Obudziłam się w dziwnym miejscu. Łóżko na którym leżałam było twarde, inne niż moje. Wszystko było całkowicie białe. Od razu mogłam wykluczyć moje mieszkanie. Do ramienia miałam przyczepioną rurkę, która prowadziła do maszyny znajdującej się koło mnie. Rozpoznałam w tym kroplówkę. Maszyna pikała, przez co mnie bolała głowa. Byłam zmęczona, ale nie aż tak by spać. Do pomieszczenia wszedł lekarz. Również w bieli.
- C-co się stało? - zapytałam nieśmiało.
- Straciłaś przytomność Rin. Pogotowie przywiozło cię tu wczoraj w południe. Zapadłaś w śpiączce, dzięki bogu że się wybudziłaś. - usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. - Zmierzę ci ciśnienie.
Posłusznie wystawiłam ramię. Ciśnienie było w normie.
- A kiedy mnie wypuszczą? - zapytałam zmieszana.
- Jutro.
- A gdzie Kutamo? - spytałam mężczyzny.
- Też tu leży. Ale wyjdzie za trzy dni. Ktoś wbił mu sztylet w lewy bok. Na szczęście to nic poważnego. Został już opatrzony. Na razie jest w śpiączce. Jutro możesz go odwiedzić. - wstał. - Jakaś pielęgniarka do ciebie przyjdzie. Ja muszę iść do innych pacjentów.
Przekręciłam się na lewy bok. Była to dla mnie ulubiona pozycja i na niej zasypiałam najszybciej. Może to zadziała...
- C-co się stało? - zapytałam nieśmiało.
- Straciłaś przytomność Rin. Pogotowie przywiozło cię tu wczoraj w południe. Zapadłaś w śpiączce, dzięki bogu że się wybudziłaś. - usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. - Zmierzę ci ciśnienie.
Posłusznie wystawiłam ramię. Ciśnienie było w normie.
- A kiedy mnie wypuszczą? - zapytałam zmieszana.
- Jutro.
- A gdzie Kutamo? - spytałam mężczyzny.
- Też tu leży. Ale wyjdzie za trzy dni. Ktoś wbił mu sztylet w lewy bok. Na szczęście to nic poważnego. Został już opatrzony. Na razie jest w śpiączce. Jutro możesz go odwiedzić. - wstał. - Jakaś pielęgniarka do ciebie przyjdzie. Ja muszę iść do innych pacjentów.
Przekręciłam się na lewy bok. Była to dla mnie ulubiona pozycja i na niej zasypiałam najszybciej. Może to zadziała...
*** 9 godzin później
Miałam koszmar. Obudziłam się prawie z krzykiem. Niestety, nie można tu krzyczeć, ze względu na pacjentów. Niektórzy spali, inni czytali książki. Postanowiłam do nich dołączyć. Niedaleko mnie znajdował się wózek z książkami. Wzięłam jedną z nich. Nie musiałam wstawać, ani się wysilać. Tylko sięgnęłam ręką. Okazała się romansidłem. Była trochę nudna, ale nie ma tu lepszego zajęcia. Nagle drzwi od sali się otworzyły, wszedł przez nie mężczyzna na oko w wieku 19-20 lat. Był średniego wzrostu szatynem. Usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
- Jestem Paul, przyjaciel Kossa. Rin to ty, tak? - uśmiechnął się serdecznie.
- T-tak... - wyjąkałam. Czy to na pewno ten przyjaciel Kutamo?
- Jak się tu znalazłam? - spojrzałam na niego pełna nadziei że dowiem się czegoś więcej o tym zajściu.
- Jak aresztowaliśmy Nue i Alexa, znaleźliśmy was w mieszkaniu. Oboje byliście nieprzytomni. Koss był trochę zalany krwią. Zadzwoniliśmy po pogotowie, i tak znaleźliście się tutaj.
- A jak ma się Koss? - moje oczy zaczęły błyszczeć.
- Coraz lepiej! Już wybudził się ze śpiączki i ciśnienie powróciło do normy. A kiedy cię wypuszczają?
Ta wieść poprawiła mi humor.
- Ze szpitala wypuszczają mnie w południe. - dmuchnęłam na niesforne kosmyki.
Zza drzwi wyjrzała pielęgniarka.
- Panie Mashita.... - chrząknęła w celu zwrócenia na siebie uwagi.
- Trzymaj się. - rzucił i wyszedł na korytarz .
Po godzinie przyszedł lekarz i powiedział, że mogę już wrócić do domu. Spakowałam rzeczy które miałam i pobiegłam do domu. Drzwi były o dziwo otwarte, było również dość cicho. Więc gdzie mój kot?
Myśli odpłynęły, gdy ktoś zapukał do drzwi. Stała w nich moja sąsiadka, pani Mori. Na rękach trzymała moją zgubę.
- To twój przyjaciel? - spytała z uśmiechem. Przytaknęłam. Wzięłam od niej kociaka, podziękowałam i zamknęłam po niej drzwi.
Obudziłem się z poczuciem lekkiego kłucia w lewym boku. Otworzyłem oczy i zajrzałem na zegarek od Rin stojący na metalowej szafce. Dochodziła dziewiąta. Dzisiaj mieli mnie wreszcie wypisać ze szpitala. Westchnąłem cicho i wziąłem do ręki komórkę. Szybko wystukałem znajomy numer.
- Halo? - usłyszałem zaspany głos.
- Obudziłem cię kochanie?
- Koss? Jak się czujesz, kiedy cię wypuszczają? - zapytała z troską.
- Nie powinnaś być o tej porze w szkole?
- Dali mi zwolnienie do końca tygodnia. Wiesz, przeżycia z przed ostatnich kilku dni... - z pewnością na jej twarzy zagościł chytry uśmiech.
Wyobraziłem sobie Rin, jak siedzi przestraszona i smutna w gabinecie lekarza. Uzyskawszy zwolnienie ze szkoły, wychodzi, uśmiechając się ukradkiem. Przyda jej się trochę czasu dla siebie. Zamknąłem oczy, odpędzając ponure wspomnienia. Niestety myśli same podsuwały mi obrazy tego, co stałoby się z dziewczyną, gdybym nie zdąrzył na czas...
- Jesteś tam? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tak, jestem. Odpoczywaj. Powinienem wyjść popołudniu. - skłamałem.
- Przyjdę po ciebie.
Pożegnaliśmy się w momencie, gdy do sali weszła pielęgniarka z dokumentami do podpisania.
- Jak się pan czuje? Zaraz przyjdzie lekarz. Jeśli wszystko będzie w porządku, za pół godziny opuści pan szpital. - uśmiechnęła się życzliwie.
Zgodnie z zapowiedzią w drzwiach stanął młody lekarz z obowiązkowym stetoskopem zawieszonym na szyi.
Piętnaście minut później stałem już na przystanku przed szpitalem, czekając na autobus. Podróż pustymi ulicami okazała się dość krótka. Wysiadłem niedaleko osiedla, gdzie mieszkała Rin. Prędko wszedłem do pobliskiego sklepu i zaopatrzyłem się w niezbędny prowiant. Wcześniej zadzwoniłem do kuzynki, uprzedzając, że wypisali mnie i jadę prosto do Rin. Marudziła coś o odpoczywaniu i odpowiedniej opiece w domu, ale w końcu ustąpiła. Obiecałem, że będę w domu przed wieczorem. Najpierw musiałem załatwić z Rin sprawę niecierpiącą zwłoki. Nacisnąłem na domofon.
- Kto tam?
- Listonosz, mam dla pani...
- Koss? Co ty tu robisz?! Przecież miałeś...! - nie słuchałem reszty całej tej tyrady.
Korzystając z uprzejmości sąsiadki, która właśnie wychodziła z pieskiem i zostawiła drzwi otwarte, wbiegłem pospiesznie po schodach na odpowiednie piętro. Drzwi do mieszkania Rin były lekko uchylone. Z niepokojem wszedłem do środka.
- Rin jesteś...
Wbiegła do przedpokoju z kapciem w ręce.
- Czy ty wiesz... - pocałowałem ją, nie czekając, aż użyje puchatej broni trzymanej w prawej w dłoni.
- Ja też się za tobą stęskniłem. - powiedziałem cicho, wdychając zapach jej włosów.
- Martwiłam się o ciebie mój idioto. - zaprowadziła mnie do pokoju - Chcesz coś do picia?
- Chętnie, ale najpierw chciałbym z tobą porozmawiać.
- Stało się coś? - zbladła lekko, wyczuwając powagę sytuacji.
- Wszystko w porządku, kochanie. - usadowiłem ją wygodnie na kolanach - W szpitalu miałem dużo czasu do myślenia.
- Zaczynam się bać...
- Nie masz czego. Z pewnych źródeł wiem o twojej sytuacji... i chciałbym, żebyś... przeprowadziła się do mnie. Miałbym cię na oku i żaden drań więcej cię nie skrzywdzi. - głaskałem ją czule po policzku.
Rin milczała przez chwilę, analizują moje słowa. Bałem się, że mi domówi...
Zaskoczyła mnie ta propozycja. Nie wiem, czy powinnam podejmować tak ważne decyzje pochopnie. Może trzeba na to spojrzeć z perspektywy ,,co by było gdyby".... Nie wiem co by było, gdybyśmy się rozstali. Wcześniej byłabym od niego całkowicie uzależniona...
- Co miałabym zrobić z tym mieszkaniem? - postanowiłam zostać realistką. Sprawdzę jego argumenty.
- Na przykład...sprzedać. - powiedział chwytając mnie za dłoń. To moje ukochane mieszkanko. Pierwsze własne. Z drugiej strony, mieszkałam tutaj sama. Ryzyko napadów, kradzieży, porwań itp. było naprawdę wysokie.
- Mogę zamieszkać na próbę... A potem pomyślimy. - uśmiechnęliśmy się, bo w końcu tymczasowo znaleźliśmy dobre rozwiązanie. - Ale za chwilę idziemy do- ciebie, bo powinieneś leżeć. Role się odwróciły.
- Eh... No dobrze... - mruknął.
- Nie rozsiadaj się, bo wychodzimy za chwilę... - z wieszaka zdjęłam płaszcz. Znalazłam trochę większą torbę by zmieścić to, co mniej więcej będzie mi potrzebne podczas tygodniowego pobytu. Z szafy zgarnęłam czystą bieliznę i luźne ubrania. Skierowałam się do łazienki , skąd wzięłam szczoteczkę do zębów, pastę i trochę kosmetyków.
-A co z kotem? Nie może zostać sam w domu na tydzień! - stwierdziłam. Trochę za późno, bo dopiero wtedy jak mieliśmy wychodzić.
- Weźmiemy go. - powiedział z największym spokojem. Wziął karmę, miski , jakąś zabawkę i samego zwierzaka.
- A co twoja kuzynka na to? - otworzyłam drzwi.
- Nic się nie stanie. Ona jest prawdziwą kociarą... - wyszliśmy z mieszkania, a ja zamknęłam je na klucz. Szybko doszliśmy do jego domu. Najwyżej jemu oberwie się od kuzynki...
Otworzyłem drzwi, w domu panowała cisz.
- Rill? Mamy gościa! - krzyknąłem w głąb mieszkania.
- Może wyszła? - Rin wyminęła mnie w przedpokoju i wkroczyła do salonu - Jest kartka. - pomachała niewielkim papierkiem.
- Pokarz. - zajrzałem jej przez ramię
Na niewielkiej kartce rozpoznałem staranny charakter pisma kuzynki.
"Wyszłam, wrócę późno. Jedzenie w lodówce, odgrzej sobie! Odrobiłam zadanie, o nic się nie martw. Dlaczego nie mam siostry.... Cały dom na mojej głowie i duże dziecko....!"
Rin zachichotała.
- Wcale nie jestem dużym dzieckiem! - powiedziałem oburzony.
- Oczywiście, że nie. - pogłaskała mnie po włosach i poszła do kuchni z głośnym śmiechem.
Pokręciłem głową. Ach, te kobiety... Zacząłem się zastanawiać, czy Rin nie za szybko dogada się z kuzynką. Dwie marudy w domu... Na szczęście moje niewesołe myśli przerwał smakowity zapach dochodzący z kuchni. Położyłem torbę i rzeczy kociaka w przedpokoju, a sam ruszyłem na podbój kuchni. Rin zastałem przy kuchence. Właśnie podgrzewała spaghetti z warzywami i kawałkami wieprzowiny. Kotek siedział wygodnie na taborecie i podjadał kąski podsuwane przez dziewczynę.
- Za dobrze ci futrzaku. - poczochrałem zwierzaka.
- Dla ciebie też coś mam. - dostałem buziaka na poprawę humoru.
- Rin musimy ustalić pewien drobiazg...
- Tak? - spojrzała na mnie uważnie.
- Chodzi o to,... gdzie będziesz... spała... Jeśli wolisz, są wolne pokoje, ale.... - nagle zadzwonił telefon - Zastanów się, a ja odbiorę.
Zostawiłem dziewczynę samą z myślami i pobiegłem do salonu, gdzie małe cudo techniki upominało się o chwilę uwagi...
Po małej uczcie mruczek domagał się pieszczot ocierając o moje nogi. Podrapałam go za uszkiem. Miauknął zadowolony. Podrzuciłam mu kawałek marchewki. Zjadł zadowolony. Koss nadal nie wychodził z salonu. Cóż, może jakiś stary kumpel dzwoni. Albo ci od tych ubezpieczeń... Zanim pogrążę się w myślach, może wyłączę palnik. Przekręciłam kółeczko na zero. Cóż, mogę spać u Kossa lub w gościnnym. Ale z nim od razu, to może być trochę nieetyczne. Ale z drugiej strony... Niezbyt lubię spać sama, zresztą boję się ciemności.... A co mi tam, raz się żyje! YOLO, jak to mówią współcześni gimnazjaliści. W końcu przyszedł.
- Kto dzwonił? - rzuciłam się na niego jak ledwo wyjrzał zza drzwi.
- Yy.. No... Rill. - spojrzał na patelnię. Jedzenie go kusiło. Żarłok...
- Wróci wcześniej? - uśmiechnęłam się.
- Tak ci się nudzi? - poczochrał mnie po włosach. - Przemyślałaś już tą sprawkę, kotku?
- Tak, więc chciałabym... - poczerwieniałam jak burak. - spać z... tobą
- Nie będę protestował. - uśmiechnąłem się do zarumienionej dziewczyny i musnąłem ręką jej policzek - To co z tym jedzeniem? - zmieniłem temat.
- Przygotuj talerze łakomczuchu! - odwróciła się w stronę kuchenki, udając obrażoną.
Zauważyłem, że urządzenie jest wyłączone, a Rin mieszała zawzięcie zawartość patelni, by ukryć zmieszanie. Objąłem ją w talii i pocałowałem delikatnie w szyję.
- Nie martw się o nic kochanie. - wyszeptałem do ucha - Rill będzie dopiero jutro, została u koleżanki. Możemy razem spędzić miło wieczór. Co ty na to?
- Pomyślę o tym. - nadal stała odwrócona do mnie plecami - Masz talerze?
Roześmiałem się cicho. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że obecna sytuacja może być krępująca. Z drugiej strony cieszyłem się, że Rin będzie blisko mnie. Wyjąłem z szafki naczynia i postawiłem na stoliku.
- Możesz nakładać. - oświadczyłem z dumą.
Po kolacji postanowiliśmy obejrzeć kilka filmów.
- Kochanie, może pójdziemy już spać? - zapytałem, ziewając głośno.
- Jeszcze tylko ten film. - dziewczyna zwiększyła dźwięk w telewizorze.
- Dochodzi druga...
- Ciii... Akcja zaczyna się rozkręcać. - powiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Dosyć na dziś. - zabrałem jej pilota i wyłączyłem grające pudło.
Nie przejmując się zbytnio protestami dziewczyny, przerzuciłem ją przez ramię, druga ręką zabrałem torbę Rin z przedpokoju (ciekawe dlaczego nadal tam stała...) i ruszyłem powoli, lecz nieubłaganie do pokoju na piętrze...
- No weeeź! - machałam nogami, które aktualnie znajdowały się w powietrzu.
- Jest późno. To że nie chodzisz do szkoły, nie znaczy że masz chodzić późno spać! - nieubłaganie wchodził po schodach. Otworzył drzwi swojego pokoju. Rzucił mną na łóżko. Wcześniej odłożył torbę gdzieś w kąt. Następnie znalazł się nade mną. Przeturlałam się na koniec łóżka i wstałam.
- Nie teraz... Idę wziąć prysznic. Masz jakiś ręcznik? - otrzepałam ubranie.
- Masz. - rzucił mi ręcznik wyciągnięty z jakiejś szafki. Czym prędzej popędziłam pod prysznic. Może on ma jakieś mydło czy coś.... Upewniłam się, czy zamknęłam się na spust. Gdy byłam już całkowicie bezpieczna, mogłam się odświeżyć. Zawinęłam się w ręcznik. Kompletnie zapomniałam o piżamie!
Torba jakby nigdy nic stała sobie w pokoju. Tiptopami doszłam do pokoju. Od razu to zauważył. Jednak byłam szybsza. Nadal mocno trzymając ręcznik, chwyciłam torbę za ramię i szybko popędziłam do łazienki. Przebrałam się w piżamę i dopiero teraz mogłam opuścić mój azyl.
Wreszcie moja królewna opuściła łazienkę i wkroczyła do pokoju w piżamie.
- Do twarzy ci w tym stroju. - puściłem do niej oko.
Wyjąłem torbę z jej rąk i postawiłem koło szafki nocnej. Pospiesznie podszedłem do niej, obejmując ramionami.
- Teraz mi już nie uciekniesz kotku.
- Jestem śpiąca.... - wymamrotała, patrząc gdzieś w bok.
- Na wszystko przyjdzie czas.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka. Dokładnie otuliłem kołdrą.
- Śpij księżniczko. - pocałowałem ją.
- A ty dokąd?
- Zaraz wrócę do ciebie. - zgasiłem główne światło i zapaliłem nocną lampkę.
Z ręcznikiem pod pachą zniknąłem w łazience. Dziesięć minut później wróciłem do pokoju po odświeżającym prysznicu. Z lekkim zaskoczeniem odkryłem, że dziewczyna już smacznie śpi. Jak najciszej podszedłem do łóżka, gasząc po drodze światło. Wsunąłem się pod kołdrę. Już leżąc, podparłem głowę ramieniem i obserwowałem śpiącą Rin. Ten widok sprawił pojawienie się przyjemnego ciepła w okolicach serca. Ucałowałem ją delikatnie w czoło.
- Śpij kochanie. - przytuliłem ją i spokojnie zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz