Jeden z napastników rzucił mną o mur i przygwoździł do ściany kamienicy. Poczułem jak zaciska ręce na mojej szyi. Przed oczami zobaczyłem czarne plamki. Czy ten facet jest potomkiem Herkulesa?! Złapałem go za przedramiona i z całej siły pociągnąłem w dół. Mężczyzna zwolnił nieco uścisk, co pozwoliło mi zaczerpnąć tchu. Błyskawicznie chwyciłem go za prawy nadgarstek i odepchnąłem w bok, jednocześnie kantem drugiej ręki uderzyłem przeciwnika w krtań. To wystarczyło. Facet zatoczył się do tyłu, wpadając na gościa z obolałym żołądkiem. Nie czekając aż pozbierają się z ziemi, wykonałem półobrót i kopnięciem w żuchwę pozbawiłem pierwszego przytomności. Upadł na kumpla, skutecznie unieruchamiając go na kilka kolejnych chwil. Kątem oka dostrzegłem wielkiego, szarego wilka rozdrapującego dziewczynie skórę na plecach...
- Linn! - krzyknąłem, rzucając się w jej kierunku.
Bestia przestąpiła swoją ofiarę. Zobaczyłem jak tylne łapy pręży do skoku... Miałem tylko kilka dziesiątych sekundy do namysłu. Wilk wykonał dwa susy, trzecim z pewnością przygwoździłby mnie do ziemi. W ostatniej chwili odskoczyłem na ścianę. Odbiłem się od niej prawą nogą i wykonałem salto nad grzbietem zwierzęcia. Podbiegłem do leżącej Linn.
- Jak się czujesz. - podniosłem ją na rękach.
Lekko uchyliła oczy. Z drugiej strony uliczki wilk warknął cicho...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz