Po
odejściu Kaya w mojej głowie zaczęło się pojawiać wiele pytań bez
odpowiedzi. Wkrótce jednak pochłonęła mnie otchłań snu. Nie wiem, jak
długo spałam, jednak otworzyłam oczy za sprawą blasku słońca, które
wychynęło zza chmur akurat w momencie swego zachodu, chcąc przypomnieć
światu o swym istnieniu. W pokoju nie było żywej duszy. Na wpół
przytomna zwlokłam się z kanapy i spróbowałam postawić parę chwiejnych
kroków, lecz zaraz po tym upadłam, czując ból. A zatem wciąż nie mogłam
ruszyć się z miejsca.
- Kay...? - zapytałam w końcu niepewnie. - Tutaj jestem. - zobaczyłam znajomą sylwetkę wkraczającą do pomieszczenia. - Nie myślałaś przypadkiem nad naszą ostatnią rozmową? Nie wiedziałam, o co mu chodzi, bo jeszcze się nie dobudziłam. - Jaką rozmową? - Tą o ludziach, albo i nie, którzy... W jednym momencie odzyskałam sprawność umysłu. - Nie! Jeśli chcesz ze mnie wyciągnąć informacje na ten temat, to... to... pójdź sobie i nigdy nie wracaj. - wybuchnęłam. - Wypraszasz mnie z mojego mieszkania? - odparł z lekkim rozbawieniem. Zdenerwowałam się jego pobłażliwym tonem i faktem, że nie zdołałam wyprowadzić go z równowagi. - Tak. To znaczy nie. To znaczy... Po prostu nic ci nie powiem. - A powiedziałabyś mi przynajmniej trochę? - Czyli? - Jeśli nie chcesz, nie musisz zdradzać całej prawdy. Wystarczy, że wyjaśnisz, kim są ci ludzie. Zawahałam się. Nie miałam zamiaru mówić mu czegokolwiek o moim Królestwie i rodzinie. To tak, jakbym zdradziła własny lud. Ale z drugiej strony chciał mi pomóc... A ja, sama nie wiem dlaczego, miałam do niego pewną słabość. Westchnęłam i rozpoczęłam opowieść. - Miejsce, w którym przyszłam na świat, żyło w zgodzie z innymi królestwami. Jednak... w pewnym momencie... jedno z nich zaatakowało nas. Do tej chwili nie wiem, dlaczego. Oni nie byli ludźmi, ani nawet nie... hm... rasą podobną do naszej. Potrafili zmieniać swoją postać, i choć tracili przy tym energię, dawało im to dużą przewagę. Przewodziła nimi czwórka Łowców, którzy dodatkowo odznaczali się nadzwyczajną odpornością oraz długowiecznością. Ich właśnie spotkaliśmy. I to oni... - to słowo nie mogło mi przejść przez gardło - ... moją rodzinę. - zakończyłam niechętnie. Nie wspomniałam nic o mojej krainie, pochodzeniu i matce. Mimo tego jednak byłam zła na siebie, że w ogóle cokolwiek wyjawiłam. Ponownie schowałam głowę pod kocem, rzucając przedtem ponure spojrzenie na Kaya, obarczając go winą za moje wyznanie. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz