Wieczór upłynął nam bardzo miło. Jedliśmy, piliśmy i gawędziliśmy. Nie czułam zbytnio upływu czasu. A jednak mój telefon nie dał o sobie zapomnieć. Akurat w tak niepożądanej chwili zadzwonił. Wszyscy podnieśli głowy, wyglądając przy tym jak surykatki. Piskliwe miauczenie wydobywało się z mojego telefonu. Ale nie ,,miau" tylko bardziej ,,nyan". Ach, ten japoński...
- To chyba moje... - poczerwieniałam i wybiegłam do mojego urządzenia. Idiotko, czemu nie zmieniłaś dzwonka?
- Słucham? - ukryłam zdenerwowanie.
- Ciao Rin! - usłyszałam piskliwy, znienawidzony przeze mnie głosik; zresztą dobrze mi znany.
- Jakieś ważne sprawy? - zajęłam się czymś antystresowym, w tym przypadku oglądaniem paznokci. Mój ukochany wróg z gimnazjum. Nue wiem jak mogła mnie wypatrzeć, po tylu latach...
- Słuchaj, może zamieszkam gdzieś koło ciebie, żebyś nie była taka samotna... - syknęła.
- Nie dzięki, mam towarzystwo. - stanowczo odmówiłam. Oby nie wyczuła kłamstewka.
- W sumie skoro wiem już gdzie mieszkasz, w ogóle wprowadzę się niedaleko. Taka wiedza nie może się zmarnować. Można ją użytkować do celów własnych lub komercyjnych. Co wybierasz? - zaśmiała się szyderczo.
- Nic. - rozłączyłam się. Teraz to na pewno nie będę mieć dobrego nastroju. Raczej nie. Powróciłam do towarzystwa. Uśmiechnęłam się sztucznie udając, że nic się nie stało. Może się nie zorientują...
Tym razem się myliłam...
- Rin, coś nie tak? - spojrzałem na dziewczynę uważnie.
- Wszystko ok. - uśmiechnęła się nijako - Ktoś pomylił numery.
- Nie ściemniaj kobieto. - Rill, podobnie jak ja, nie dała się zwieść
- Na prawdę wszystko ok. - Rin usadowiła się wygodnie na sofie, patrząc z niezwykłą uwagą w telewizor, wyłączony telewizor...
- W porządku. - spojrzałem wymownie na kuzynkę, która natychmiast zamilkła.
Siedzieliśmy jeszcze jakieś piętnaście minut, jednak rozmowa nie kleiła się jak wcześniej. Gdzieś zniknął cały beztroski humor.
- Pora spać dziewczyny.
- Jeszcze wcześnie... - jęknęła Rill.
- Tylko nie sieć za długo. Chodź księżniczko. - pociągnąłem Rin za rękę w stronę schodów.
Na piętrze otworzyłem przed nią drzwi do mojego pokoju. Dziewczyna zawahała się.
- A ty gdzie będziesz spał?
- O mnie się nie martw. - pocałowałem ją i wepchnąłem do pokoju.
Zszedłem na dół do kuzynki. Podejrzewałem, że i jej tajemniczy telefon nie dawał spokoju. Długo rozmawialiśmy z Rill, zastanawiając się nad powodem dziwnego zachowania Rin. Obstawiałem tego natręta Alexa. Torebka dziewczyny razem z komórką leżała na szafce w przedpokoju, ale jakoś nie mogłem się zdobyć na sprawdzenie numeru. Przed drugą postanowiliśmy pójść spać. Zapukałem cicho do drzwi pokoju, mając cichą nadzieję, że Rin zasnęła. Nie myliłem się. Zdjąłem ubranie i wskoczyłem pod kołdrę.
- Koss..? - wymamrotała zaspana.
- Śpij kochanie. - przytuliłem ją.
Ciepło Kossa pomogło choć trochę mi zasnąć. Przynajmniej ta jędza się nie włamie i nie wiem co zrobi. Myślałam nad tym telefonem. Czy to ma związek z Alexem. Nie mam już pojęcia. Trochę zajęło mi myślenie, ale z trudem (ale zawsze) udało mi się zasnąć.
***
Nazajutrz obudziłam się koło 12, ale chłopak jeszcze spał. Poleniuchowałam trochę, bo w końcu ciepełko w łóżku nie może się zmarnować. Oczy miałam lekko podkrążone, a na głowie jedną wielką szopkę. Wyglądałam jakbym cały dzień zajmowała się jakimś gospodarstwem. Moje ciało stawiało opór, ale jednak musiałam chociaż przemyć twarz i rozczesać włosy. Na paluszkach wyszłam z pokoju w celu znalezienie jakiejkolwiek łazienki. W końcu znalazłam. Pochwyciłam szczotkę i obmyłam twarz zimną woda. Cóż, może się nie przestraszy a Rill mnie nie udusi (zakładam że ta szczotka należała do niej). Wróciłam do Kossa. Duszno tu, więc otworzyłam okno, ale nie na godzinę tylko na chwilę. Kiedy uznałam, że nie było już tak duszno, zamknęłam okno. Wróciłam do chłopaka i wtuliłam się w niego. Tym razem się przebudził.
- Dzień dobry, kochanie. - powiedziałam pogodnie.
- Dzień dobry księżniczko. - pocałowałem ją - Dobrze spałaś?
- Strasznie chrapiesz.... - pożaliła się.
- Dlatego masz podkrążone oczy? - uniosłem jej podbródek - Rin, kto wczoraj do ciebie dzwonił? - spytałem już poważnie.
- Nikt ważny... - odwróciła głowę.
- Kochanie, przecież widzę...
- To... była Nue. Chodziłyśmy razem do gimnazjum. Zawsze starała się uprzykrzyć mi życie... Znalazła mnie i chce zamieszkać gdzieś niedaleko... - zamknęła oczy.
Otarłem jej łzę i przytuliłem.
- Nie martw się, jestem przy tobie.
- Koss... - westchnęła - nie wiesz przez jakie piekło przeszłam...
- Poradziliśmy sobie z Alexem, poradzimy sobie i z Nue. - powiedziałem, głaszcząc dziewczynę po włosach - Może pyszne śniadanie poprawi ci humor. - uśmiechnąłem się do niej, niestety bez wzajemności.
Ubrałem się i razem zeszliśmy na dół. Z kuchni dochodziły smakowite zapachy i wesołe pogwizdywanie Rill.
- Nareszcie wstaliście! - postawiła na stole w salonie talerze z apetycznie wyglądającym śniadaniem - Smacznego.
Po posiłku postanowiłem razem z Rin zajrzeć do jej mieszkania i małego podopiecznego. Przez całą drogę do bloku paplałem bez sensu, żeby poprawić humor dziewczynie. Niestety wszystkie moje zabiegi poszły na marne. Tuż przed drzwiami do klatki schodowej dostrzegliśmy stojącą dziewczynę.
- Cześć Rin! - pomachała nam ręką.
Zignorowałam ją. Jak nigdy nic podeszłam do drzwi od klatki schodowej, jednak dziewczyna mi to utrudniła. Oparła się o drzwi bym nie mogła ich otworzyć.
- Co tam u ciebie słychać? - zapytała z ze złowrogim błyskiem w oku.
- Nic. - wyminęłam ją. Udało mi się uniknąć niezbyt miłej konwersacji i przy okazji dostać się do domu. Koss pokręcił z politowaniem głową. Pewnie myśli że jednak nie jest taka zła. Biedaczek, jeszcze zobaczy jej prawdziwe oblicze. Utapirowane dziewczyny nie przypadają mi do gustu, szczególnie te z ciętym językiem pragnące uwagi. Skąpe ubranie też nie należy do ulubionych. W dodatku kilka lat temu należała do tych ,,bogatszych i popularniejszych" właśnie ci dokuczają tym ,,z niższych sfer". Weszliśmy do mojego mieszkania. Jak tylko wszedł, zamknęłam drzwi.
- Czemu się tak denerwujesz? - zapytał jakby nigdy nic. Czy nawet mój chłopak mnie nie rozumie? Bez słowa wtuliłam się w jego koszulę. Uśmiechnął się i objął mnie. Złość i stres minęły bardzo szybko. Kot też dołączył ocierając się o nasze nogi. Mruczał cicho. Już po chwili powróciły mi siły i Koss rozluźnił uścisk. Usiedliśmy na kanapie, a zwierzątko domagające się głaskania wskoczyło na moje kolana.
- Teraz opowiedz mi wszystko dokładnie. - chwycił mnie za rękę. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam :
- A więc... - pogłaskałam kociaka.
- Wszystko zaczęło się dość banalnie. Byłam nowa w klasie i nie należałam do elity najbogatszych. - westchnęła - Nue to "panienka z dobrego domu". Zawsze najmodniejsza i najmądrzejsza... Gdyby nie bogaci rodzice, pewnie nie zdałaby do następnej klasy. Wybrała mnie na kozła ofiarnego, bo jej chłopak często ze mną rozmawiał! - zacisnęła pięść - Zaczęło się od drobnych żartów, podstawiania nogi na korytarzu, wyśmiewaniu na forum klasy. Na początku nie reagowałam, wiedziałam, że będzie tylko gorzej... Nue wymyśliła kilka wyjątkowo przykrych kawałów. Zafarbowała mi strój na w - f, wysypała zawartość kosza na głowę i jeszcze.... - zaśmiała się gorzko - Nie ważne. Miałam tego serdecznie dość! Po zajęciach znalazłam ją na boisku za szkołą. Wyśmiewała z koleżankami jakiegoś ucznia. Stanęłam w jego obronie. Zaczęłyśmy się szarpać. Chyba wyrwałam jej kosmyk włosów.... Nagle pojawił się jej chłopak z dyrektorką. Obie trafiłyśmy do gabinetu. Okazało się, że Nue nie tylko mnie dręczyła. Została wyrzucona ze szkoły. Chyba wszyscy odetchnęli wtedy z ulgą.
- Przeszłaś piekło... - przytuliłem ją mocniej - Rin jestem przy tobie i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. - wyszeptałem w jej włosy.
- Nie wiesz jak się cieszę...
Głaszcząc dziewczynę po włosach, odczekałem, aż się uspokoi.
- Kochanie myślę, że coś słodkiego zdecydowanie poprawi ci humor. - mrugnąłem do niej - Idę do sklepu, zamknij za mną drzwi i czekaj aż wrócę. - pocałowałem ją - Nie martw się tą dziewczyną.
Zostawiłem smutną Rin w mieszkaniu, a sam ruszyłem prawie pustą ulicą w poszukiwaniu sklepu spożywczego.
Mimo drzemki - byłam zmęczona. Miałam opuchnięte oczy od płaczu. Z trudem podniosłam się z podłogi. Ostatkiem sił poszłam po dwie miski i trzy łyżki. Potem ledwie żywa usiadłam na kanapie.
- Dobrze się czujesz słonko? - dotknął mojego czoła - Jesteś ciepła.
- Przejdzie mi! - machnęłam ręką i porozkładałam sztućce i naczynia. - No to zacznijmy ucztowanie!
Nakładaliśmy Nutellę do misek i po prostu jedliśmy. Poprawiło mi to humor. Szybko opróżniliśmy słoik.
- Spotkałeś ją? - zapytałam nawijając kosmyk włosów na palec.
- Tak... - zajrzał do słoika w poszukiwaniu jakiejkolwiek zawartości.
- Mówiła ci coś? - przeszły mnie dreszcze.
- Tak... Że niby jest twoją koleżanką, pytała się o ciebie... Chciała ze mną iść, ale w końcu ją spławiłem. Powiedziałem żeby się odczepiła. Jest niezłą aktorką... - uniósł oczy ku niebu. Wieczór minął nam świetnie. Jednak Koss musiał już iść. Pożegnałam się z nim i zamknęłam drzwi. Nakarmiłam kota a sama poszłam się umyć. Szybko uporałam się z potrzebami i w końcu poszłam spać. Kot przyszedł do mnie do łóżka. W nocy było mi bardzo gorąco, miałam 38 stopni gorączki. Przeszywały mnie też zimne dreszcze. Doszedł jeszcze kaszel. O czwartej nad ranem wycieńczona zasnęłam, ale obudziłam się cztery godziny później. Dzisiaj nie pójdę do szkoły... Postanowiłam wysłać Kossowi sms'a:
,,Jestem chora. Nie czekaj na mnie. Wpadnij po zajęciach jak będziesz mógł"
Nie byłam głodna, ale by nie umrzeć, zjadłam wafla ryżowego i wypiłam miętową herbatę. Skierowałam się do łazienki za potrzebą. Szybko znalazłam się w łóżku. Kot zbudził się i poszedł zjeść.
Wychodząc z domu, postanowiłem poczekać pod blokiem na Rin. Miała zajęcia o tej samej porze. Za piętnaście ósma dziewczyny nadal nie był. Nacisnąłem guzik domofonu, po dłuższej chwili usłyszałem słaby, zachrypnięty głos.
- Kto tam...?
- To ja kochanie, Koss.
- Jestem chora, nie dostałeś mojego smsa?
Ups... Miałem wyciszony telefon...
- Mam pomysł, skoczę do apteki i za 10 minut jestem u ciebie. - sprawnie zmieniłem temat.
- Nie chcę, żebyś się zaraził...
- Za 10 minut księżniczko.
Zgodnie z umową stanąłem pod blokiem punkt ósma. Jakaś kobieta wychodząc z klatki schodowej, zostawiła mi uchylone drzwi. Biegnąc na górę, przeskakiwałem po kilka stopni na raz. Wreszcie stanąłem pod drzwiami mieszkania dziewczyny. Zastukałem.
- Jesteś tam Rin?
Otworzyła mi zawinięta w koc.
- Moje biedactwo... - odłożyłem reklamówkę z zakupami na szafkę i wziąłem Rin na ręce - Musisz leżeć księżniczko.
Zaniosłem ją do łóżka.
- Zrobię ci herbatę.
- Dziękuję Koss.
Po chwili wróciłem z ciepłym napojem i lekami. Postawiłem wszystko na szafce nocnej.
- Mam dla ciebie parę cukierków kotku i maść rozgrzewającą. Powinna pomóc.
- A zajęcia? - wyszeptała słabym głosem.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, kochanie. - pocałowałem ją w czoło i podałem kilka tabletek do połknięcia.
-Ale będziesz musiał nadrabiać... - wychrypiałam.
- Nieważne... Teraz się mną nie martw i odpocznij... - okrył mnie kołdrą. - Przyjdę do ciebie za chwilę zmierzyć temperaturę.
Teraz już nie miałam ochoty wychylać się z łóżka. Było mi zimno, a raz gorąco. Co chwilę wystawiałam nogę lub zakrywałam się po uszy. Bolałam mnie głowa, a gdybym wstała, na pewno straciłabym przytomność. I jak chłopak mówił, wrócił z termometrem.
- Jak się czujesz? - dotknął mojego czoła. - Jesteś gorąca.
Podał mi termometr bym zmierzyła temperaturę. Miałam trzydzieści osiem i trzy kreski. Trochę niżej niż ta co miałam w nocy, ale nadal dużo.
- Może chociaż zrobię ci herbatę? - wiedziałam że to niemożliwe, ale nie mogłam zostawić na pastwę losu gościa.
- Ty nie myśl o herbacie tylko leż, ja sam sobie zrobię. Spróbuj się zdrzemnąć - puścił do mnie oko i rzucił w drzwiach - Zajrzę do ciebie za chwilkę.
Muszę przyznać, że Koss naprawdę jest nadopiekuńczy. Czy on miał kiedyś dzieci? Mój organizm stanowczo domagał się snu. Może tym razem warto go posłuchać... Przekręciłam się na bok w stronę
drzwi i zasnęłam. Mam nadzieję że nie chrapię. Już prawie byłam w objęciach morfeusza, ale przerwał mi to dźwięk klaksonu. Zdenerwowana odrzuciłam kołdrę i wyjrzałam za okno. Chciałam zganić tego, który przeszkodził mi w śnie.
Nawet w kuchni słyszałem uporczywy dźwięk klaksonu. Zdenerwowany rzuciłem z hukiem łyżeczkę do zlewu i wyjrzałem przez okno. Przed blokiem zaparkowało znajome BMW... Czego on znowu chce?! Już miałem odejść od okna, kiedy dostrzegłem jakiś ruch na dole. To Nue wybiegła z klatki schodowej w króciutkiej mini i wysokich szpilkach. Nie wiem jakim cudem potrafiła poruszać się w obcisłym ubranku i w butach na cieniutkim obcasie. Kobiety.... Nie muszę chyba dodawać, że wsiadła do samochodu. Kierowca ruszył z piskiem opon. Taaa... Na pewno są siebie warci.... Zajrzałem do pokoju Rin. Nie spała, zamiast tego obserwowała świat za szybą zawinięta w grubą kołdrę.
- Kochanie powinnaś leżeć....
- Widziałeś ich?! - westchnąłem, klakson musiał ją obudzić.
- Chodź. - podszedłem do niej i zaprowadziłem z powrotem do łóżka - Musisz leżeć, masz gorączkę!
- Ale...
- Żadnych "ale"! Leż i wygrzewaj się księżniczko. - pocałowałem ją w czoło - To zalecenia twojego lekarza. - puściłem jej oko.
Zamknąłem jeszcze okno i spuściłem żaluzje.
- Śpij kochanie. - rzuciłem w drzwiach.
W kuchni dopiłem ciepłą herbatę. Prawdę mówiąc ja też nie czułem się dzisiaj najlepiej....