Moje ponure rozmyślania, do których
należała także ukryta gdzieś w głębi duszy tęsknota za Kayem, przerwał
charakterystyczny stukot ciężkich butów piątki mężczyzn. Już kiedyś go
słyszałam. Bardzo powoli obróciłam się w miejscu. Zamarłam z przerażenia
i zaskoczenia. Nie... to nie mogli być oni. Jakim sposobem dotarli za
mną aż tutaj? Dawno temu powinni zgubić mój ślad w okolicach miasta
Roglow, gdzie zgubiłam ich z pomocą pewnych elfów. A jednak piątka
najlepiej wyszkolonych łowców Vendoru była tutaj i niestrudzenie
przedzierała się przez tłumy w swych ludzkich postaciach, mierząc mnie
swym zdecydowanie nieludzkim wzrokiem oraz szerząc popłoch. Rozpoczęłam
ucieczkę. Zwykli śmiertelnicy nie mogli dorównać mi kroku, lecz oni
należeli do innej rasy. Usłyszałam, że natychmiast podejmują pogoń. Nie
wiedziałam, gdzie biegnę. Zależało mi tylko na jak najszybszym oddaleniu
się. W ten sposób wylądowałam w ślepym zaułku zakończonym ścianą
wysokiego wieżowca pokrytego schodzącym ze starości tynkiem. Drżąc,
skierowałam wzrok w przeciwną stronę. Zobaczyłam ich. Wyglądali
dokładnie tak, jak wtedy. Nie zmienili się przez tyle lat... A ja byłam
całkowicie bezbronna. Dzielił nas coraz mniejszy dystans. Nagle zza
zakrętu wyłoniła się sylwetka Kaya.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz