Roześmiani trzymając się za ręce opuściliśmy park. Torba radośnie podskakiwała. Nie bałam się, bo latarnie świeciły dość mocno, poza tym - Koss był ze mną.
- Wiesz co? - spojrzałam na niego.
- Wiem.
- Co wiesz? - poprawiłam spadającą torbę.
- Że cię kocham! - przyciągnął mnie do siebie.
- To to ja też wiem! - zaśmiałam się i oswobodziłam z uścisku. - Dość tego dobrego, jestem zmęczona.
Przeciągnęłam się. Przyśpieszyliśmy kroku.
- Odprowadzę cię. - powiedział. - Wiem, że się boisz ciemności.
- Wow, czytasz mi w myślach!
Z braku zajęcia spojrzałam na paznokcie. Jednak po chwili wpadł mi do głowy pomysł. Uśmiechnęłam się złośliwie. Delikatnie pchnęłam Kossa biodrem.
- A więc tak ze mną pogrywasz? - uśmiechnął się, ale w ciemności mało widać. Opuściliśmy park. Coraz bliżej było do mojego domu. W końcu dotarliśmy.
- No to do zobaczenia księżniczko! - pożegnał się ze mną.
- Do zobaczenia! - cmoknęłam go w policzek i on oddalił się.
Mozolnie wyszłam na piętro. Uch, jaka jestem zmęczona. W domu nie zastałam większych szkód oprócz otwartej lodówki i rozrzuconej karmy.
,,Jak cicho w tym domu'' - pomyślałam. Moje rozmyślanie przerwało miauczenie z nad szafy. Na niej siedział kociak. Zdjęłam uciekiniera i bez jakichkolwiek sił padłam na łóżko.
*** Rano
Obudziłam się około 12. Ziewnęłam i wstałam z łóżka. Zajęłam się podstawową toaletą i poszłam do kuchni. Od mojej aktywności minęło pół godziny. Mam nadzieję że o tej porze on nie śpi. Pewna siebie pochwyciłam telefon i wykręciłam do Kossa.
Jak przez mgłę usłyszałem telefon. Ziewnąłem potężnie i otworzyłem zaspane oczy. Niestety przez całą noc myślałem o Rin... i o Alexie. Zwłaszcza o tym, co mu zrobię, jeśli spróbuje tylko spojrzeć na mojego anioła. Uporczywy dźwięk przypomniał mi o komórce. Podniosłem ją z szafki nocnej i przystawiłem do ucha.
- Halo? - zabrzmiał zaspany głos, mój głos...
- Koss, ty jeszcze śpisz? O tej porze? - perlisty śmiech po drugiej stronie sprawił, że poczułem mile ciepło w okolicy serca.
- Tak kochanie, przez ciebie nie zmrużyłem oka... - pożaliłem się.
- Biedaku, będę u ciebie za 10 minut.
- Nie! - krzyknąłem nim zdążyłem pomyśleć.
- Coś się stał? - zapytała pełna obaw.
- Wszystko w porządku..
- Koss?
- Na samą myśl, że ten cholerny cwaniaczek, mógłby cię spotkać po drodze...
Po drugiej stronie rozległ się śmiech dziewczyny
- Oj, jesteś słodki. To czekam na ciebie przed blokiem. - rozłączyła się.
Niewiele myśląc, wskoczyłem pod prysznic, ubrałem się i w biegu zjadłem kanapkę. 10 minut później czekałem na Rin pod klatką schodową. Wyszła uśmiechnięta jak zawsze. Tym razem miała na sobie jasną sukienkę podkreślającą jej kształtną figurę i długie nogi. Pocałowała mnie na powitanie.
- To gdzie pójdziemy dzisiaj?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, dostrzegłem zwalniające czarne BMW. Nie muszę chyba wspominać kto siedział za kierownicą i szczerzył białe zęby. Miałem ochotę zetrzeć mu z twarzy ten uśmieszek.
No nie! Znowu on! I jak tu się pozbyć natręta... Zdjął okulary i wyszczerzył te wybielane zęby...
- Co ty tu robisz Alex?! - spytałam rozczarowana. Normalnie ludzie są tacy natrętni, nie uszanują czegoś takiego jak prywatność. Teraz w końcu wiem, jak musi się czuć Miku, jak chora i rozczochrana wychodzi do sklepu.
- A tak, przejeżdżałem przypadkiem... - zrobił niewinną minę. Ja i Koss wiedzieliśmy, że to kłamstwo. Znowu trzeba jakoś wybrnąć. Szturchnęłam go łokciem z miną ,,weź coś wymyśl".
- Ja i Rin idziemy... idziemy... - zamyślił się. Spojrzałam znacząco na samochód. - zapisać się na lekcję... bo Rin chce zdawać na prawo jazdy.
- Więc musimy już iść, bo nie będzie miejsc!
Amant włożył okulary i wsiadł do BMW.
- No dobrze, ale pamiętaj Rin - jakbyś miała jakiś problem - zadzwoń. - wiedziałam że on to robi specjalnie, by Koss był zazdrosny. Uff, odjechał.
- Chodźmy, zanim wróci. - chwyciłam go za rękę i ruszyliśmy. - Właśnie, gdzie idziemy?
- To może tym razem do mnie? Taki mały rewanż. - ścisnął trochę mocniej moją rękę.
- A daleko do ciebie? - spytałam zakłopotana.
- Nie, zaledwie kawałek. Chodź, bo się zorientuje że to kłamstwo. - trochę zmieszani ruszyliśmy.
W zamyśleniu ścisnąłem mocniej dłoń Rin.
- Spokojnie, już go nie ma. - szepnęła mi do ucha.
- Przepraszam. - rozluźniłem uścisk.
Milczałem całą drogę, a dziewczyna bezskutecznie próbowała wciągnąć mnie w rozmowę. Stanęła nagle i szarpnęła mnie do tyłu.
- Dlaczego jesteś... taki? - powiedziała z naciskiem.
- Bo mu nogi z du... Przepraszam kochanie. Na samo wspomnienie, jak na ciebie patrzył.... Mam ochotę mu przywalić.
Dziewczyna rzuciła mi się na szyję z uśmiechem na ustach.
- Mój rycerz. - pocałowała mnie.
Ludzie na chodniku mijali nas z wyrozumiałym uśmiechem. Lekko zakłopotany odsunąłem Rin na długość ramienia.
- To mój dom. - wskazałem na spory, zielonkawy budynek z ogrodem pełnym kwiatów.
- Piękny. - Dziewczyna z rozmarzeniem pchnęła furtkę i weszła na wykafelkowaną dróżkę.
Po obu stronach mijała kwitnące krzewy kolkwicji chińskiej. Delikatny, słodkawy zapach unosił się w powietrzy. Nagle w śród roślin dostrzegłem czuprynę srebrnych włosów.
- To dlatego znikasz na całe dnie i i przedwczoraj nie wróciłeś na noc! - kuzynka wstała z grządek i wycelowała we mnie oskarżycielsko niewielką łopatką do kwiatów.
- Rin poznaj moją kuzynkę Rill. - zasłoniłem się dziewczyną jak tarczą.
Moja księżniczka roześmiała się głośno, co pozwoliło całkowicie rozładować napiętą atmosferę.
**********************
IMIĘ: Rill
NAZWISKO: Kossatti
PŁEĆ: kobieta
WIEK: 16 lat
URODZINY: 29.08
POCHODZENIE: Szwecja
CHARAKTER: cicha, spokojna, bardzo opiekuńcza, lubi samotność, obawia się ludzi, nieufna, zachowuje dystans, łatwo ją zranić.
APARYCJA: niska - 163 CM, dłuższe (do łopatek), jasnoszare włosy, brązowe oczy z jasnymi refleksami, szczupła.
NAŁÓG: nadopiekuńczość
HOBBY: spędzanie wolnej chwili ze starszym kuzynem (Koss), dobra książka, spacery po lesie, zwierzęta.
MOTTO: "Co cię nie zabije, to wzmocni"
SYMPATIA: brak
UMIEJĘTNOŚCI SPECJALNE: dar jasnowidzenia,
UMIEJĘTNOŚCI: porusza się zwinnie i bezszelestnie, jest szybka i niezwykle cierpliwa (przydatne przy kamuflażu)
RODZINA: matka nieznana, Kin Kossatti (ojciec)
ZAMIESZKANIE: mieszka (razem z Kossem) na obrzeżach miasta, w dużym domu z ogrodem niedaleko lasu
HISTORIA: Wychowała się w dużym, pustym domu. Matka nie żyje, ojciec Rill nigdy o niej nie wspomina. Odkąd pamięta, ojciec wracał pijany i stawał się agresywny. Czasem ją bił. Do szkoły zakładała ubrania z długimi rękawami, żeby nikt nie dostrzegł siniaków. Często zostawała sama w domu - ojciec wracał po kilku dniach. Musiała szybko dorosnąć i zaopiekować się Kinem. Sama zajmowała się domem, dopóki ojciec nie przyprowadził jej starszego (podobno) kuzyna. Często z Kossem uciekali do lasu przed pijanym mężczyzną. Talent do kamuflażu odkryła, kiedy musiała ukrywać się przed ojcem. Potrafiła wtopić się w tło. Po pewnym incydencie (doznała wizji w obecności obcej osoby - Nelly , Koss namówił ją, by wstąpiła do Akademii.
STERUJE: greenmir
**********************
Zaskoczyło mnie zachowanie Kossa. Żeby się tak bać własnej kuzynki?
- Wyjdź Koss, przecież kuzynka cię nie zje, nie? - puściłam oko do Rill.
- Chodźcie. - wykonała zapraszający gest ręką. Muszę przyznać, że mają bardzo przytulne wnętrze. Usiedliśmy przy stole, a Rill nastawiła wodę na herbatę. Po chwili podała nam ją w filiżankach i sama dołączyła.
- Długo jesteście razem? - upiła łyk herbaty.
Uniosłam oczy ku sufitowi. Trudno powiedzieć. Jak można być we związku w zaledwie dwa-trzy dni? Szturchnęłam Kossa łokciem.
- Ym... trzy dni... - wymamrotał Koss.
- Ale masz branie u dziewczyn! - zaśmiała się.
No i w jak krótkim czasie napięta atmosfera zamieniła się w miłą rozmowę.
- Naprawdę wspaniale urządzony dom, taki przytulny... - uśmiechnęłam się.
- Och nie przesadzaj! - powiedziała skromnie. - Wiele domów jest podobnych!
- Ale ten jest wyjątkowy.... - rozmarzyłam się.
Tak pochłonęła mnie rozmowa, że w filiżance zaschło.
- Rill, wiesz może jak pozbyć się natręta? - spytałam nieco zmieszana.
- Zależy jakiego... - jej filiżanka też świeciła pustkami.
- Wczoraj byłam z Kossem na koncercie, piosenkarka to moja koleżanka z gimnazjum, po koncercie poszliśmy z nią do garderoby, przyszedł jakiś starszy mężczyzna - jej menadżer. - paplałam bez opamiętania, i w końcu musiałam odetchnąć. - A teraz... ciągle się przymila, gdzie nie pójdę tam jego auto i że niby przypadkiem przejeżdżał. Dziwne, nie?
RIll zamilkła na chwilę, zastanawiając się nad czymś intensywnie. Niestety wiedziałem, że nie wróżyło to nic dobrego....
- Mam pewien pomysł. - uśmiechnęła się niebezpiecznie
- Tak? - Rin podniosła zaciekawiona głowę znad pustej filiżanki.
- To ja może dorobię herbaty. - spróbowałem taktycznego odwrotu.
- Zaczekaj Koss.
- Rill, wiem, że coś knujesz, ale..
- Ten facet lubi szpanować i podrywać, tak - zupełnie mnie zignorowała.
- Tak myślę.
- Dziewczyny...
Niestety obie panie pogrążyły się w rozmowie, jak skutecznie pogrążyć Alexa podsuwając mu podstawioną laskę,.... czyli mnie...
- To nie jest dobry pomysł! Jestem wyższy i nie wyglądam jak kobieta! - powiedziałem obużony.
Obie przyjrzały mi się uważnie.
- Wystarczy wymodelować brwi... - rzuciła Rin.
- Wymalować, może wyskubać parę włosków...
Obie przyglądały mi się uważnie
- O nie! Nawet na to nie liczcie! - wstałem od stołu z zamiarem szybkiego ulotnienia się.
- Kochanie, nie chcesz mi pomóc? - Rin zrobiła błagalną minę - Nie zależy ci na mnie? - w oczach zalśniły łzy.
- Oczywiście kochanie, ale...
- No to postanowione. - Rin przybrała normalny wyraz twarzy i wspólnie z moją kuzynką zaczęły ustalać szczegóły...
- Ej, nie... - chciał coś powiedzieć, ale kuzynka mu przerwała.
- Nie możesz się już wycofać... - uśmiechnęła się złośliwie.
- Hm, zdaje mi się że mam jeszcze coś do makijażu w torebce... - pogrzebałam i wyciągnęłam kolejno tusz do rzęs, szminkę i róż.
- Ja jeszcze przyniosę coś z moich rzeczy... - Rill weszła do swojego pokoju, wracając po chwili z masą pędzli i cieni do powiek. Stół już po chwili był zapełniony akcesoriami do makijażu. Muszę przyznać, że dziewczyna miała naprawdę dużo cieni do powiek. Prawie wszystkie kolory... Raczej musiała pracować kiedyś jako kosmetyczka...
- Od czego by tu zacząć... - spojrzałam na nogi Kossa. Uśmiechnęłam się przerażająco. Rill też skierowała wzrok w to samo miejsce.
- Ej, Rill, Rin! Nawet o tym nie myślcie! - powiedział oburzony.
- A czemu nie? W owłosionych nogach raczej w sukience nie wyjdziesz...- powiedziałam z żałosną minką.
- A spodni nie ma? - spytał z wyrzutem.
- W sumie też mogą być... - zastanowiła się Rill. - Byle nie rurki...
- Załatwi się... a teraz idziemy w górę...tylko co ci pod koszulę wepchać, by to realnie wyglądało... - powiedziałam zakłopotana.
- Mamy aż tyle skarpetek? - zaśmiała się Rill.
- Jest aż tak źle? - zdziwiła się nasza ofiara.
Złapałem się za głowę i przymknąłem oczy.
- Byleby nie zobaczył mnie nikt znajomy. Dobra dziewczyny - powiedziałem już na głos - Rill musisz mi pożyczyć to cudo,... no...
- Stanik? - podpowiedziała uprzejmie Rin.
- Tak. - przyznałem z zażenowaniem - Przydałyby się wysokie byty na płaskiej podeszwie. Coś, co pozwoli zakryć kształt moich nóg. Przynajmniej zaoszczędzimy na depilacji... Tylko pamiętajcie obcasach się zabiję...
- Ty to masz głowę. Wysoko wiązane tenisówki! - krzyknęła uradowana Rin i złapała kuzynkę za rękę - Chodź, pójdziemy na małe zakupy. Może znajdziemy coś na tego konia... - przyjrzała mi się sceptycznie.
Jęknąłem przerażony, szczerze żałując, że zgodziłem się na to wszystko. Godzinę później moje sadystki wróciły do domu i wyrwały mnie z miłej drzemki w salonie. Obie niosły torby pełne zakupów. Wolałem nie wiedzieć co w nich jest...
- Kochanie wstawaj. - Rin pociągnęła mnie za rękę - Masz randkę za półtorej godziny, musimy cię wystroić.
- Co?! - zerwałem się na równe nogi - O nie, wy chyba nie mówicie serio...
- Oczywiście, pójdziesz ze mną, jako koleżanką na spotkanie z Alexem. - puściła oko do Rill.
Obie uśmiechnęły się złośliwie. Przez kolejne pół godziny zmieniałem stroje i dla własnego zdrowia psychicznego nie zaglądałem w lustro. Wreszcie w pokoju Rill umalowały mnie i uczesały... Zebrałem się w sobie i spojrzałem w odbicie w lustrze.... No cóż, Alex musiałby być skończonym idiotą, ślepym, skończonym idiotą, żeby pomylić mnie z kobietą... Miałem wysokie, czarne trampki sięgające do połowy uda świetnie retuszujące kształt męskich nóg. Czarna, luźna spódnica kończyła się nieco poniżej sznurówek, zakrywając kokardki (które mściwie zawiązała Rill - uduszę ją za to). Czarna bluzka z krótkim rękawem wypchana na maksa skarpetkami... Na to założyłem żółtą, rozpinaną bluzę z kapturem. Dziewczyny spięły włosy w wysoki, koński ogon, z którego wystawało wiele kosmyków opadających na twarz. Oczy podkreśliły czarną kredką, nadając im nieco azjatyckich kształtów. Delikatny róż na policzkach i różowy błyszczyk uwydatniający usta. Całości dopełniały długie, złote kolczyki i kilka bransoletek w kształcie kółek. Ślepy by zauważył kim jestem... Mam nadzieję, że Alex skupi się na biuście... i tylko na nim.
- I jaki? - obie zapytały równocześnie.
Zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu.
- W życiu nie wyglądałem gorzej...
- Nie przesadzaj. - Rin przyjrzała mi się krytycznie - Masz może trochę zbyt mocny podbródek i szerokie ramiona, ale Alexowi wszystko jedno co podrywa. - niedbale machnęła ręką.
- Dzięki! - złapałem się pod boki i zacząłem cienkim głosem - Nie podobam ci się?!
- No proszę, już wczuwa się w rolę. - Rill parsknęła głośno - Chodź kobieto. Musimy cię nazwać i nauczyć poruszać się odpowiednio.
- Kusząco. - Rin puściła do mnie oko.
Miałem serdecznie dość, a to niestety był dopiero początek upokorzeń...
- Dobrze, tak mniej więcej porusza się kobieta. - powiedziała Rill, idąc na drugi koniec korytarza jak modelka. - Tak to raczej wygląda.
- Inaczej - porusza się lekko i z wdziękiem. Pamiętaj tylko byś nie człapał jak w jakiś kapciach! - pogroziłam mu palce.
-Spróbuj... - Rill wykonała zapraszający gest ręką. Koss zrezygnowany poszedł na drugi koniec pokoju.
- I jak? - spytał wysokim głosem.
- Wczuwaj się, wczuwaj, bo randka za godzinę a jeszcze dość trzeba... - powiedziałam wzdychając. Mozolnie uczyłyśmy Kossa zachowania jak kobieta. Po długiej kłótni ustaliłyśmy że ma na imię Eriko, a na nazwisko Mori. Jego historii nie wymyśliłyśmy, improwizujmy! Czasu miałyśmy coraz mniej... W końcu wytrenowałyśmy naszego osiołka do znośnych warunków. Spojrzałam na zegarek.
- Późno już, lepiej chodźmy! - powiedziałam.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.... - poczerwieniała nasza ofiara.
- Za późno, chodź uparciuchu! - pociągnęła go za rękę w stronę drzwi. Po jakimś czasie szarpaniny udało się wyciągnąć go na zewnątrz. Przytrzymałam go, a Rill zamknęła dom. Oparła się o drzwi. Koss popatrzył na nas z wyrzutem i ruszyliśmy.
Idąc ulicą w towarzystwie dwóch harpii, myślałem intensywnie jak im się odwdzięczę za dzisiejsze przedstawienie.
- Koss dlaczego uśmiechasz się tak jakoś... dziwnie? - spytała Rin z obawą.
- Obmyślam, co wam zrobię, jak wrócimy do domu. - powiedziałem szeptem - I jak mi idzie? - zapiszczałem.
- Bardziej poruszaj biodrami. - Rill zakryła usta dłonią, powstrzymując parsknięcie.
Zatrzymałem się gwałtownie tak, że kuzynka idąca za mną wpadła na mnie.
- Hej! Co jest?! - zapytała z wyrzutem, masując obolały nos.
- Zachowuj się Eriko! - tylko tyle Rin zdążyła wyszeptać mi do ucha, nim czarne BMW zatrzymało się z piskiem przy chodniku.
Wyminąłem obie dziewczyny i podszedłem do uchylonej szybki.
- Cześć przystojniaku. - zatrzepotałem zalotnie rzęsami.
Alexa zamurowało na widok baby moich rozmiarów. Szybko się otrząsnął i uśmiechnął olśniewająco.
- Cześć mała. - mrugnął do mnie.
Nie wiem czy zrobił to z grzeczności, czy jest mu wszystko jedno, co podrywa...
- O Rin! - wystawił głowę przez okno i pomachał do dziewczyny - Może was podwiozę.
- Ja siedzę z przodu! - nie czekając na zachętę, otworzyłem drzwiczki i wskoczyłem na przednie siedzenie.
Rin i kuzynka obserwowały całe zajście z otwartymi szeroko ustami.
- Ja się zmywam. - szepnęła Rill i błyskawicznie zniknęła w cieniu.
Rin niepewnie podeszła do samochodu i usiadła z tyłu. Droga do restauracji przebiegła w milczeniu i raczej spokojnie. No, może po za jednym incydentem, kiedy złapałem Alexa za kolano, a ten o mało nie wjechał w samochód z naprzeciwka. Dziewczyna z tyłu omal nie udusiła się ze śmiechu. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce, a kierowca wystrzelił z auta jak z procy...