Okrążyłem dzielące nas biurko i podszedłem do dziewczyny. Przytuliłem ją, delikatnie głaszcząc po błękitnych włosach.
- Wszystko w porządku Linn. - powiedziałem spokojnie.
- Nie prawda...! - rozpłakała się i wyrwała z moich ramion - Ty, - wyciągnęła oskarżycielsko palec - nie powinieneś mieć mapy. Nie powinieneś nic wiedzieć. Jesteś zwykłym śmiertelnikiem, a ja...! - umilkła i wybiegła z gabinetu. Zdążyłem dogonić ją na schodach i siłą podniosłem na ręce.
- Przede wszystkim powinnaś odpoczywać. Jesteś ranna. - nie zważałem na jej głośne protesty - Nie sądzisz, że w końcu cię znajdą? Do tego czasu powinnaś być gotowa. - powiedziałem z naciskiem.
Linn zamilkła wreszcie i tylko obserwowała otocznie obojętnym wzrokiem. Wróciłem do salonu, położyłem dziewczynę na łóżku i dokładnie ją przykryłem.
- Jeśli chodzi o mnie... - zawahałem się - nie jestem zwykłym śmiertelnikiem....
Spojrzała na mnie uważniej, nadal milcząc.
- Hm... - szukałem odpowiednich słów - Wszystko zaczęło się w Rosinglow. Moja matka...., ta prawdziwa należała do leśnego ludu Irmian. Podobno to zorganizowane plemię kobiet. Iris, tak miała na imię, zakochała się w ludzkim mężczyźnie i razem doczekali się dziecka. Za to została wygnana, schronienie znalazła właśnie w Rosinglow. Nie wiem co stało się z ojcem. Podobno matka umarła z tęsknoty za nim. Elfy uznały mnie za niegodnego mieszańca i porzuciły w ludzkim świecie. Tak trafiłem do rodziny... Nie istotne, nie chcę do tego wracać... Jedyną pamiątką po matce jest ta mapa i legenda na odwrocie. - spuściłem głowę - Teraz wiesz o mnie wszystko...
Linn nadal milczała, wpatrując się uparcie w pustą ścianę na przeciwko.
Linn nadal milczała, wpatrując się uparcie w pustą ścianę na przeciwko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz