Uśmiechnięta ekspedientka zapakowała sukienkę w eleganckie opakowanie i nabiła towar na kasę.
- 120 złotych.
Zapłaciłem kartą, a opakowanie podałem Linn.
- Dziękujemy. Do widzenia. - rzuciłem przez ramię, kierując się w stronę drzwi
- Popatrz! - dziewczyna stała z nosem przyklejonym do szyby.
Po drugiej stronie ulicy dostrzegłem małego chłopca prowadzącego na smyczy owczarka niemieckiego z wyjątkowo długą sierścią.
- Wygląda jak baranek. - uśmiechnęła się od ucha do ucha i pomachała dziecku.
Tymczasem do sklepu weszła kolejna klientka. Otwierane drzwi poruszyły mały dzwoneczek zwisający z sufitu. Niespodziewany dźwięk przestraszył Linn na tyle, że ścisnęła mocniej trzymaną torebkę. Nagle na opakowaniu pojawiły się malutkie płatki śniegu. Dziewczyna cofając się, uderzyła w szybę, która natychmiast porosła szronem. Przerażona wybiegła ze sklepu, pozostawiając na podłodze śnieg. Ciekawe... Podrapałem się w brodę. Ignorując zdziwioną ekspedientkę i kobietę, pobiegłem na zewnątrz w ślad za uciekającą dziewczyną. Podążając białym śladem, znalazłem ją w jednej z bocznych uliczek. Siedziała skulona między kartonami, obejmując podkurczone kolana.
- W porządku? - przykucnąłem przy niej.
- To... - przyjrzała się swoim dłoniom - Czasem nad tym nie panuję...
Ująłem jej ręce w swoje.
- Są zimne jak lód. Chodź, znajdziemy miejsce, gdzie w spokoju będziesz mogła się rozgrzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz