Uważnie obserwowałem cienie w kątach pokoju. Wpadające przez okno słabe światło księżyca podsuwało zmęczonemu umysłowi najgorsze wizje... Zapaliłem nocną lampkę na szafce, od razu zrobiło się przyjemniej. Delikatnie gładziłem białe włosy przytulonej do mnie Linn.
- Śpisz? - zapytałem, czując równy oddech na ramieniu.
- Nie, mówiłam już...
- Jasne. To co miało miejsce...
- Nie wracajmy już do tego... - zadrżała lekko.
- Zimno ci? - ostrożnie okryłem ją kołdrą, uważając na zranione plecy - Może chciałabyś coś zjeść?
- Nie trzeba.
Razem doczekaliśmy w milczeniu świtu. Dopiero koło piątej trzydzieści Linn zasnęła czujna jak ptak. Położyłem ją na poduszce i przykryłem. To była męcząca noc dla nas obojga. Wstałem cicho i wymknąłem się z pokoju, zabierając po drodze spodnie. W łazience wziąłem zimny prysznic, od razu poczułem się znacznie lepiej. Już ubrany, ruszyłem w stronę kuchni. Dziesięć minut później w pomieszczeniu unosiły się smakowite zapachy. Cały posiłek wykonywałem machinalnie, bez udziału głowy. Myślami wciąż byłem przy drobnej osóbce i wydarzeniach sprzed paru godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz