- Jak... od nowa? Nie rozumiesz, że teraz
już nie można od nowa? Ta historia jest ze mną związana, niezależnie,
czy tego chcę. I nie da się tak po prostu zapomnieć... - wyrzuciłam z
siebie. Choć tego nie chciałam, mój ton głosu zabrzmiał zbyt poważnie i
obco. Spojrzałam na Kaya.
- Przepraszam. - dodałam po chwili.
Nie czekając na odpowiedź, oparłam głowę na jego ramieniu. Niespodziewanie, gdy lekko go dotknęłam, odskoczył ode mnie, a z ust chłopaka wydobył się krótki, urywany syk.
- Co ci zrobiłam? Może... może znowu moja moc..., ale to przecież niemożliwe. Nic nie poczułam. - tłumaczyłam, bardzo zaniepokojona.
- Spokojnie. - odpowiedział, lekko rozbawiony. - Coś mnie tutaj zabolało, to wszystko. - wyjaśnił.
Odsunął swój rękaw. Zobaczyłam wtedy ciemnoszarą plamę, kontrastującą ze skórą, która pokrywała znaczną część jego ramienia. Na pierwszy rzut oka właściwie można było wziąć ją za siniak, ale niestety nim nie była... Z przerażenia wydałam bezgłośny krzyk.
- Co cię tak zmartwiło? To zwykłe stłuczenie. - wzruszył ramionami.
- Kay... ten mężczyzna walczący z tobą... Czy on miał jakiś tatuaż na przegubie dłoni? - spytałam w odpowiedzi.
- Chyba tak. Przypominał jakiegoś dziwnego stwora o rozłożonych skrzydłach i jaskrawoczerwonych oczach.
Właśnie tego obawiałam się najbardziej.
- Ty... pozostało ci niewiele życia. Muszę... cię... uratować. Ja nie mam takiej mocy, ale znam osobę, która będzie w stanie ci pomóc. To bardzo ryzykowne, jednak zawsze pozostaje nadzieja. - odparłam.
- Co... - zaczął, lecz przerwałam mu.
- Później nadejdzie czas na wyjaśnienia. Biegniemy do Rosinglow. - stwierdziłam, nawet nie myśląc o swoim stanie. Teraz najważniejsze było jego życie.
- Przepraszam. - dodałam po chwili.
Nie czekając na odpowiedź, oparłam głowę na jego ramieniu. Niespodziewanie, gdy lekko go dotknęłam, odskoczył ode mnie, a z ust chłopaka wydobył się krótki, urywany syk.
- Co ci zrobiłam? Może... może znowu moja moc..., ale to przecież niemożliwe. Nic nie poczułam. - tłumaczyłam, bardzo zaniepokojona.
- Spokojnie. - odpowiedział, lekko rozbawiony. - Coś mnie tutaj zabolało, to wszystko. - wyjaśnił.
Odsunął swój rękaw. Zobaczyłam wtedy ciemnoszarą plamę, kontrastującą ze skórą, która pokrywała znaczną część jego ramienia. Na pierwszy rzut oka właściwie można było wziąć ją za siniak, ale niestety nim nie była... Z przerażenia wydałam bezgłośny krzyk.
- Co cię tak zmartwiło? To zwykłe stłuczenie. - wzruszył ramionami.
- Kay... ten mężczyzna walczący z tobą... Czy on miał jakiś tatuaż na przegubie dłoni? - spytałam w odpowiedzi.
- Chyba tak. Przypominał jakiegoś dziwnego stwora o rozłożonych skrzydłach i jaskrawoczerwonych oczach.
Właśnie tego obawiałam się najbardziej.
- Ty... pozostało ci niewiele życia. Muszę... cię... uratować. Ja nie mam takiej mocy, ale znam osobę, która będzie w stanie ci pomóc. To bardzo ryzykowne, jednak zawsze pozostaje nadzieja. - odparłam.
- Co... - zaczął, lecz przerwałam mu.
- Później nadejdzie czas na wyjaśnienia. Biegniemy do Rosinglow. - stwierdziłam, nawet nie myśląc o swoim stanie. Teraz najważniejsze było jego życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz