Od pewnego czasu piszemy z koleżanką historię, która (jak na razie) ma początek, ale nie widać końca. Specjalnie dla ciebie Blei ;)
Imię: Kutamo
Nazwisko: Kossatti
Przezwisko: Koss
Płeć: mężczyzna
Wiek: 19
Urodziny: 01.03
Pochodzenie: Szwecja
Charakter:
zazwyczaj jest spokojny i cichy. Jeśli się złości, to eksploduje
wściekłością, ale szybko się uspokaja i wycisza. Inteligentny i
opiekuńczy. Stara się pomagać innych, jednak unika ludzi. Często
zamyślony i nieobecny. Zmagający się z przeszłością.
Aparacja: wysoki
- 194 cm; długie, czarne włosy - często spięte w luźny kucyk; szare
oczy; wąskie usta; zamyślony wyraz twarzy; dobrze zbudowany (nie mylić z
kulturystą), szczupły.
Nałóg:
wspominanie przeszłości, wyrzuty sumienia, opieka nad przybraną siostrą
(lekko podpada pod obsesję - jego prawdziwa siostra zaginęła dawno
temu)
Hobby: książki, jeździectwo, łucznictwo, spacery po lesie.
Motto: życie jest jak dziki mustang, należy go ujarzmić albo dać się porwać.
Sympatia: Rin
Umiejętności specjalne: włada ogniem, leczy drobne rany, posiada dar jasnowidzenia.
Umiejętności:
jest zwinny, szybki, porusza się bardzo cicho, dostrzega słabe punkty
przeciwnika i bezwzględnie je wykorzystuje, ma zdolność głębokiej
empatii, potrafi oswoić dzikie zwierzę.
Rodzina: nieznani, wujek - Kin Kossatti (brat ojca)
Zamieszkanie: mieszka na obrzeżach miasta, w dużym domu z ogrodem niedaleko lasu.
Historia: Kutamo
nie zna swoich rodziców i nie wie kim byli. Wychowuje go znienawidzony
wuj, który nigdy nie poruszał tematy tragicznie zmarłych rodziców
chłopaka, mimo nalegań pierwszego. Kina często nie ma w domu, a kiedy
się zjawia, jest pijany i agresywny. Ma córkę (Rill - 16 lat), którą
często bił, tak samo chłopaka, dopóki Kutamo mu się nie przeciwstawił.
Chłopak jest obsesyjnie nadopiekuńczy wobec Rill. Z wczesnego
dzieciństwa pamięta tylko przerażone oczy swojej młodszej siostry i dużo
wody. Nie wie co się wtedy wydarzyło. Pod nieobecność wuja zajmuje się
domem i Rill, którą traktuje jak utraconą siostrę. Pracuje dorywczo, aby
utrzymać siebie i kuzynkę - Kin wszystko, co zarobi - przepija. Z braku
pieniędzy zaczął polować w lesie, dzięki czemu stał się doskonałym
łucznikiem. Zawsze nosi przy sobie czarny sztylet (jedyna pamiątka po
ojcu), którym posługuje się równie wprawnie, co łukiem. Wychował się w
dużym domu w pobliżu lasu. Często jako dzieci, on i Rill, uciekali przed
pijanym Kinem do lasu, gdzie spędzali długie godziny. Dzięki temu
Kutamo nauczył się poruszać bezszelestnie. W dzieciństwie odkrył, że
potrafi oswajać dzikie zwierzęta. Często wykorzystywał to, przywołując
jelenie i wilki, żeby pocieszyć Rill po pijackich awanturach jej ojca. W
wolnych chwilach chowa się przed światem i bije z myślami, próbuje
rozwiązać zagadkę śmierci rodziców i siostry, odczuwa ogromne poczucie
winy (on żyje, dlaczego?). Do Akademii przystąpił wyjątkowo niedawno po
usilnych namowach kuzynki.
Steruje: greenmir
Imię: Rin
Nazwisko: Kagamine
Przydomek/Pseudonim: Nie ma, inni zwracają się do niej po imieniu
Płeć: kobieta
Wiek: 17
Urodziny: 2 sierpień
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Na zewnątrz wygląda na tzw. ,,Grzeczną Dziewczynkę". Jednak pozory mylą. Tak naprawdę jest energiczną i dość dziką dziewczyną. Jest jedno ale : czasami bywa nieśmiała. Zwykle jest wręcz przeciwnie. W dzieciństwie jej ulubionym miejscem był las. Mogła tam spędzać całe godziny polując na zwierzynę. Jest jak żywioł - raz łagodna, a raz agresywna.Nie rozstaje się z naszyjnikiem, który ma cały czas na szyi.
Aparacja: Smukła blondynka o 175 cm wzrostu. Niebieskooka dziewczyna nosząca kokardę na głowie. Często ma pomalowane paznokcie na żółto, a także nosi się w kolorach żółtych, czerni i bieli.
Nałóg: -
Hobby: Militaria i malarstwo
Motto: ,,Ślepy znajdzie, a głuchy usłyszy - jeśli tylko zechce.''
Sympatia: Koss
Broń: Miecz.
Umiejętności specjalne: W niektórych misjach wykorzystuje moc zauroczenia za pomocą oczu.
Umiejętności: Rin biega szybko.
Rodzina: Brat - Len, Matka - Lily
Zamieszkanie: Miasto
Historia: Rin prowadziła normalne życie. Malowała obrazy. Pewnego dnia jednak poznała swą moc i postanowiła doskonalić swoje umiejętności w Akademii.
Steruje: Blei
Pokiwałam głową i poszłam obok chłopaka. Szliśmy tak i rozmawialiśmy.
- Czym się zajmujesz? - zapytał.
- Malowałam obrazy, a ty?
- Pracuję. - odpowiedział Koss.
- Dorywczo?
- Dorywczo.
W płaszczu zrobiło mi się trochę ciepło więc rozpięłam go. Spojrzałam w niebo, a tam ukazało się słońce - przyczyna gorąca.
- A więc malujesz obrazy... - zamyślił się.
- Może wpadniesz do mnie po lekcjach? - zapytałam.
- Brzmi kusząco. - przeczesałem dłonią włosy - Zapowiada się ciepły dzień i znam dobre miejsce gdzie możemy przeczekać do rozpoczęcia zajęć. Choć, to niedaleko.
Złapałem zaskoczoną dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę pobliskiego parku.
- Spokojnie, mamy czas. - wyrwała się oburzona, jednak po chwili wyraz jej twarzy złagodniał.
Przed nami roztaczał się piękny widok. Małe jezioro odbijało promienie słoneczne i wierzby płaczące rosnące na jego brzegach. Między ławkami przy wybrukowanej dróżce kręciły się dzikie kaczki. Rin stała przez chwilę oniemiała, nagle podbiegła do jednej z wolnych ławek i wyciągnęła szkicownik.
- Nie tu. - wskazałem jej niewielkie molo i łódki do wynajęcia. Na środku jeziora jest wysepka. Myślę, że ci się spodoba. - mrugnąłem porozumiewawczo.
Weszliśmy na łódkę. Kusił mnie widok wioseł. Już miałam je chwycić, lecz Koss był szybszy. Zaśmiałam się, a on też. Nie trzeba było długo wiosłować. Po chwili już przycumowałam łódkę. Szkicownik leżał bezpiecznie w torbie, by się nie pochlapał. Był dla mnie ważny. Zachwycał mnie widok. Przysiedliśmy pod jedną z wierzb płaczących. Ostrożnie wyciągnęłam szkicownik. Wyjęłam również mój podręczny zestaw do malowania. Koss przyglądał się mi jak malowałam. Chciałam wyjąć z torby coś jeszcze, gdy nagle poczułam ukłucie. Automatycznie skierowałam moją rękę na dzieło. Na obraz kapnęła jedna kropla krwi.
- Tak podpisujesz swoje obrazy? Dość oryginalny sposób. - parsknąłem, a Rin mi zawtórowała.
- Lubię zaskakiwać. - puściła do mnie oko.
- Czekaj, zaraz się tym zajmę. - wyjąłem z kieszeni chusteczki higieniczne i ująłem delikatnie jej dłoń.
Skrzywiła się lekko, kiedy przetarłem rankę.
- I po krzyku. - trochę peszyło mnie jej uważne spojrzenie - Taaak... Co wy, kobiety nosicie w swoich torbach, zestaw noży kuchennych? - jednak mina mi zrzedła, kiedy dostrzegłem błysk niewielkiego ostrza wystającego spod przyborów do malowania.
Zrobiłem zdumioną minę, a Rin uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nigdy nie lekceważ kobiety...
Trochę się zdziwił. Mój tajemniczy uśmiech nie zniknął . Z ładem wyjęłam mój miecz. Miał on rękojeść z mahoniowego drewna. Był dość długi...
- Jak tam go mieścisz? - zapytał.
- A wiesz, mam rozkładany... - zaśmiałam się a on mi zawtórował.
W sumie było to prawda, może to dziwne ale mam rozkładany miecz...
Spojrzałam na zegarek. A, mamy 20 minut. To spokojnie...
- Czymże władasz? - spytałam ze śmiechem.
- A łukiem strzelam, a ty raczej mieczem władasz.
Powtórnie spojrzałam na zegarek.
-O matko! Spóźnimy się!
- Nie ze mną. - puściłem do niej oko.
Do brzegu dotarliśmy w rekordowym czasie. Rzuciłem facetowi monetę i w biegu złapałem Rin za rękę. Dziewczyna zdążyła jeszcze zarzucić torbę na ramie. Pobiegliśmy skrótem na tyły szkoły.
- I co teraz? - wydyszała, wskazując na mur otaczający teren szkoły.
- Wskakuj. - kucnąłem i wskazałem na splecione ręce przed sobą - Podrzucę cię.
Zacisnęła usta, ale podeszła i pewnie oparła stopę o moje ręce.
- Gotowa? Na raz..., dwa... - nie czekając na trzy podrzuciłem ją do góry.
- Nie jestem go... - reszta zdania utonęła w wiązance przekleństw i to na pewno niewypowiedzianych przez Rin...
Szybko przeskoczyłem przez płot, lądując - na szczęście - obok dyrektora. Niestety dziewczyna nie miała takiego farta... Mężczyzna niezgrabnie podniósł się z ziemi.
- Co to ma znaczyć!? - wydarł się.
Zasłoniłem dziewczynę, chcąc wytłumaczyć całe zajście. Rin natomiast pozbierała rozrzucone rzeczy na trawie, wyminęła mnie i dumnie stanęła przed wściekłym dyrektorem...
Koss próbował coś wyjaśnić, lecz nie musiał. To była moja wina, więc to ja za to odpowiadałam.
- Proszę pana, przepraszamy za całe zajście. Nie chcieliśmy się spóźnić na zajęcia, bo nauka jest dla nas ważna... -spuściłam głowę, bo trochę skłamałam.
-Dość, dziś wam odpuszczę. Ale jeśli raz jeszcze przyłapię was na czymś takim, to... - spojrzał groźnie i odszedł.
- Chyba masz dar przekonywania... - powiedział Koss.
- Takie tam... - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy dalej. Chłopak wyprzedził mnie i otworzył drzwi. Ja chciałam to zrobić, ale wyprzedził mnie. Ale skoro chciał, to nie będę mu tego psuła. Rozeszliśmy się do swoich klas.
- To po lekcjach! - pożegnałam się z nim i poszłam do siebie.
Przez cały dzień z ust nie znikał mi uśmiech. Wciąż miałem przed oczami, jak Rin robi słodką minę niewinnej dziewczynki i... o dziwo... przekonuje dyrektora. Pokręciłem głową z niedowierzanie. I te jego maślane oczy... - parsknąłem mimowolnie.
- Może odpowie nam pan Kossati? - nauczycielka wpatrywała się we mnie ze złością.
O cholera, no to wpadłem.... Wstałem powoli, zastanawiając się jak z tego wybrnąć. Na szczęście sąsiad po lewej ukradkiem wskazał mi odpowiedni fragment w podręczniku, który czytaliśmy. Przełknąłem ślinę.
- Starożytność jest okresem... - zacząłem niepewnie - w historii Bliskiego Wschodu, Europy i Afryki Północnej - rozkręcałem się na dobre - nazywany też antykiem i obejmujący dzieje tych regionów od powstania pierwszych cywilizacji do około V wieku naszej ery...
- Dobrze, dobre. Dziękuję. - przerwała mi bezceremonialnie - Następnym razem proszę, żeby patrzył pan na tablicę. Tak jak mówiłam wcześniej....
Zaśmiałem się w duchu. Głupi to ma szczęście. Czasem nie potrafię zasnąć, a podręcznik do historii jest najlepszym lekarstwem na bezsenność...
Wreszcie zabrzęczał dzwonek oznajmiający wolność! Spakowałem rzeczy do torby i szybko wyszedłem z klasy. Miałem pewne plany na popołudnie....
**************************
Imię: Rin
Nazwisko: Kagamine
Przydomek/Pseudonim: Nie ma, inni zwracają się do niej po imieniu
Płeć: kobieta
Wiek: 17
Urodziny: 2 sierpień
Pochodzenie: Japonia
Charakter: Na zewnątrz wygląda na tzw. ,,Grzeczną Dziewczynkę". Jednak pozory mylą. Tak naprawdę jest energiczną i dość dziką dziewczyną. Jest jedno ale : czasami bywa nieśmiała. Zwykle jest wręcz przeciwnie. W dzieciństwie jej ulubionym miejscem był las. Mogła tam spędzać całe godziny polując na zwierzynę. Jest jak żywioł - raz łagodna, a raz agresywna.Nie rozstaje się z naszyjnikiem, który ma cały czas na szyi.
Aparacja: Smukła blondynka o 175 cm wzrostu. Niebieskooka dziewczyna nosząca kokardę na głowie. Często ma pomalowane paznokcie na żółto, a także nosi się w kolorach żółtych, czerni i bieli.
Nałóg: -
Hobby: Militaria i malarstwo
Motto: ,,Ślepy znajdzie, a głuchy usłyszy - jeśli tylko zechce.''
Sympatia: Koss
Broń: Miecz.
Umiejętności specjalne: W niektórych misjach wykorzystuje moc zauroczenia za pomocą oczu.
Umiejętności: Rin biega szybko.
Rodzina: Brat - Len, Matka - Lily
Zamieszkanie: Miasto
Historia: Rin prowadziła normalne życie. Malowała obrazy. Pewnego dnia jednak poznała swą moc i postanowiła doskonalić swoje umiejętności w Akademii.
Steruje: Blei
**************************
Mimo
znajomych - czułam się samotna. Tylko jak można być samotnym mieszkając
w tak wielkim mieście? Mieszkając w kamienicy pełnej miłych sąsiadów. A
jednak można. I przykładem byłam ja we własnej osobie. Jak odwiedzała
mnie mama czasem zadawała mi kłopotliwe pytanie: Czy sobie już kogoś
znalazłam. Mi nie przeszkadza samotny tryb życia, niekiedy fajnie by
było się do kogoś przytulić i szczerze pogadać. Takie myśli spowijały
mnie podczas brania prysznica. Podobno podczas tej czynności to 1%
mycia, 30% śpiewania, a 69% myślenia nad swoim życiem. Tak to było ze
mną. W łazience robiło się coraz goręcej, co oznaczało koniec kąpieli.
Otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Owinęłam wokół ciała ręcznik i
poszłam do sypialni po jakieś ubranie. Gdy byłam już ubrana, zrobiłam
sobie herbatę i śniadanie. Włączyłam radio. Gdy spokojnie przeżuwałam,
usłyszałam, że z więzienia uciekł morderca. Trochę przeraziło mnie to
ostrzeżenie, jednak w mieście to normalka. Spojrzałam na zegar który
wisiał u mnie w kuchni. Pozmywałam po śniadaniu i sięgnęłam po płaszcz.
Mieszkanie zamknęłam na klucz i zeszłam po schodach, bo mieszkałam na
drugim piętrze. Podeszłam do kiosku i kupiłam bilet do metra. Wsiadłam
do pojazdu i włożyłam do uszu słuchawki. Chwilę siedziałam i pojazd
zatrzymał się. Wyszłam, a resztę drogi pokonałam pieszo. Pod Akademią
nie było jeszcze takiego tłoku, więc przysiadłam na ławce. Dwie ławki
ode mnie siedział jakiś chłopak.
Siedziałem
na ławce przed Akademią. Do zajęć pozostało sporo czasu. Dzień zaczął
się raczej spokojnie i nudno. Hm - zastanowiłem się, rozglądając po
pustym placu. Nagle dostrzegłem dziewczynę, siedzącą niedaleko. Może
warto by nawiązać ciekawą znajomość? Podszedłem do niej spokojnie.
- Cześć. Jestem Koss, a ty?
- Rin - odpowiedziała patrząc gdzieś w dal.
- Czekasz na kogoś?
- Nudno tu trochę. - przeciągnęła się leniwie i wstała - Może się przejdziemy?
Podrapałem się po głowie. Nie miałem zbyt dużego doświadczenia w sprawach damsko - męskich.
- Niedaleko stąd jest park. Może masz ochotę się przejść? Do lekcji mamy jeszcze 40 minut.
- Cześć. Jestem Koss, a ty?
- Rin - odpowiedziała patrząc gdzieś w dal.
- Czekasz na kogoś?
- Nudno tu trochę. - przeciągnęła się leniwie i wstała - Może się przejdziemy?
Podrapałem się po głowie. Nie miałem zbyt dużego doświadczenia w sprawach damsko - męskich.
- Niedaleko stąd jest park. Może masz ochotę się przejść? Do lekcji mamy jeszcze 40 minut.
- Czym się zajmujesz? - zapytał.
- Malowałam obrazy, a ty?
- Pracuję. - odpowiedział Koss.
- Dorywczo?
- Dorywczo.
W płaszczu zrobiło mi się trochę ciepło więc rozpięłam go. Spojrzałam w niebo, a tam ukazało się słońce - przyczyna gorąca.
- A więc malujesz obrazy... - zamyślił się.
- Może wpadniesz do mnie po lekcjach? - zapytałam.
- Brzmi kusząco. - przeczesałem dłonią włosy - Zapowiada się ciepły dzień i znam dobre miejsce gdzie możemy przeczekać do rozpoczęcia zajęć. Choć, to niedaleko.
Złapałem zaskoczoną dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę pobliskiego parku.
- Spokojnie, mamy czas. - wyrwała się oburzona, jednak po chwili wyraz jej twarzy złagodniał.
Przed nami roztaczał się piękny widok. Małe jezioro odbijało promienie słoneczne i wierzby płaczące rosnące na jego brzegach. Między ławkami przy wybrukowanej dróżce kręciły się dzikie kaczki. Rin stała przez chwilę oniemiała, nagle podbiegła do jednej z wolnych ławek i wyciągnęła szkicownik.
- Nie tu. - wskazałem jej niewielkie molo i łódki do wynajęcia. Na środku jeziora jest wysepka. Myślę, że ci się spodoba. - mrugnąłem porozumiewawczo.
Weszliśmy na łódkę. Kusił mnie widok wioseł. Już miałam je chwycić, lecz Koss był szybszy. Zaśmiałam się, a on też. Nie trzeba było długo wiosłować. Po chwili już przycumowałam łódkę. Szkicownik leżał bezpiecznie w torbie, by się nie pochlapał. Był dla mnie ważny. Zachwycał mnie widok. Przysiedliśmy pod jedną z wierzb płaczących. Ostrożnie wyciągnęłam szkicownik. Wyjęłam również mój podręczny zestaw do malowania. Koss przyglądał się mi jak malowałam. Chciałam wyjąć z torby coś jeszcze, gdy nagle poczułam ukłucie. Automatycznie skierowałam moją rękę na dzieło. Na obraz kapnęła jedna kropla krwi.
- Tak podpisujesz swoje obrazy? Dość oryginalny sposób. - parsknąłem, a Rin mi zawtórowała.
- Lubię zaskakiwać. - puściła do mnie oko.
- Czekaj, zaraz się tym zajmę. - wyjąłem z kieszeni chusteczki higieniczne i ująłem delikatnie jej dłoń.
Skrzywiła się lekko, kiedy przetarłem rankę.
- I po krzyku. - trochę peszyło mnie jej uważne spojrzenie - Taaak... Co wy, kobiety nosicie w swoich torbach, zestaw noży kuchennych? - jednak mina mi zrzedła, kiedy dostrzegłem błysk niewielkiego ostrza wystającego spod przyborów do malowania.
Zrobiłem zdumioną minę, a Rin uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nigdy nie lekceważ kobiety...
Trochę się zdziwił. Mój tajemniczy uśmiech nie zniknął . Z ładem wyjęłam mój miecz. Miał on rękojeść z mahoniowego drewna. Był dość długi...
- Jak tam go mieścisz? - zapytał.
- A wiesz, mam rozkładany... - zaśmiałam się a on mi zawtórował.
W sumie było to prawda, może to dziwne ale mam rozkładany miecz...
Spojrzałam na zegarek. A, mamy 20 minut. To spokojnie...
- Czymże władasz? - spytałam ze śmiechem.
- A łukiem strzelam, a ty raczej mieczem władasz.
Powtórnie spojrzałam na zegarek.
-O matko! Spóźnimy się!
- Nie ze mną. - puściłem do niej oko.
Do brzegu dotarliśmy w rekordowym czasie. Rzuciłem facetowi monetę i w biegu złapałem Rin za rękę. Dziewczyna zdążyła jeszcze zarzucić torbę na ramie. Pobiegliśmy skrótem na tyły szkoły.
- I co teraz? - wydyszała, wskazując na mur otaczający teren szkoły.
- Wskakuj. - kucnąłem i wskazałem na splecione ręce przed sobą - Podrzucę cię.
Zacisnęła usta, ale podeszła i pewnie oparła stopę o moje ręce.
- Gotowa? Na raz..., dwa... - nie czekając na trzy podrzuciłem ją do góry.
- Nie jestem go... - reszta zdania utonęła w wiązance przekleństw i to na pewno niewypowiedzianych przez Rin...
Szybko przeskoczyłem przez płot, lądując - na szczęście - obok dyrektora. Niestety dziewczyna nie miała takiego farta... Mężczyzna niezgrabnie podniósł się z ziemi.
- Co to ma znaczyć!? - wydarł się.
Zasłoniłem dziewczynę, chcąc wytłumaczyć całe zajście. Rin natomiast pozbierała rozrzucone rzeczy na trawie, wyminęła mnie i dumnie stanęła przed wściekłym dyrektorem...
Koss próbował coś wyjaśnić, lecz nie musiał. To była moja wina, więc to ja za to odpowiadałam.
- Proszę pana, przepraszamy za całe zajście. Nie chcieliśmy się spóźnić na zajęcia, bo nauka jest dla nas ważna... -spuściłam głowę, bo trochę skłamałam.
-Dość, dziś wam odpuszczę. Ale jeśli raz jeszcze przyłapię was na czymś takim, to... - spojrzał groźnie i odszedł.
- Chyba masz dar przekonywania... - powiedział Koss.
- Takie tam... - uśmiechnęłam się.
Poszliśmy dalej. Chłopak wyprzedził mnie i otworzył drzwi. Ja chciałam to zrobić, ale wyprzedził mnie. Ale skoro chciał, to nie będę mu tego psuła. Rozeszliśmy się do swoich klas.
- To po lekcjach! - pożegnałam się z nim i poszłam do siebie.
Przez cały dzień z ust nie znikał mi uśmiech. Wciąż miałem przed oczami, jak Rin robi słodką minę niewinnej dziewczynki i... o dziwo... przekonuje dyrektora. Pokręciłem głową z niedowierzanie. I te jego maślane oczy... - parsknąłem mimowolnie.
- Może odpowie nam pan Kossati? - nauczycielka wpatrywała się we mnie ze złością.
O cholera, no to wpadłem.... Wstałem powoli, zastanawiając się jak z tego wybrnąć. Na szczęście sąsiad po lewej ukradkiem wskazał mi odpowiedni fragment w podręczniku, który czytaliśmy. Przełknąłem ślinę.
- Starożytność jest okresem... - zacząłem niepewnie - w historii Bliskiego Wschodu, Europy i Afryki Północnej - rozkręcałem się na dobre - nazywany też antykiem i obejmujący dzieje tych regionów od powstania pierwszych cywilizacji do około V wieku naszej ery...
- Dobrze, dobre. Dziękuję. - przerwała mi bezceremonialnie - Następnym razem proszę, żeby patrzył pan na tablicę. Tak jak mówiłam wcześniej....
Zaśmiałem się w duchu. Głupi to ma szczęście. Czasem nie potrafię zasnąć, a podręcznik do historii jest najlepszym lekarstwem na bezsenność...
Wreszcie zabrzęczał dzwonek oznajmiający wolność! Spakowałem rzeczy do torby i szybko wyszedłem z klasy. Miałem pewne plany na popołudnie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz