sobota, 26 kwietnia 2014

OD Kaya CD Linn

Uśmiechnąłem się dyskretnie na widok lekko zarumienionej twarzy dziewczyny.
- Linn, nie przejmuj się tym. To dla mnie codzienność. Kiedyś, w innym życiu... - spuściłem głowę, przyglądając się podłodze - to była dla mnie codzienność... - dodałem cicho.
- Co...? - poczułem drobną dłoń na swojej.
Próbowała mnie pocieszyć. Kiedy podniosłem głowę, szybko cofnęła rękę, rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Tak jak mówiłem, nie przejmuj się tym. - puściłem do niej oko - Zrobię coś na kolację. 
Wstałem pośpiesznie, znikając w przejściu do kuchni. Oparłem plecy o szafkę i zamknąłem oczy. Wspomnienia same napłynęły pod powiekami... Paulo, niegdyś najlepszy kumpel. Wpadaliśmy razem w tarapaty, a ja go z nich wyciągałem. Kiedy trafiłem na ulicę, on pierwszy wyciągnął do mnie rękę. Zaprosił do rodziny bezdomnych dzieciaków handlujących prochami... Jak to na ulicy, szybko nauczyłem się opatrywać rany i leczyć różne choroby. Niestety codziennie widzieliśmy umierające dzieciaki. Ja miałem szczęście... Potem wpadka z policją. Pamiętam jak dziś, uciekaliśmy razem ciemną uliczką. Padał deszcz i wiał zimny wiatr. Słyszałem za nami nawoływania policjantów i szczekanie psów. Trafiliśmy w ślepą uliczkę. Przeszkodą okazał się wysoki mur. Podsadziłem chłopaka w ostatniej chwili, sam nie zdążyłem uciec. Kilka dni później znalazłem się w sądzie z kilkoma złamaniami i siniakami na ciele. Ach ci policjanci... Siłą próbowali ze mnie wyciągnąć informacje. Byłem z ulicy, więc nie musieli przejmować się żadnymi skargami. Nie puściłem pary z ust. Na rozprawie widziałem kilku chłopaków z gangu. Po wszystkim minęli mnie na korytarzu śmiejąc się i grożąc, żebym nie próbował nikogo zdradzić. W tym również Paul. Okazał się skończonym... Westchnąłem. To było jeszcze kilka lat temu..., a teraz spotkałem go na progu własnego domu... Wiedziałem, że kłopoty znajdą mnie prędzej czy później. Z jednej strony dawni zdrajcy, z drugiej istoty z innego świata, a między tym wszystkim Linn. Delikatna i niewinna istotka, którą chciałem chronić za wszelką cenę. Tylko ona powstrzymywała mnie przed szaleństwem... Otworzyłem oczy. Stała w wejściu zawinięta w koc i obserwowała mnie...
- Kay, jak kolacja?
Wydawała się tak krucha i odmienna od całego zła, które poznałem... Podszedłem do niej, wyciągnąłem rękę i mimowolnie pogłaskałem ją po policzku. Nim się zorientowałem, uciekła do pokoju rumiana jak różyczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz