Zaskoczeni ludzie odskakiwali w popłochu na nasz widok. Biegłem przed siebie z ranną dziewczyną na rękach, roztrącając gapiów. Za plecami słyszałem krzyki ludzi i warczenie bestii. Skręciłem w jedną z bocznych uliczek. Była pusta. Podbiegłem do starych drzwi prowadzących na zniszczoną klatkę schodową. Szybko ukryliśmy się w jej wnętrzu. Przez niewielką szparę między framugą, a drzwiami obserwowałem przestrzeń między kamienicami.
- Kay...
- Ciii. Jesteś bezpieczna... - usiadłem na podłodze i posadziłem Linn na kolanach.
Szybko ściągnąłem płaszcz i okryłem zmarzniętą dziewczynę. Była zimna jak lód! Przytuliłem ją mocno.
- Gdzie oni są?! - usłyszałem ciche warknięcie wilka.
- Może pobiegł dalej? - zabrzmiał niski głos jednego z napastników.
- Muszą gdzieś tu być! Znajdźcie ich! - wilk zawył wściekle.
Usłyszałem oddalające się kroki i westchnąłem z ulgą.
- Odeszli. - szepnąłem - Linn...?
Potrząsnąłem nią delikatnie. Była nieprzytomna... Ostrożnie wyjrzałem na ulicę. Przez pewien czas kluczyłem po mieście, żeby zmylić ewentualną pogoń. Wreszcie wróciłem do domu. Położyłem dziewczynę na kanapie w salonie, a sam poszedłem do przedpokoju i na niewielkiej tablicy rozdzielczej włączyłem ogrzewanie, następnie uruchomiłem alarm. Tak na wszelki wypadek. Wróciłem do salonu. Z wielkiej szafy przy oknie wyciągnąłem ciepły koc i poduszkę. Zaniosłem wszystko do pokoju, z kuchni przyniosłem jeszcze apteczkę z bandażami. Szybko opatrzyłem rany na plecach dziewczyny, nie były na szczęście głębokie. Przykrywając Linn, dotknąłem jeszcze jej czoła. Nie była już tak zimna. To dobrze, za niedługo powinna się obudzić. Poszedłem do kuchni przygotować posiłek i coś ciepłego do picia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz