Obserwowałem całe zajście z ukrycia do momentu, gdy potężny ork wychynął zza drzewa z maczugą w ręce. Niewiele myśląc, wyskoczyłem z krzaków i zasłoniłem dziewczynę własnym ciałem. Uniosłem miecz, w samą porę, by zablokować cios wymierzony w elfkę. Siła uderzenia rzuciła mnie na kolana. Odwróciłem głowę w stronę skulonej postaci za moimi plecami.
- Uciekaj! - wrzasnąłem - Na co czekasz?!
Dziewczyna otrząsnęła się z szoku i pobiegła w gąszcz. Ork podniósł maczugę, zamierzając się do kolejnego ciosu. Niespodziewanie w jego piersi wyrosła strzała. Zaskoczony stwór wydał okrzyk bólu, ale ruszył na mnie. Wielką łapą złamał wystający koniec z lotkami i wyprowadził potężne uderzenie, zdolne powalić dzika. Wykonałem przewrót przez bark i ciąłem stwora po nogach. Upadł na ziemię. Uniosłem miecz do ostatecznego ciosu, jednak ork podniósł głowę i spojrzał na mnie z wielkim smutkiem. Zawahałem się. Z gęstwiny wybiegła elfka z łukiem gotowym do strzału.
- Na co czekasz?! - wydawała się mocno zdziwiona moim zachowaniem.
Zignorowałem ją. Na szyi stwora dostrzegłem znajomy medalion... Klęknąłem przy orku i złapałem wisior.
- Skąd to masz?!
Ork w pochylonej pozycji obserwował ziemię i stale powiększającą się czerwoną kałużę.
- Pani... - cicho szepnął.
- Gdzie ona jest?! - potrząsnąłem ramionami olbrzyma - Mów!
- Złapać śliczna pani. Zaprowadzić do zamku. Wielki czarnoksiężnik dobrze zapłacić za śliczna pani.
Wstałem i zacisnąłem pięści. Znałem zamek i jego ponurego właściciela. Wiedziałem, że moja przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie... Odwróciłem się do elfki.
- Potrzebuję twojej pomocy. Muszę dostać się do...
- Te Pouri? - wypowiedziała te słowa z nieskrywanym obrzydzeniem - Chyba oszalałeś?!
Wiedziałem, że moja propozycja jest szalona, a dziewczyna nie miała żadnego powodu, by mi pomóc.
- To bardzo ważne. Wiem, że nie znamy się...
- Uratowałeś mi życie. - zacisnęła szczęki i westchnęła głośno - Jestem ci to winna...
- Wspaniale. Ruszajmy, nie ma chwili do stracenia!
- A co z orkiem? - krzyknęła za mną, nim zniknąłem w gąszczu.
- Racja. Może się przydać.
- Co?! - w jej głosie słychać było wyraźne niedowierzanie.
Wróciłem do stwora. Siedział na ziemi wpatrzony w dal. Nie poruszał się, a jego oczy powoli zachodziły mgłą. Niestety głębokie rany na łydkach nie pozostawały wątpliwości, że ścięgna Achillesa zostały przecięte. Ork spokojnie czekał na śmierć w kałuży własnej krwi... Przyklęknąłem przy nim i dotknąłem chropawej skóry na kolanie.
- Będziesz mi wiernie służył, jeśli cię uzdrowię?
- Zostawić Berani i dać mu spokojnie umrzeć! Nie móc zabić mały, słaby ludzik. Berani już nie wojownik!
- Słuchaj mnie Berani. Możesz znowu być wojownikiem, jeśli mi pomożesz. - powiedziałem z naciskiem.
- Strata czasu, jak go uzdrowisz, zabije nas oboje. - elfka złapała się pod boki i obserwowała całe zajście z bezpiecznej odległości.
- Ty umieć leczyć?
- Tak. Pomożesz mi?
Zastanowił się chwilę, a w jego oczach zapłonęły wesołe ogniki.
- Berani lubić walczyć, kobiety lubić Berani za siła. - powiedział dumnie - Ty leczyć, Berani pomagać. Piękna Kibira wielbić Berani wojownik.
Przypieczętowaliśmy umowę mocnym uściskiem dłoni. Dziewczyna przyglądała się całemu zajściu z dużą dozą nieufności. Długo podróżowałem i znałem kilka plemion orków. To wspaniali wojownicy. Nie grzeszyli rozumem, ale dane słowo było dla nich święte. Przysunąłem ręce blisko ran na nogach i zamknąłem oczy. Zanuciłem cichą melodię. Delikatne światło oplotło moje dłonie i rozświetliło głębokie rozcięcia. Po chwili rany zniknęły razem z krwią na ziemi. Wstałem powoli, jednak leczenie kosztowało mnie zbyt wiele energii. Zatoczyłem się, szukając oparcia. Mocne ramię orka uchroniło mnie przed upadkiem.
- Berani pomoże. Teraz silny. - uśmiechnął się szeroko, ukazując garnitur żółtych, ostrych zębów.
- W co ja się pakuję. - dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.
W trójkę ruszyliśmy w gęsty las.
- Uciekaj! - wrzasnąłem - Na co czekasz?!
Dziewczyna otrząsnęła się z szoku i pobiegła w gąszcz. Ork podniósł maczugę, zamierzając się do kolejnego ciosu. Niespodziewanie w jego piersi wyrosła strzała. Zaskoczony stwór wydał okrzyk bólu, ale ruszył na mnie. Wielką łapą złamał wystający koniec z lotkami i wyprowadził potężne uderzenie, zdolne powalić dzika. Wykonałem przewrót przez bark i ciąłem stwora po nogach. Upadł na ziemię. Uniosłem miecz do ostatecznego ciosu, jednak ork podniósł głowę i spojrzał na mnie z wielkim smutkiem. Zawahałem się. Z gęstwiny wybiegła elfka z łukiem gotowym do strzału.
- Na co czekasz?! - wydawała się mocno zdziwiona moim zachowaniem.
Zignorowałem ją. Na szyi stwora dostrzegłem znajomy medalion... Klęknąłem przy orku i złapałem wisior.
- Skąd to masz?!
Ork w pochylonej pozycji obserwował ziemię i stale powiększającą się czerwoną kałużę.
- Pani... - cicho szepnął.
- Gdzie ona jest?! - potrząsnąłem ramionami olbrzyma - Mów!
- Złapać śliczna pani. Zaprowadzić do zamku. Wielki czarnoksiężnik dobrze zapłacić za śliczna pani.
Wstałem i zacisnąłem pięści. Znałem zamek i jego ponurego właściciela. Wiedziałem, że moja przyjaciółka jest w niebezpieczeństwie... Odwróciłem się do elfki.
- Potrzebuję twojej pomocy. Muszę dostać się do...
- Te Pouri? - wypowiedziała te słowa z nieskrywanym obrzydzeniem - Chyba oszalałeś?!
Wiedziałem, że moja propozycja jest szalona, a dziewczyna nie miała żadnego powodu, by mi pomóc.
- To bardzo ważne. Wiem, że nie znamy się...
- Uratowałeś mi życie. - zacisnęła szczęki i westchnęła głośno - Jestem ci to winna...
- Wspaniale. Ruszajmy, nie ma chwili do stracenia!
- A co z orkiem? - krzyknęła za mną, nim zniknąłem w gąszczu.
- Racja. Może się przydać.
- Co?! - w jej głosie słychać było wyraźne niedowierzanie.
Wróciłem do stwora. Siedział na ziemi wpatrzony w dal. Nie poruszał się, a jego oczy powoli zachodziły mgłą. Niestety głębokie rany na łydkach nie pozostawały wątpliwości, że ścięgna Achillesa zostały przecięte. Ork spokojnie czekał na śmierć w kałuży własnej krwi... Przyklęknąłem przy nim i dotknąłem chropawej skóry na kolanie.
- Będziesz mi wiernie służył, jeśli cię uzdrowię?
- Zostawić Berani i dać mu spokojnie umrzeć! Nie móc zabić mały, słaby ludzik. Berani już nie wojownik!
- Słuchaj mnie Berani. Możesz znowu być wojownikiem, jeśli mi pomożesz. - powiedziałem z naciskiem.
- Strata czasu, jak go uzdrowisz, zabije nas oboje. - elfka złapała się pod boki i obserwowała całe zajście z bezpiecznej odległości.
- Ty umieć leczyć?
- Tak. Pomożesz mi?
Zastanowił się chwilę, a w jego oczach zapłonęły wesołe ogniki.
- Berani lubić walczyć, kobiety lubić Berani za siła. - powiedział dumnie - Ty leczyć, Berani pomagać. Piękna Kibira wielbić Berani wojownik.
Przypieczętowaliśmy umowę mocnym uściskiem dłoni. Dziewczyna przyglądała się całemu zajściu z dużą dozą nieufności. Długo podróżowałem i znałem kilka plemion orków. To wspaniali wojownicy. Nie grzeszyli rozumem, ale dane słowo było dla nich święte. Przysunąłem ręce blisko ran na nogach i zamknąłem oczy. Zanuciłem cichą melodię. Delikatne światło oplotło moje dłonie i rozświetliło głębokie rozcięcia. Po chwili rany zniknęły razem z krwią na ziemi. Wstałem powoli, jednak leczenie kosztowało mnie zbyt wiele energii. Zatoczyłem się, szukając oparcia. Mocne ramię orka uchroniło mnie przed upadkiem.
- Berani pomoże. Teraz silny. - uśmiechnął się szeroko, ukazując garnitur żółtych, ostrych zębów.
- W co ja się pakuję. - dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.
W trójkę ruszyliśmy w gęsty las.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz