wszedłem ostrożnie do łodzi.
- Hej to ja miałam wiosłować! - zaprotestowała z urażoną miną.
- Następnym razem. - pochyliłem się w jej stronę i cmoknąłem w policzek.
Sprawnie odepchnąłem łódkę od brzegu i powiosłowałem w stronę wysepki. Rin przykucnęła na dziobie, z niecierpliwością przyglądając się tajemniczemu domkowi. Ledwie dobiliśmy do brzegu, wyskoczyła na trawę i pomknęła w stronę budynku. Zniknęła w środku, ja tymczasem spokojnie zostawiłem wiosła w łódce i wyszedłem na brzeg.
- Chodź tu szybko! - wychyliła się z wejścia domku - Musisz to zobaczyć!
- Już idę. - pobiegłem do niej.
Tymczasem łódź niesiona przez fale powoli oddalała się od wyspy...
Zaciekawiona wparowałam do domku. W środku zastałam stół z dwoma krzesłami, lodówkę i łóżko dwuosobowe. Niekiedy lubię niecodzienne warunki jak zamiast kubeczka, ciepłego domku z telewizorkiem, puchatym dywanikiem i ciepłą wodą. Fajnie czasem odizolować się od miejskiego gwaru i zamieszkać w tamik ,,buszu". Niestety nie można przesadzać, bo się zwariuje. Zadowolona padłam na łóżko.
- Wow! Skąd znasz takie bajeczne miejsc?
- A czemu bajeczne? Nie wolisz ciepłego domku, księżniczko?
- Nie jestem księżniczką. Lubię czasem zamieszkać na odludziu....
Zajrzałam przez okno. Słońce znikało za horyzontem. ,,Jak ja wrócę do domu?" - panikowałam w myślach. Spokojnie, Rin! Nikt cię nie porwie, po torturuje ani nie zabije. Będzie dobrze....
- Jak ja wrócę? Przecież jest ciemno, a ja się boję...
- Czego?
- Ciemności....
- Naprawdę nie ma się czego bać... po za tym - nie musisz dzisiaj wracać.
- Serio? To my tu zostaniemy na noc?
- A chciałabyś?
- Tak! - rzuciłam mu się w ramiona.
Niespodziewanie przytuliła się do mnie. Objąłem ją mocno, lubiłem zapach włosów Rin.
- No dobrze, księżniczko. - podszedłem do małej szafki koło łóżka i z szuflady wyjąłem kilka świec.
- Jak romantycznie - uśmiechnęła się rozmarzona.
Włożyłem je do niewielkich słoiczków stojących na stole i zapaliłem. Znałem doskonale to miejsce i zdążyłem je przystosować do znośnych warunków. Bywałem tu czasem podczas pijackich awantur wuja. Jednak tym razem miałem towarzystwo i zapowiadał się całkiem miły wieczór. W kącie stał niewielki agregat. Włączyłem go, a w domku rozległo się ciche granie radia.
- Ze mną nie musisz się bać, księżniczko.
- Wiem, Koss. - usiadła wygodnie na łóżku - Nie będzie nam tu ciasno?
- No dobrze, księżniczko. - podszedłem do małej szafki koło łóżka i z szuflady wyjąłem kilka świec.
- Jak romantycznie - uśmiechnęła się rozmarzona.
Włożyłem je do niewielkich słoiczków stojących na stole i zapaliłem. Znałem doskonale to miejsce i zdążyłem je przystosować do znośnych warunków. Bywałem tu czasem podczas pijackich awantur wuja. Jednak tym razem miałem towarzystwo i zapowiadał się całkiem miły wieczór. W kącie stał niewielki agregat. Włączyłem go, a w domku rozległo się ciche granie radia.
- Ze mną nie musisz się bać, księżniczko.
- Wiem, Koss. - usiadła wygodnie na łóżku - Nie będzie nam tu ciasno?
Łóżko miało pomieścić dwie osoby, niestety tylko w teorii...
- Będziesz musiała się do mnie przytulić. - mrugnąłem do niej.
Zarumieniła się lekko.
- Może jesteś głodna? - podszedłem do lodówki i otworzyłem drzwiczki - Na co masz ochotę? Mamy sałatkę grecką, zapiekankę z makaronem i serem, białe wino i jeszcze kilka drobiazgów. - zgarnąłem wszystko i postawiłem na stole - Niestety nie mam kieliszków...
- To nic. - uśmiechnęła się.
Za oknem zapadł zmierzch, w pomieszczeniu unosił się delikatny zapach świec, a ich ciepły blask rozświetlał kąty. Cicha muzyka i obecność Rin upajały mnie bardziej niż najlepsze wino. Położyłem się koło niej i przytuliłem mocno. Byłem szczęśliwy.
- Chwilo trwaj wiecznie. - wyszeptałem.
- Co?
- Nic, kochanie....
- Będziesz musiała się do mnie przytulić. - mrugnąłem do niej.
Zarumieniła się lekko.
- Może jesteś głodna? - podszedłem do lodówki i otworzyłem drzwiczki - Na co masz ochotę? Mamy sałatkę grecką, zapiekankę z makaronem i serem, białe wino i jeszcze kilka drobiazgów. - zgarnąłem wszystko i postawiłem na stole - Niestety nie mam kieliszków...
- To nic. - uśmiechnęła się.
Za oknem zapadł zmierzch, w pomieszczeniu unosił się delikatny zapach świec, a ich ciepły blask rozświetlał kąty. Cicha muzyka i obecność Rin upajały mnie bardziej niż najlepsze wino. Położyłem się koło niej i przytuliłem mocno. Byłem szczęśliwy.
- Chwilo trwaj wiecznie. - wyszeptałem.
- Co?
- Nic, kochanie....
Jakie to przyjemne... Koss ogrzewał mnie lepiej niż najcieplejszy w świecie kaloryfer. Wtuliłam się w jego koszulę. Zamknęłam oczy.
- Ale jesteś ciepły... -powiedziałam nie otwierając ich.
- Bo ty mnie ogrzewasz....
- Naprawdę? Myślałam że jestem zimna...
Nie wiem jakim sposobem znalazłam się pod nim. Chwilę później zgasł prąd. Czemu wszystko na raz .
- Może jeszcze łóżko pęknie...
- Oj, nie mów tak! - złączył z moimi wargami swoje.
Ooo, jaka rozkosz! Coś mi się zdaje że wszystko co dobre nie trwa wiecznie.
Dzwoni telefon, miałam rację!
- No nie, czemu teraz! - powiedziałam z wielkim wyrzutem. Zwlokłam się z łóżka i sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam telefon. Numer prywatny...
,,Znowu spam!" - pomyślałam. Wróciłam na łóżko.
- Pff, teraz to nie to samo...
- Robi się zimno...
- Nie za chwilę, księżniczko.
- Nie nazywaj mnie tak! - zaśmiałam się.
Wyjął z szuflady puchaty kocyk. Telefon nadal wydawał denerwującą muzyczkę. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Ale jesteś ciepły... -powiedziałam nie otwierając ich.
- Bo ty mnie ogrzewasz....
- Naprawdę? Myślałam że jestem zimna...
Nie wiem jakim sposobem znalazłam się pod nim. Chwilę później zgasł prąd. Czemu wszystko na raz .
- Może jeszcze łóżko pęknie...
- Oj, nie mów tak! - złączył z moimi wargami swoje.
Ooo, jaka rozkosz! Coś mi się zdaje że wszystko co dobre nie trwa wiecznie.
Dzwoni telefon, miałam rację!
- No nie, czemu teraz! - powiedziałam z wielkim wyrzutem. Zwlokłam się z łóżka i sięgnęłam do torebki. Wyciągnęłam telefon. Numer prywatny...
,,Znowu spam!" - pomyślałam. Wróciłam na łóżko.
- Pff, teraz to nie to samo...
- Robi się zimno...
- Nie za chwilę, księżniczko.
- Nie nazywaj mnie tak! - zaśmiałam się.
Wyjął z szuflady puchaty kocyk. Telefon nadal wydawał denerwującą muzyczkę. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Zmarszczyłem brwi.
- Może to coś ważnego.
- Nie ma nic ważniejszego niż my, przynajmniej dzisiaj. - zaśmiała się delikatnie i poklepała łóżko koło siebie - Idziesz?
Bez słowa położyłem się przy niej i okryłem nas grubym kocem.
- Ze mną nie zmarzniesz. - szepnąłem Rin do ucha, lekko głaszcząc jej policzek.
Niestety telefon nie dawał za wygraną. Wściekła dziewczyna wyłączyła urządzenie i szybko wróciła do mnie. To była długa i miła noc. Trzymałem w ramionach kogoś wyjątkowego i chciałem, żeby dzień nigdy nie nadszedł. Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne wpadające do środka przez okno. Otworzyłem oczy i przyglądałem się przez chwilę śpiącej dziewczynie. Przypominała złotowłosego aniołka. Pogładziłem ją po włosach.
- Jeszcze chwilkę. - przytuliła się do mnie i przykryła głowę kocem.
- Pora na śniadanie księżniczko.
- Dopiera jak ci pozwolę. - wyszeptała sennie.
Odczekałem cierpliwie, aż zaśnie i wymknąłem się do miasta po coś wyjątkowego dla Rin.
- Może to coś ważnego.
- Nie ma nic ważniejszego niż my, przynajmniej dzisiaj. - zaśmiała się delikatnie i poklepała łóżko koło siebie - Idziesz?
Bez słowa położyłem się przy niej i okryłem nas grubym kocem.
- Ze mną nie zmarzniesz. - szepnąłem Rin do ucha, lekko głaszcząc jej policzek.
Niestety telefon nie dawał za wygraną. Wściekła dziewczyna wyłączyła urządzenie i szybko wróciła do mnie. To była długa i miła noc. Trzymałem w ramionach kogoś wyjątkowego i chciałem, żeby dzień nigdy nie nadszedł. Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne wpadające do środka przez okno. Otworzyłem oczy i przyglądałem się przez chwilę śpiącej dziewczynie. Przypominała złotowłosego aniołka. Pogładziłem ją po włosach.
- Jeszcze chwilkę. - przytuliła się do mnie i przykryła głowę kocem.
- Pora na śniadanie księżniczko.
- Dopiera jak ci pozwolę. - wyszeptała sennie.
Odczekałem cierpliwie, aż zaśnie i wymknąłem się do miasta po coś wyjątkowego dla Rin.
Uchyliłam oczy. Światło słoneczne raziło mnie. Bolała mnie głowa.
- Więcej nie piję! - mruknęłam do siebie. Podrapałam się po głowie.
Luknęłam na okno. Kossa nie było. Zwlokłam się z łóżka. Nawet nie pamiętałam w czym spałam. Spojrzałam na siebie. Na szczęście nie była to bielizna. Z braku zajęcia pościeliłam łóżko. Złożyłam koc i schowałam do szuflady. Podeszłam do okna. Zza krzaków wyszedł Koss z zakupami.
Otworzyłam drzwi na oścież i wpuściłam mnóstwo świeżego powietrza. Było ono o wiele lepsze, niż to miejskie. Przepłynął łódką i podszedł do mnie.
- No, jestem królewno!
- Co tam ciekawego masz? - błyskawicznie wyrwałam mu siatkę i położyłam na stole. Wychyliła mi się bagietka, pomidory, mozzarella i świeża bazylia.
- Koss, skąd wiesz, że wielbię włoską kuchnię?
- Czytam w myślach? - przytulił mnie.
Pogrzebałam po domku szukając jakichkolwiek noży kuchennych.
- Ale ja gotuję! - w końcu znalazłam i pochwyciłam moje znaleziska.
- Jak chcesz... - powiedział udając obojętnego i usiadł na krześle.
Pokroiłam bagietkę, to samo zrobiłam z pomidorami. Przemyłam bazylię.
- Co powiesz na mozarellę z chrupiącą bagietką, pomidorami i świeżą bazylią?
- Cokolwiek ugotujesz, będzie dla mnie smaczne.
Po 5-10-15 minutach uwinęłam się z produktami spożywczymi, wyczarowując z nich pożywny posiłek. Zaczęliśmy konsumować. Poleciało trochę okruszków, dobrze że przynajmniej z pomidorów nie kapało, bo z nich trudno zmyć plamy.
- I jak?
- Wspaniałe, dobrze gotujesz!
- Dzięki - uśmiechnęłam się szeroko.
- Mógłbym się do tego przyzwyczaić. - mrugnąłem do niej - O ile będziesz zmywać po obiedzie... Hej! - uchyliłem się przed nadlatującą ścierką.
- Sam sobie zmywaj! - Rin udała obrażoną.
Pośpiesznie wstałem od stołu i podszedłem do dziewczyny. Uklęknąłem przed nią.
- Rin, wybaczysz mi? - przybrałem poważną minę.
- Daj spokój. - parsknęła i pocałowała mnie.
Objąłem ją i przyciągnąłem do siebie.
- Wiesz,... - zacząłem nieśmiało - Nie wiem jak to powiedzieć,... ale...
- No wyduś to z siebie. - uśmiechnęła się delikatnie, jednak w oczach dostrzegłem dziwny blask.
- Nie wyobrażam sobie.... - wziąłem głęboki wdech - życia bez tego! - energicznie podniosłem ją i zarzuciłem na ramię.
- Koss postaw mnie na ziemię! - krzyknęła z lekką nutką lęku.
Wyszedłem z domku i stanąłem na brzegu naszej wysepki. Dzisiaj miało być bardzo gorąco...
- Nawet o tym nie myśl!
Uśmiechnąłem się złośliwie. Na szczęście Rin nie przejrzała wszystkich reklamówek. Kupiłem ręczniki i strój kąpielowy dla niej. Oj, będzie jej potrzebny... Bez namysłu wskoczyłem do wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz