Zawahałam się. Zdawałam sobie sprawę, że zmiana bandażu jest niezbędna dla mojego zdrowia, ale miałam ranę w dosyć... hm... nieprzystępnym miejscu, jeżeli zamierzał ją opatrywać chłopak. Czułam ciepło pulsujące na twarzy, więc odwróciłam wzrok udając nagłe zainteresowanie poręczą od schodów.
- No dobrze... - powiedziałam wreszcie - Aale... Masz tutaj maść i bandaż, w ogóle w domu? - jednym tchem wyrzuciłam to nieskładne zdanie. Przynajmniej starałam się wymówić je bez przerw.
- Nie martw się. Zaraz wszystko przyniosę. - rzucił i gdzieś sobie poszedł. Wrócił po jakimś czasie, dzierżąc niewielką podręczną apteczkę. Usiadł obok mnie. Wydobył z opakowania tubkę maści oraz rolkę bandażu.
- Mogę zaczynać? - spytał.
Odpowiedziałam mu niemrawym skinięciem głowy.
- Obróć się i zdejmij koc. - odparł łagodnie.
Bardzo niepewnie zrobiłam to, o co mnie prosił. Znoszona sukienka była mocno rozdarta: odsłaniała całe moje plecy. Słyszałam, jak Kay przysuwa się bliżej, i dźwięk ten wydał mi się nadzwyczaj głośny. Zaraz potem czułam jego dłoń wcierającą maść wzdłuż rany. Trochę piekło. Cieszyłam się w duchu, że nie widzi mojej zarumienionej twarzy.
- Jeszcze bandaż... Ale musisz poczekać, aż maść wyschnie. - usłyszałam.
- Jak długo...? - spytałam zaniepokojona.
- Nie bój się. Kilka minut. Możesz na chwilę się odwrócić.
Niechętnie przesunęłam się, nie podnosząc wzroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz