Sama nie wiem dlaczego, uciekłam i
usiadłam z powrotem na kanapie. Może dlatego, żeby Kay nie widział mojej
zarumienionej twarzy. Ale... skoro tak... to chyba oznacza, że czuję do
niego coś więcej niż... Prędko wyrzuciłam te myśli z głowy. On, mimo że
nie był do końca śmiertelnikiem, przecież starzeje się tak jak ludzie. A
ja jestem nieśmiertelna. Nie moglibyśmy być razem. Poza tym, z
pewnością kogoś już miał, wmawiałam sobie. Postanowiłam jednak mu
powiedzieć. Niezależnie od jego odpowiedzi, pragnęłam zrzucić ten ciężar
z serca. Gdy właśnie podjęłam tą decyzję, do pomieszczenia wszedł Kay,
niosąc talerz z kanapkami. Uśmiechnęłam się słabo. Zawsze był dla mnie
taki dobry.
- Kay, bo ja... - zaczęłam wreszcie.
- Tak? - spytał.
- Już nic. - ucięłam. Nie potrafiłam tego powiedzieć. Jakimś dziwnym sposobem już z góry przekonałam się, że nie dam rady.
- Przygotowałem kolację. - powiedział po chwili.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. - odparłam zgodnie z prawdą.
Nie mogłabym przełknąć ani kęsa.
- Kay, bo ja... - zaczęłam wreszcie.
- Tak? - spytał.
- Już nic. - ucięłam. Nie potrafiłam tego powiedzieć. Jakimś dziwnym sposobem już z góry przekonałam się, że nie dam rady.
- Przygotowałem kolację. - powiedział po chwili.
- Dziękuję, ale nie jestem głodna. - odparłam zgodnie z prawdą.
Nie mogłabym przełknąć ani kęsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz