- No co? Zabawić się nie można?
- Wiesz, lepiej idź do domu, bo ci się jeszcze coś stanie...
- W domu by było jeszcze bardziej niebezpiecznie, chyba wiesz o co mi chodzi...
- A co z kotem? Przecież tu ze zwierzętami nie można wchodzić.
- Mi się udało.
- To gdzie on jest?
- Barmanka go pilnuje.
- Aha.
Dopiero teraz wybudził się z szoku.
- No to zguba się znalazła, idę po kolegów.
Podeszłam do niego z niewinnym uśmiechem. Wszyscy się na to nabierają. Naiwni. Kopnęłam go w piszczel a ten osunął się na ziemię i stracił przytomność. Poprawiłam włosy i zatrzymałam się w progu.
- Idziesz, czy mam tłuc sama?
Trochę wystraszył się wizją nastolatki tłukącej osiłków.
- Idę.
Zamknęłam po nim drzwi męskiego i skierowaliśmy się do baru.
- Panienka po kotka? - spytała sympatyczna barmanka.
- Jeszcze niech mi go pani przypilnuje. Coś orzeźwiającego poproszę. Macie drinki bezalkoholowe?
- Oczywiście. A jakiego sobie panienka życzy.
- Może ,, Rajska Rozkosz"
Barmanka wyjęła kilka butelek i nalała do kieliszka. Drink był zielono-niebieski. Podała mi go. Z torebki wyjęłam kilka banknotów i położyłam na blat. Wypiłam spokojnie. Do mnie odwróciło się dwóch osiłków.
- No i wracać po ciebie nie trzeba, sama przyszłaś... Wiedziałem, że porządna z ciebie dziewczyna.
- Wiesz co?
- Wiem że pójdziesz z nami. - miał mnie chwytać, ale ja zrobiłam unik.
- Hola, hola! Nigdzie nie idę.
Facet wygiął do przodu tylną szczękę, myśląc że wygląda groźnie. Wyglądał jak obśliniony buldog. Koss i ja zaśmialiśmy się. Tylko skąd się on tu wziął...
Bez namysłu uderzyłam napastnika, a ten zsunął się z krzesła i wylądował na posadzce. Drugi zbliżył się do mnie, a ja chciałam mu spuścić lanie. Koss był jednak szybszy. Osiłek padł, a ja z torebki wygrzebałam telefon i wezwałam policję.
Po kilku minutach przyjechała. Odebrałam od barmanki kociaka i trzymałam go na rękach.
- Wiesz, lepiej idź do domu, bo ci się jeszcze coś stanie...
- W domu by było jeszcze bardziej niebezpiecznie, chyba wiesz o co mi chodzi...
- A co z kotem? Przecież tu ze zwierzętami nie można wchodzić.
- Mi się udało.
- To gdzie on jest?
- Barmanka go pilnuje.
- Aha.
Dopiero teraz wybudził się z szoku.
- No to zguba się znalazła, idę po kolegów.
Podeszłam do niego z niewinnym uśmiechem. Wszyscy się na to nabierają. Naiwni. Kopnęłam go w piszczel a ten osunął się na ziemię i stracił przytomność. Poprawiłam włosy i zatrzymałam się w progu.
- Idziesz, czy mam tłuc sama?
Trochę wystraszył się wizją nastolatki tłukącej osiłków.
- Idę.
Zamknęłam po nim drzwi męskiego i skierowaliśmy się do baru.
- Panienka po kotka? - spytała sympatyczna barmanka.
- Jeszcze niech mi go pani przypilnuje. Coś orzeźwiającego poproszę. Macie drinki bezalkoholowe?
- Oczywiście. A jakiego sobie panienka życzy.
- Może ,, Rajska Rozkosz"
Barmanka wyjęła kilka butelek i nalała do kieliszka. Drink był zielono-niebieski. Podała mi go. Z torebki wyjęłam kilka banknotów i położyłam na blat. Wypiłam spokojnie. Do mnie odwróciło się dwóch osiłków.
- No i wracać po ciebie nie trzeba, sama przyszłaś... Wiedziałem, że porządna z ciebie dziewczyna.
- Wiesz co?
- Wiem że pójdziesz z nami. - miał mnie chwytać, ale ja zrobiłam unik.
- Hola, hola! Nigdzie nie idę.
Facet wygiął do przodu tylną szczękę, myśląc że wygląda groźnie. Wyglądał jak obśliniony buldog. Koss i ja zaśmialiśmy się. Tylko skąd się on tu wziął...
Bez namysłu uderzyłam napastnika, a ten zsunął się z krzesła i wylądował na posadzce. Drugi zbliżył się do mnie, a ja chciałam mu spuścić lanie. Koss był jednak szybszy. Osiłek padł, a ja z torebki wygrzebałam telefon i wezwałam policję.
Po kilku minutach przyjechała. Odebrałam od barmanki kociaka i trzymałam go na rękach.
Policjanci pozbierali poobijanych mięśniaków i skuli kajdankami. Szybko zapakowano ich do sporego wozu. Jeden z mundurowych podszedł do nas.
- Państwa niestety też musimy zabrać.
Rin wyprostowała się dumnie.
- Niby dlaczego?
Odsunąłem ją delikatnie do tyłu i podszedłem do mężczyzny.
- Ci trzej napadli na nią i próbowali uprowadzić, czy...
- Spokojnie chłopcze. Chodzi o złożenie zeznań, bez tego wyjdą rano i naprawdę kogoś skrzywdzą.
Oboje odetchnęliśmy z ulgą. Barmanka stanęła w wejściu do lokalu i krzyknęła do nas.
- Już im wszystko wyjaśniłam. Może dzięki wam posiedzą trochę za kratkami. Świat będzie przyjemniejszy bez takich mętów. - odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
- Chodźcie. - policjant poprowadził na do radiowozu.
Dwa samochody policyjne ostrożnie wyminęły grupę gapiów. Przeczesałem ręką włosy. Zapowiadał się długi wieczór. Na komisariacie zaprowadzono nas do dwóch różnych pokoi, aby spisać zeznania. Zdążyłem jeszcze szepnąć Rin, żeby się nie martwiła, zanim ją zabrali. Wydawała się zaciekawiona i lekko rozbawiona całą sytuacją. Niestety nie podzielałem jej nastroju.
- Państwa niestety też musimy zabrać.
Rin wyprostowała się dumnie.
- Niby dlaczego?
Odsunąłem ją delikatnie do tyłu i podszedłem do mężczyzny.
- Ci trzej napadli na nią i próbowali uprowadzić, czy...
- Spokojnie chłopcze. Chodzi o złożenie zeznań, bez tego wyjdą rano i naprawdę kogoś skrzywdzą.
Oboje odetchnęliśmy z ulgą. Barmanka stanęła w wejściu do lokalu i krzyknęła do nas.
- Już im wszystko wyjaśniłam. Może dzięki wam posiedzą trochę za kratkami. Świat będzie przyjemniejszy bez takich mętów. - odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
- Chodźcie. - policjant poprowadził na do radiowozu.
Dwa samochody policyjne ostrożnie wyminęły grupę gapiów. Przeczesałem ręką włosy. Zapowiadał się długi wieczór. Na komisariacie zaprowadzono nas do dwóch różnych pokoi, aby spisać zeznania. Zdążyłem jeszcze szepnąć Rin, żeby się nie martwiła, zanim ją zabrali. Wydawała się zaciekawiona i lekko rozbawiona całą sytuacją. Niestety nie podzielałem jej nastroju.
Dość młody policjant zaprosił mnie do średniej wielkości pomieszczenia. Było ono przedzieloną od innych dźwiękoszczelną szybą. Poczekał, aż zdejmę płaszcz i usadowię torebkę.
- A więc... Zacznijmy od tego, jak doszło do tej sytuacji.
- Jeszcze dzisiaj wieczorem jak szłam z zakupami, śledził mnie jeden z nich. Następnie napadł na mnie i podsunął mi środek usypiający.
Po około godzinie obudziłam się w jakimś magazynie ze związanymi rękoma i nogami. Na szczęście udało mi się uciec. Gdy udało mi się dotrzeć do domu, pod kamienicą w której mieszkam, usłyszałam podejrzaną rozmowę. Prowadziła ją staruszka i trzech osiłków. Kobieta wcześniej mnie śledziła, by informacje podać im by uprowadzić mnie znowu. Mieli przyjść do mojego mieszkania niedługo, ale znalazłam ich w pubie.
Rozmówca zadał mi jeszcze kilka pytań i mogłam już iść.
- A co z Kossem?
- Niedługo go wypuszczą, poczekaj w korytarzu.
Ubrałam płaszcz, wzięłam torbę i zamknęłam drzwi. Przysiadłam na krzesełko i czekałam. Po pięciu minutach wypuścili go.
- A więc... Zacznijmy od tego, jak doszło do tej sytuacji.
- Jeszcze dzisiaj wieczorem jak szłam z zakupami, śledził mnie jeden z nich. Następnie napadł na mnie i podsunął mi środek usypiający.
Po około godzinie obudziłam się w jakimś magazynie ze związanymi rękoma i nogami. Na szczęście udało mi się uciec. Gdy udało mi się dotrzeć do domu, pod kamienicą w której mieszkam, usłyszałam podejrzaną rozmowę. Prowadziła ją staruszka i trzech osiłków. Kobieta wcześniej mnie śledziła, by informacje podać im by uprowadzić mnie znowu. Mieli przyjść do mojego mieszkania niedługo, ale znalazłam ich w pubie.
Rozmówca zadał mi jeszcze kilka pytań i mogłam już iść.
- A co z Kossem?
- Niedługo go wypuszczą, poczekaj w korytarzu.
Ubrałam płaszcz, wzięłam torbę i zamknęłam drzwi. Przysiadłam na krzesełko i czekałam. Po pięciu minutach wypuścili go.
- To byłoby wszystko. - mężczyzna w średnim wieku włożył zapisane kartki do papierowej teczki - Dziękuję panu. Będziemy was informować na bieżąco o postępach w śledztwie. - uścisnął mi dłoń.
Dopiero za drzwiami odetchnąłem z ulgą. Jak znosiła to wszystko Rin? Ku mojemu zaskoczeniu, siedziała w poczekalni i uczyła kota aportować szczotkę do włosów. Chyba jednak nadmiar stresu jej szkodzi... Podszedłem do niej.
- Wszystko w porządku?
- Tak. Możemy już iść? - uśmiechnęła się promienie.
- Myślę, że tak. - włożyła szczotkę i kota do torebki - Idziemy?
Zwierzak wystawił łepek i miauknął żałośnie.
- Chyba nie podoba mu się nowe lokum.
- Będzie musiał wytrzymać, aż wrócimy do domu. - powiedziała spokojnie i skierowała się w stronę wyjścia.
Przyjrzałem się jej uważnie. Miała fantastyczną figurę... Odchrząknąłem i ruszyłem w ślad za dziewczyną.
Odprowadziłem Rin do bloku, w którym mieszkała.
- Nie wchodzisz? - spytała z lekką nutką żalu w głosie.
- Niestety muszę wracać do domu. Moja kuzynka będzie się martwić.
- Szkoda. - cmoknęła mnie w policzek - Do jutra. - szybko zniknęła za drzwiami klatki schodowej.
Przeczuwałem, że ta dziewczyna często będzie pakowała nas w kłopoty. No, komu w drogę... Stałem nadal wpatrzony w drzwi do budynku. Ciekawe co ona o mnie myśli...?
Zamknęłam na klucz drzwi do domu. Kot błyskawicznie wyskoczył z torebki i wlazł na stół.
- Wy koty zawsze jesteście głodne...
Otworzyłam sardynki, a kociak wpatrywał się w nie jak zaczarowany.
- Dobra, masz . - położyłam trochę na talerzyk, a w szybkim tempie zostały one zjedzone.
Rozejrzałam się po mieszkaniu.
- No i gdzie ty teraz będziesz spał...
Kotek pobiegł do sypialni i wskoczył na łóżko.
- Dobrze, dzisiaj ci pozwolę - potarmosiłam go.
Poszłam do sypialni przebrać się. Zaraz, a jak on tam dalej stoi?
Zajrzałam. Na szczęście nie. Ale na wszelki wypadek zasłoniłam firankę.
- Wy koty zawsze jesteście głodne...
Otworzyłam sardynki, a kociak wpatrywał się w nie jak zaczarowany.
- Dobra, masz . - położyłam trochę na talerzyk, a w szybkim tempie zostały one zjedzone.
Rozejrzałam się po mieszkaniu.
- No i gdzie ty teraz będziesz spał...
Kotek pobiegł do sypialni i wskoczył na łóżko.
- Dobrze, dzisiaj ci pozwolę - potarmosiłam go.
Poszłam do sypialni przebrać się. Zaraz, a jak on tam dalej stoi?
Zajrzałam. Na szczęście nie. Ale na wszelki wypadek zasłoniłam firankę.
***
Obudziło mnie miauczenie. Otworzyłam oczy. Kot na mnie stał.
- Już, już....
Zakryłam się kołdrą po same uszy by dokończyć drzemkę. Maluch odkopał moje nogi i delikatnie drapnął. Niechętnie wstałam. Nalałam kotu mleka i poszłam się przygotować.Zjadłam śniadanie i poszłam w poszukiwaniu czegoś do zabawy dla kociaka. Zarzuciłam torbę, zamknęłam drzwi i poszłam do szkoły.
***
Idąc przez park zobaczyłam Kossa. Chciałam zrobić mu żart, więc najciszej jak umiałam zakradłam się do niego.
- Zgadnij kto to? - zasłoniłam mu oczy.
Chwilę namacał moje dłonie, chwycił je i odwrócił się.
Było jeszcze wcześnie, więc postanowiłem pójść do parku przed szkołą. Długo wczoraj nie spałem, zastanawiając się, czy dobrze zrobiłem, zostawiając kota pod opieką Rin. Może wcale nie przepadała za zwierzętami? Postanowiłem pogadać z nią na ten temat i zaraz po szkole zabrać na małe zakupy do zoologicznego. Karma obróżka, kuweta, zabawki... Niespodziewanie ktoś zakrył mi oczy dłonią.
- Zgadnij kto to? - zabrzmiał znajomy głos.
Odruchowo złapałem za nadgarstki i odwróciłem się do dziewczyny. Byliśmy tak blisko, że nieomal stykaliśmy się nosami.
- Zdobywczyni męskich toalet i pogromca sterydziaży. - parsknęła i wyswobodziła ręce.
- Lepiej mnie nie drażnij. - mrugnęła okiem i pogroziła palcem - Przejdziemy się? Do rozpoczęcia lekcji jeszcze sporo czasu.
- Chętnie. Co proponujesz?
Podrapała brodę w zamyśleniu.
- Może... zrobilibyśmy sobie dzisiaj wolne? - w tej chwili jej oczy bardzo mocno przypominały ślepia słynnego kota z bajki o zielonym ogrze.
- Rin, nie mogę... - splotła ręce przed sobą i zrobiła smutną minę - No, nie wiem...
Mój opór intensywnie topniał jak śnieg w maju...
- No dobra. - powiedziałem z rezygnacją. To na co masz ochotę?
Szczęśliwa złapała mnie za rękę i pociągnęła przed siebie.
- Zobaczysz!
Sama niezbyt wiedziałam gdzie pójdziemy. Jednak w oczy rzuciła mi się ukochana kawiarnia. Delikatnie pociągnęłam go do stolika. Ten posłusznie usiadł, a ja też . Na szczęście moja koleżanka nie miała teraz zmiany.
Podeszła do nas inna kelnerka. Złożyliśmy zamówienie i po chwili przyszła z kawą.
- Na pewno nie pójdziemy do szkoły? Możesz jeszcze iść.
- Na pewno.
Westchnął i upił łyk kawy.
- Potem idziemy załatwiać do zoologicznego.
- Ok.
- Pośpiesz się trochę, bo o dziesiątej zamykają.
Wypiłam szybko kawę i poszliśmy do sklepu.
***
-Dzień dobry. Chcielibyśmy kupić niezbędne rzeczy dla kociaka, bo do nas przybłąkał się i chcieliśmy go przygarnąć.
Sprzedawczyni pokiwała głową i odwróciła się do półek. Wyjęła z niej kocią karmę, żwirek do kuwety, kuwetę, posłanie, obrożę i zabawki.
- Zabawek nie trzeba, i tak koty wolą kartony. - pokręciłam głową.
Zapłaciliśmy za produkty i wyszliśmy ze sklepu.
Ledwo uszliśmy kawałek, a zaskoczył nas deszcz .
- Może chodźmy gdzieś pod dach? - powiedziałam.
- Boisz się małego deszczyku?
I na te słowa zaczęła się ulewa. Koss chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy na przystanek autobusowy.
- To tym razem do mnie czy do ciebie?
- Może do ciebie? Mamy rzeczy dla kota, więc...
- Jasne. - spojrzała na ulewę i uśmiechnęła się chytrze - Musimy biec. Jesteś gotowy? - złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
- Przecież pada...!
Do bloku dobiegliśmy cali mokrzy.
- Kto pierwszy na górze! - pomknęła schodami radosna jak skowronek.
Miałem dziwne wrażenie, że Rin coś kombinuje... Wchodząc do mieszkania, dostałem ręcznikiem w twarz.
- Nie zmocz mi dywanu! - krzyknęła, znikając w łazience.
Westchnąłem cicho i ściągnąłem przemoczoną koszulę. Kiedy wreszcie wyszła przebrana z łazienki, zastała mnie na dywanie w pokoju. Siedziałem po turecku i karmiłem kociaka smakołykami z torebki. Rin złapała się pod boki i zmarszczyła brwi.
- Na dywanie będzie plama! Ściągaj te gacie.
- Ale...
- Natychmiast! Muszą wyschnąć!
Wykonałem grzeczne polecenie i usadowiłem się wygodnie na sofie przed telewizorem z kociakiem na kolanach. Dziewczyna zabrała mokre ubrania i zaniosła do łazienki.
- Współczuję ci stary, mieszkać z taką... - nie dokończyłem, bo stanęła właśnie w drzwiach...
- Z jaką?! - spytała oburzona.
- Troskliwą...
- Jasne... Przykryj się kocem, bo mi kota wystraszysz.
Usiadła obok mnie, stawiając na stole dwa kubki z gorącą czekoladą. Włączyła telewizję i obrażona skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Oglądaliśmy w milczeniu jakąś komedię. Film był na tyle nudny, że przysnąłem. Obudził mnie cichy chichot Rin. Leżałem głową na jej kolanach...
- Przepraszam. - wstałem zawstydzony i poszedłem do łazienki.
Coś nie dawało mi spokoju. Przejrzałem się w lustrze nad umywalką. Na głowie miałem zaplecione drobne warkoczyki...
- Rin! - wydarłem się.
- Co? - zajrzałam do niego z niewinnym uśmiechem.
- To. - wskazał na warkoczyki.
- A, to... Taki mały bonusik.
- Za co?
-Tak jakoś, tak niewinnie spałeś...
- Aha...
Usiadł na kanapę, a ja obok niego.
- Kto się czubi, ten się lubi...
Jeszcze chwilę udawał obrażonego, a po chwili śmiał się razem ze mną.
Wyłączyłam telewizor, bo tylko nas rozpraszał.
Odkryłam, iż jak na niego patrzę, czuję coś dziwnie przyjemnego. No nie, motylki!
- Koss...
- ...?
- Kocham cię idioto ty mój...
Przez chwilę siedziałem bez ruchu. Przyznaję, że Rin podobała mi się już od jakiegoś czasu, ale nie przypuszczałem, że taka dziewczyna...
- Coś nie tak? - spytała zmartwiona.
Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem w jej jasną twarz.
- Nie sądziłem, że...
- No, co? - zmarszczyła brwi.
- To... - przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
Odepchnęła mnie lekko, ale stanowczo.
- No, wiesz? Tak od razu? - na ustach Rin pojawił się figlarny uśmieszek.
Milczeliśmy przez chwilę. W końcu nie wytrzymałem i złapałem koniec jednego z warkoczyków.
- Jak to rozplączę, będę wyglądał jak pudel...!
Musiałem wyglądać bardzo żałośnie, bo dziewczyna chichocząc przysunęła się do mnie.
- Do twarzy ci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz