czwartek, 22 maja 2014

OD Wędrowca CD Keyli

Biłem się z myślami. Jak daleko jeszcze powinniśmy zapuścić się w las w poszukiwaniu noclegu? Ktoś podążał naszym tropem, to pewne. Nie chciałem znaleźć się za blisko zamku. Było to zbyt niebezpieczne. Przetarłem zmęczoną twarz. Ork skończył piec dziczyznę i nałożył każdemu z nas po solidnym kawałku na rozłożyste, zielone liście, obecnie pełniące rolę talerzy. Dziewczyna spoglądała na pieczone mięso z lekkim obrzydzeniem.
- Nie smakuje ci? - zapytałem z troską.
- Wszystko jest w porządku... - dyskretnie wskazała na wyjątkowo krwisty kawałem porcji.
Orki lubiły lekko przypieczone, bądź nawet surowe mięso. Berani odpowiednio przyrządził dziczyznę tylko ze względu na nas. Niestety zrobił to na swój własny sposób. 
- Zaraz się tym zajmę. - nabiłem porcję elfki na patyk i podpiekłem dokładnie.
- Co człowiek robić? Zepsuć mięso! - Ork pokręcił głową z żalem. 
- Elfy maja delikatniejszy żołądek. - mrugnąłem do dziewczyny.
Na koniec, każdy wypił kilka łyków z własnej manierki i zgasiliśmy niewielkie ognisko. Pospiesznie pozbieraliśmy rzeczy.
- Ruszajcie przodem, dogonię was.
Keyli rzuciła mi niepewne spojrzenie przez ramię. Musiałem zatrzeć wszelkie ślady naszej bytności. Nim jeszcze zrobiłem pierwszy krok w stronę ścieżki, wiedziałem, że nie jestem sam. Powoli sięgnąłem po miecz zawieszony na plecach. "Odłóż broń Ywai Keren" zabrzmiało w mojej głowie. Natychmiast cofnąłem rękę i odwróciłem się pospiesznie.
- To ty Lunam? Skąd się tu wziąłeś? - jak zwykle, westchnąłem cicho.
Tuż przede mną stał czarny jak noc, wspaniały jednorożec. Ostry róg na środku czoła, również czarny jak skrzydła kruka, wydzielał własne światło, co sprawiało niezapomniany efekt. Gęsta, kręcona grzywa wydawała się gładka jak jedwab i taka w rzeczywistości była.
- Co tu robisz przyjacielu? - zapytałem raz jeszcze, nacieszywszy oczy pięknem niezwykłego zwierzęcia.
- Szukałem cię Wędrowcze. Yenna jest w niebezpieczeństwie i pilnie potrzebuje twojej pomocy. - mówił wolno, gdyż nie nawykł do posługiwania się ludzkim językiem. 
- Właśnie zmierzamy do Zamku.
- My? Odkąd to wolisz czyjeś towarzystwo? - parsknął zdumiony.
- Takie czasy przyjacielu, takie czasy. Są niedaleko przed nami. - wskazałem ledwo widoczną ścieżkę.
Bez słów pobiegliśmy przed siebie. Przeżyliśmy razem zbyt wiele przygód, by potrzebować cokolwiek wyjaśniać. Prędko dogoniliśmy Orka i Elfkę. Oboje wydawali się mocno zaskoczenia widokiem jednorożca w moim towarzystwie. Dziewczyna podeszła do mnie z nieobecnym wyrazem twarzy. Jej wzrok padł na Lunama.

piątek, 16 maja 2014

Od Keyli CD Wędrowiec

Wędrowiec zaniósł mnie na rękach do Berani'ego. Dziwne bylo to uczucie. Obce dla mnie, dlatego, że był to obcy człowiek, ale.. jednocześnie jakże mi bliskie. Tego się poprostu nie da wytłumaczyć. Od razu zrobiło mi się cieplej, ale czyżby przez płaszcz, którym mnie okrył? Nie wiem. Westchnęłam ciężko patrząc w dym. On gdzieś znikł. Znowu. Gdyby nie to, że znów trzęsłam się z zimna to bym pewnie stamtąd uciekła. Wiem, że nie jest to najlepszą odpłatą za uratowanie życia, ale.. On chyba, by to zrozumiał i by mnie nie szukał. Tylko pytanie czy ja chcę uciekać. Czy ja naprawdę tego chcę? Przecież tu jestem bezpieczna, jest on i Berani. Nie jestem zbytnio zachwycona tym, że towarzyszy nam Ork. Dla mnie jest to bezwzględny potężny stwór. Jakoś nie mam do niego zbytnio zaufania. Czemu Wędrowiec musiał mnie z nim zostawić? Właściwie po co on poszedł? Oo.. Wraca!
- Zauważyłem ślady na ścieżce, wyglądają podejrzanie. Od teraz musimy zachować ostrożność, Berani - zerknął w stronę potężnego Orka - Staraj się mówić cicho, Twój głos niesie echo ponad góry. - odwrócił się w moją stronę, rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie z ukosa - A Ty... - spuścił głowę wpatrując się w ziemię - więcej nie uciekaj.
Tylko tyle? Byłam wściekła, sama nie wiem czemu. Spodziewałam się w sumie czegoś innego, ale czego dokładnie? Ciągle ta sama odpowiedź - Nie wiem...
Wstaliśmy. Odeszliśmy stamtąd... Szliśmy teraz gdzieś w gęstą, mroczną dal. W stronę zamku. Zamku, o którym wiedziałam tyle co nic. Ale trudno, w końcu się okażę co on ukrywa. Nie będzie mi musiał o tym opowiadać, kiedyś się wyda.. Chyba..

czwartek, 15 maja 2014

OD Lin CD Kay

Postąpiłam krok naprzód i pozwoliłam, aby portal pochłonął mnie całkowicie. Świetlista substancja miała rzadką konsystencję, a jej faktura była miękka, wiotka oraz ulotna niczym jedwab. Przez chwilę widziałam jedynie roztańczone, różnokolorowe punkciki szybujące wokół, wkrótce jednak z niezidentyfikowanej masy zaczęły wyłaniać się kształty. Stałam pod bramą. Wielką i wzbudzającą respekt bramą, wykonaną z jasnego kamienia ułożonego wewnątrz łuku tak, by tworzył korzenie, pień oraz gałęzie pozbawionego liści drzewa, otoczoną nieskazitelnie białym, równie potężnym murem. Sponad fosy wystawały łagodne wierzchołki najwyższych z budowli. Po obu stronach wejścia tkwiło dwóch elfickich strażników o kamiennych twarzach, noszących srebrne, bardzo subtelne zbroje. Nim zdążyłam ogarnąć wzrokiem otaczający mnie teren, tuż obok zmaterializował się Kay. Jeden z elfów przemówił, mierząc nas przenikliwym wzrokiem szmaragdowych oczu.
- Witajcie w Rosinglow. Mając na uwadze bezpieczeństwo, podajcie proszę swe imiona, a także wyjaśnijcie dokładny cel swego, jak mniemam, niezaplanowanego przybycia. - wyrecytował. 
Mówił stanowczym, ale jednocześnie spokojnym głosem.
- Ilyrys była moją matką. Jestem jej córką. Nie ma czasu na tłumaczenia. Musicie mi wskazać drogę do Laveny, jak najszybciej to możliwe. - poprosiłam w odpowiedzi.
- Skoro tak twierdzisz, udowodnij wiarygodność tych słów. Z tego co mi wiadomo, powinnaś władać nad żywiołem lodu. - tym razem odezwał się drugi z nich.
Nie wiedziałam, czy zdołam w tym momencie spełnić te ukryte żądanie, ale w przeciwnym razie nie wpuściliby nas do Rosinglow. Westchnęłam. Po raz kolejny nie miałam wyboru. Spojrzałam na Kaya. Jego widok napawał mnie spokojem. Poruszyłam dłonią. Ku mojej radości udało mi się, lecz... nie do końca tak, jak chciałam. Srebrzyste włosy elfa pokryły się szronem.
- Przepraszam. Naprawdę. Zamierzałam zamrozić... hmm... ziemię, ale coś mi chyba nie wyszło. Nie do końca nad tym panuję. - wyjaśniłam.
Strażnicy uśmiechnęli się do siebie pobłażliwie.
- Rozumiem. Tak czy inaczej, zdobyłaś nasze zaufanie. Możesz przekroczyć próg miasta. Niedługo...
- Ale co z Kayem?! - przerwałam mu zuchwale.
Uniósł brew, a ja zawstydziłam się i spuściłam wzrok.
- Z twoim towarzyszem? On nie może wejść.
- Przecież... przecież... dlaczego? - protestowałam nieśmiało.
- Nie udowodnił nam, że przyszedł z pokojowym nastawieniu. Możemy wpuścić go tylko wówczas, kiedy jeden z nas wniknie do jego umysłu, przetrząsając wspomnienia. - odpowiedział niewzruszony elf.

wtorek, 13 maja 2014

OD Shina CD Eriko

Dwa dni starałem się nie myśleć o ślicznej nimfie. Niestety wieczorem w głównej siedzibie, Sneer robił co mógł, bym nie zapomniał o niej. Za każdym razem, gdy znajdowałem się w pobliżu, rozmawiał głośno z innymi centaurami. Po kolejnej takiej wymianie zdań, nie zdołałem się opanować...
- Nie sądziłem, że Shin upadnie tak nisko. Widziałem go ostatnio z nimfą wodną. Żałosne stworzenie... - nie dokończył zdania, kiedy mocnym uderzeniem w szczękę posłałem go na ziemię. 
Pozbierał się niemrawo, a tym czasem inni wojownicy otoczyli nas zwartym kręgiem. Teraz z pewnością nie różniliśmy się niczym od ludzi - przemknęło mi przez myśl. Po dłuższej chwili usłyszeliśmy w oddali głos dowódcy.
- Co tu się dzieje?! - roztrącił centaury na bok i z czyjąś pomocą rozdzielił nas - Postradaliście do reszty rozumy?! - wrzasnął - Ogarnijcie się trochę, a potem obaj do mnie! To rozkaz!
Każdy z nas niechętnie ruszył w swoją stronę. Miałem rozcięty łuk brwiowy oraz kilka mniejszych draśnięć na ramionach i boku. Sneer wyglądał gorzej. Miał podbite oko, dziwnie seplenił i utykał na prawą, przednią nogę. Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Szybkim kłusem dotarłem do do domu. Zmyłem zaschniętą krew i zmieniłem rozdartą, płócienną koszulę. Pięć minut później czekałem pod drzwiami gabinetu dowódcy na swoją kolej. Wreszcie usłyszałem cichy zgrzyt, z jakim otworzyły się drzwi. W wejściu napotkałem pełne nienawiści spojrzenie Sneera. 
- Shin. - rozległo się z głębi pomieszczenia.
- Nie myś, ze ci to wyjde na tucho. Jeste mne popamentas! - wybełkotał Sneer i pośpiesznie wyminął mnie.
Z trudem opanowałem parsknięcie. Fioletowa opuchlizna wokół oka i napuchnięta warga w najmniejszym stopniu nie dodawały powagi groźbie wypowiedzianej przez centaura.
Na szczęście dowódca obszedł się ze mną dość łagodnie. Kazał zniknąć mu z oczu na kilka dni. Ktoś życzliwy stanął w mojej obronie i opowiedział o zaczepkach ze strony mojego rywala. Martwiło mnie tylko, że Sneer nie wspomniał o niedawnym opuszczeniu posterunku przeze mnie. Zapewne coś knuł... Popołudniu drugiego dnia od spotkania z nimfą, spakowałem niewielki, skórzany plecak i zniknąłem w lesie. Długo krążyłem po puszczy niezdecydowany, czy powinienem narzucać się nimfie. Ostatnio odniosłem wrażenie, że ją uraziłem. Dopiero wczesnym wieczorem odważyłem się wkroczyć do doliny, gdzie stał mały, drewniany domek.


<Eriko? Jesteś na nie zła...?>

OD Kaya CD Linn

- Musimy wrócić do gabinetu mojego ojca.
- Co tam jest? - zapytała biegnąc przodem do wspomnianego pomieszczenia.
- Portal...
- Co?! - zatrzymała się tak nagle, że o mało co na nią nie wpadłem.
- Nie mam pojęcia skąd się tam wziął, może...
- Szkoda czasu! - złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę otwartych drzwi - Gdzie on jest i dokąd prowadzi? - zapytała pośpiesznie, rozglądając się po pokoju wypełnionym półkami i regałami z ciężkimi tomami ksiąg.
- Tutaj. - wskazałem na jeden z regałów nie odbiegający wyglądem od innych. - Prowadzi do świata, z którego mnie tu wygnano. Do świata elfów. - skrzywiłem usta w gorzkim uśmiechu.
Poczułem ostry ból w ramieniu i na klatce piersiowej. Krzyknąłem zaskoczony, przyciskając rękę do koszuli. Niespodziewanie znalazłem się na podłodze.
- Kay! - dziewczyna przykucnęła przy mnie.
- Już dobrze. - oddychałem z trudem. 
Wreszcie ból ustał tak nagle, jak się pojawił. Odpiąłem dwa guziki koszuli i odchyliłem ją nieznacznie. Ciemna plama z ramienia rozlała się sinym fioletem pod obojczykiem i na prawą część klatki piersiowej.
- Jak otworzyć portal? - zapytała przerażona.
- Trzeba poruszyć odpowiednią książkę. - pomogła mi wstać z podłogi. 
Chwiejnie podszedłem do regału i sięgnąłem po gruby tom oprawiony w czarną skórę ze złotymi literami wytłoczonymi na grzbiecie. Coś cicho zaterkotało i naszym oczom ukazało się czarne przejście między dwoma kolumnami bogato rzeźbionymi we wzory winorośli i kwiatów. Lin pogładziła gładki kamień.
- Już kiedyś je widziałam. - powiedziała cicho.
- Odsuń się proszę. - wykonała moje polecenie, obserwując wszystko uważnie z bezpiecznej odległości.
- Jiftaħ it-triq misħuta. - portal zalśnił dziwnym blaskiem bez zauważalnego źródła - Ħallihom jirritornaw lejn pajjiżhom mitlufa tagħhom. - wypowiedziałem ostatnie słowa zaklęcia. Przestrzeń między kolumnami wypełnił wir mieniący się wszystkimi kolorami tęczy - Gotowa? Portal jest otwarty...

<Linn? Pójdziesz ze mną?>

poniedziałek, 12 maja 2014

OD Eriko CD Shin

- N-nic się nie stało. - zarumieniła się. Centaur delikatnie podniósł podbródek nimfy, by zobaczyć jej żółte oczy. Według niej, nie były jakoś specjalnie nadzwyczajne. Jednak on miał pewnie inne zdanie. Gdy zauważył jej minę, przestał i też się zarumienił.
- E...ghm... to do zobaczenia...., ale kiedy? - wyjąkał.
- Za trzy dni może. - przeskakiwała z nogi na nogę. 
Tak naprawdę chciała spotkać się z nim choćby zaraz, bardzo przypadł jej do gustu. Ale jak na porządną dziewczynę przystało, musiała zgrywać niedostępną. Z tradycją się nie walczy. Na razie łączyła ich przyjaźń. Ciekawe czy tak pozostanie. Pożegnała się z centaurem. Odprowadzała go wzrokiem. Gdy zniknął za drzewami, wpadła do chatki i padła na łóżko. Zmęczyła się, choć nie minęło nawet popołudnie. Zwierzątko wyczuło wstrząs i wyskoczyło z kieszonki. Samo wsunęło jej się pod rękę. Delikatnie poczochrała zwierzaka i zapadła w sen. Obudziła się dwie godziny później. Przeciągnęła się i wyjrzała z chatki.
- Trzeba się wziąć do roboty... - mruknęła sama do siebie i wzięła już suche pranie. 
Miała również zamiar coś ugotować. Warzywa się jej znudziły, przynajmniej na dzień dzisiejszy.
- Hmm, może pójdę w las na grzyby...? - wypowiedziała swoje myśli na głos. 
Wzięła więc średni wiklinowy koszyk i wyszła po grzyby. Na początku znalazła jagody. Podjadła jedną, lub dwie i poszła dalej. Dopiero w głębi zauważyła prawdziwki. Zebrała pięć. Włożyła do koszyka i udała się do chatki.

*dwa dni później*

<Shin, teraz tyyy>

czwartek, 8 maja 2014

OD Linn CD Kay

- Jak... od nowa? Nie rozumiesz, że teraz już nie można od nowa? Ta historia jest ze mną związana, niezależnie, czy tego chcę. I nie da się tak po prostu zapomnieć... - wyrzuciłam z siebie. Choć tego nie chciałam, mój ton głosu zabrzmiał zbyt poważnie i obco. Spojrzałam na Kaya.
- Przepraszam. - dodałam po chwili.
Nie czekając na odpowiedź, oparłam głowę na jego ramieniu. Niespodziewanie, gdy lekko go dotknęłam, odskoczył ode mnie, a z ust chłopaka wydobył się krótki, urywany syk.
- Co ci zrobiłam? Może... może znowu moja moc..., ale to przecież niemożliwe. Nic nie poczułam. - tłumaczyłam, bardzo zaniepokojona.
- Spokojnie. - odpowiedział, lekko rozbawiony. - Coś mnie tutaj zabolało, to wszystko. - wyjaśnił.
Odsunął swój rękaw. Zobaczyłam wtedy ciemnoszarą plamę, kontrastującą ze skórą, która pokrywała znaczną część jego ramienia. Na pierwszy rzut oka właściwie można było wziąć ją za siniak, ale niestety nim nie była... Z przerażenia wydałam bezgłośny krzyk.
- Co cię tak zmartwiło? To zwykłe stłuczenie. - wzruszył ramionami.
- Kay... ten mężczyzna walczący z tobą... Czy on miał jakiś tatuaż na przegubie dłoni? - spytałam w odpowiedzi.
- Chyba tak. Przypominał jakiegoś dziwnego stwora o rozłożonych skrzydłach i jaskrawoczerwonych oczach.
Właśnie tego obawiałam się najbardziej.
- Ty... pozostało ci niewiele życia. Muszę... cię... uratować. Ja nie mam takiej mocy, ale znam osobę, która będzie w stanie ci pomóc. To bardzo ryzykowne, jednak zawsze pozostaje nadzieja. - odparłam.
- Co... - zaczął, lecz przerwałam mu.
- Później nadejdzie czas na wyjaśnienia. Biegniemy do Rosinglow. - stwierdziłam, nawet nie myśląc o swoim stanie. Teraz najważniejsze było jego życie.

środa, 7 maja 2014

OD Kaya CD Linn

Pospiesznie podszedłem do Linn i przytuliłem ją mocno.
- Nie mów tak.... Nie teraz... - głaskałem jej białe włosy.
Nie wiem jak długo trwaliśmy tak wtuleni, stojąc na środku pokoju. Czerpałem z tego uścisku dużo ciepła i siły. Przeczucie podpowiadało mi, że niedługo stracę tą drobną istotkę.
- Nie dopuszczę do tego! - wypowiedziałem głośno własne myśli.
Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie. Miała lekko opuchnięte oczy od płaczu.
- Nie wiesz do czego są zdolni... Tak będzie lepiej... - wyszeptała.
Lekko uniosłem jej podbrudek.
- Przejdziemy przez to wszystko razem. - powiedziałem z naciskiem - Podjąłem decyzję i nie zamierzam się wycofać.
W moje serce wstąpił dziwny spokój i pewność, że postępuję słusznie.
- Być może jest ktoś, kto nam pomoże. - w oczach dziewczyny dostrzegłem iskierkę nadziei - Czy jesteś w stanie pozostawić wszystko na tym świecie i...
- Nie pochodzę stąd. - przyznała nie patrząc mi w oczy - Mój dom został zniszczony i nie mam do czego wracać...
Starłem palcem maleńką, samotną łzę na policzku dziewczyny. 
- Możemy zacząć wszystko od nowa, razem i zupełnie gdzie indziej... Pytanie, czy chcesz spróbować tego ze mną...
Linn przymknęła oczy pełne smutku.

<Linn?>

poniedziałek, 5 maja 2014

OD Linn CD Kay

Zebrałam w sobie odwagę. Miałam już dosyć oszukiwania i wypierania się swojej historii przed kimś, kto był gotów za mnie zginąć... z wzajemnością. Ukrywanie prawdy i uciekanie się do wymijających odpowiedzi niezwykle mnie nużyło. Tym bardziej, że ja wiedziałam o nim już bardzo dużo.
- Kay, bo wydarzenia poprzedniej nocy... Nie wiem, dlaczego tak się stało. Jakby ktoś z zewnątrz ingerował w moje uczucia, poruszał moimi dłońmi, ale mimo wszystko posługiwał się moją energią, tą, której nigdy wcześniej nie potrafiłam wyzwolić. - zaczęłam niepewnie - A to wszystko, co pisało na odwrocie mapy, jest prawdziwe. Rozumiesz? To ja jestem córką Ilyrys. A moim ojcem najprawdopodobniej był śmiertelnik. Tak samo, jak twoim. Ale nie starzeję się według rachuby ludzi. Nigdy nie umrę śmiercią naturalną, ani taką spowodowaną chorobą, jedynie ktoś może mnie zabić. I... ty jesteś dużo młodszy ode mnie, w pewnym sensie... i... przy mnie też nie będziesz bezpieczny, teraz będą cię ścigać, jeśli będziesz... - mój głos coraz bardziej się łamał. Płakałam. Łzy strumieniami ściekały po mojej twarzy. Łzy spowodowane tym, że byliśmy sobie tak bliscy, a jednocześnie bardzo dalecy. I że wkrótce musi nadejść czas rozłąki.

OD Shina CD Eriko

Z północnej strony lasu zbliżał się do nas Sneer - mój odwieczny rywal. Wredny uśmieszek nie znikał z jego twarzy.
- Shin, nie powinieneś być czasem bardziej na południu? - zapytał z udawanym niepokojem - Stało się coś?
- Nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy! - warknąłem.
- Niestety to mój teren patrolowy i będę musiał zgłosić twoją niesubordynację. - pokręcił głową.
Od dziecka rywalizowaliśmy ze sobą we wszystkim. W ostatecznym rozrachunku okazałem się lepszy, niestety Sneer nie potrafił tego zaakceptować. Czekał na najmniejszy błąd z mojej strony i niestety doczekał się...
- Co to za piękna istota. Nie przedstawisz mnie? - ustawił się nieco z boku,żeby mieć lepszy widok na Eriko.
- Nie sądzę, żeby chciała cię poznać. - zrobiłem parę kroków w tył, oddalając się od wrogiego centaura - Trzymaj się. - rzuciłem szeptem przez ramię.
Niestety miecz i tarczę zostawiłem u nimfy w domu. Krążyliśmy wokół siebie, uważnie obserwując każdy krok przeciwnika. Bałem się tylko o bezpieczeństwo Eriko. Rzeczywiście nie powinienem zapuszczać się z nią tak daleko od jeziora. Nagle gdzieś w oddali zabrzmiał róg. Stanęliśmy, mierząc się wzajemnie wrogim spojrzeniem.
- Masz szczęście Shin. Uważaj następnym razem. - uśmiechnął się złośliwie i pognał przez zarośla na wezwanie dowódcy.
Czułem jak nimfa nerwowo obejmuje mnie w pasie.
- Już po wszystkim - powiedziałem łagodnie - Wybacz, że naraziłem cię na nieprzyjemności.
Pól godziny później znaleźliśmy się ponownie w dolinie Eriko. Zatrzymałem się koło jej drewnianej chatki i delikatnie postawiłem dziewczynę na ziemi.
- Dziękuję za miłą wycieczkę. - powiedziała radośnie, jednak w oczach dostrzegłem niedawny strach i smutek.
Na jej oczach przybrałem się w ludzką postać i podszedłem do niej.
- Przepraszam, że cię naraziłem. Na ogół centaury mają swoje tereny do patrolowania i nie wchodzą sobie wzajemnie w drogę. - delikatnie uniosłem jej podbródek i zajrzałem w złotem, kocie oczy

<Eriko? wybaczysz...?>

niedziela, 4 maja 2014

OD Eriko CD Shin

- Oczywiście! - zaklaskała w dłonie. Była zadowolona perspektywą lepszego poznania okolicy. Wyszli z chatki. Nimfa zamknęła drzwiczki, a Shin zniknął za domkiem. Po chwili wrócił w swojej dawnej postaci. Popatrzyła na niego z podziwem.
- Tylko... jak ja wskoczę na twój grzbiet? - zapytała. Postać była dość wysoka, co uniemożliwiało Eriko do działania. Nagle ktoś chwycił ją w pasie i podniósł. Usadowił sobie na grzbiecie. No tak, to był on. Zaśmieli się.
- No... to w drogę! - odjechali. Kraina była piękna. Lasy zielone, powietrze takie świeże. Zwierzęta. Ptaki śpiewały. Las szumiał. Strumień płynął. To było naprawdę piękne.
- Nie rozumiem, jak mogłam nigdy tu nie być... - westchnęła, patrząc na krajobraz. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Wtem zatrzymał się gwałtownie. Jakiś centaur kłusował w ich stronę. Dziewczyna z przerażeniem spojrzała na Shina. Ten jednak miał kamienną twarz. Zbliżająca się osoba z szyderczym uśmiechem była coraz bliżej. Nie wyglądała jakby miała dobre zamiary. Obawiała się tego, że zrobi jej krzywdę...

<Oj będzie zabawa, będzie się działo ;)>

sobota, 3 maja 2014

Rozdział I ,,Inny niż wszystkie."

Wczesnym rankiem wyszła przed dom. Powietrze było świeże, jak zawsze po burzy. Las szumiał cicho, nagle szum rozdarł jęk bólu. Dziewczyna zaczęła nasłuchiwać,  nigdy nie słyszała podobnych odgłosów, były trochę podobne do wycia wilkołaka, ale one mają groźne brzmienie. Zaciekawiona wzięła kołczan ze strzałami i drewnianą laskę. Po cichu weszła w las, był znów spokojny i cichy. Po kilku minutach marszu znów usłyszała skowyt. Instynkt opiekuńczy zapanował nad ostrożnością. Pobiegła w stronę jęku. Po chwili znalazła się na polanie, na środku leżał wilkołak. Dziewczyna przyglądała mu się przestraszona i  równocześnie ciekawa. Chwilę później zwierz wydał kolejny ciąg jęków i zawodzeń. Nie bacząc na zagrożenie, elfka podeszła do cierpiącego. Był poobijany, w wielu miejscach brakowało kłębów sierści, z kilku miejsc również krwawił. Pochyliła się i dotknęła wilka dłonią, drgnął i zawarczał, lekko odskoczyła.
- Nie zrobię ci krzywdy, chcę pomóc. - mówiła spokojnie i łagodnie. 
Wilkołak z trudem i przy serii jęków obrócił się w jej stronę. Jego oczy były nieobecne, równocześnie pełne żalu, smutku i cierpienia.
- Pomogę ci. Jesteś poważnie ranny.- dodała widząc głębokie rozcięcie na brzuchu. Zerwała jedno z ziół rosnących na polanie i uklęknęła przy zwierzęciu. Do rany przyłożyła roślinę, chory zawarczał a z rany poleciała stróżka krwi.
- Jest gorzej niż myślałam. - powiedziała, patrząc na ranę - Zabiorę cię do domu i opatrzę rany. - to mówiąc, delikatnie podniosła wilka.
Już się nie opierał, był zbyt słaby.