Biłem się z myślami. Jak daleko jeszcze powinniśmy zapuścić się w las w poszukiwaniu noclegu? Ktoś podążał naszym tropem, to pewne. Nie chciałem znaleźć się za blisko zamku. Było to zbyt niebezpieczne. Przetarłem zmęczoną twarz. Ork skończył piec dziczyznę i nałożył każdemu z nas po solidnym kawałku na rozłożyste, zielone liście, obecnie pełniące rolę talerzy. Dziewczyna spoglądała na pieczone mięso z lekkim obrzydzeniem.
- Nie smakuje ci? - zapytałem z troską.
- Wszystko jest w porządku... - dyskretnie wskazała na wyjątkowo krwisty kawałem porcji.
Orki lubiły lekko przypieczone, bądź nawet surowe mięso. Berani odpowiednio przyrządził dziczyznę tylko ze względu na nas. Niestety zrobił to na swój własny sposób.
- Zaraz się tym zajmę. - nabiłem porcję elfki na patyk i podpiekłem dokładnie.
- Co człowiek robić? Zepsuć mięso! - Ork pokręcił głową z żalem.
- Elfy maja delikatniejszy żołądek. - mrugnąłem do dziewczyny.
Na koniec, każdy wypił kilka łyków z własnej manierki i zgasiliśmy niewielkie ognisko. Pospiesznie pozbieraliśmy rzeczy.
- Ruszajcie przodem, dogonię was.
Keyli rzuciła mi niepewne spojrzenie przez ramię. Musiałem zatrzeć wszelkie ślady naszej bytności. Nim jeszcze zrobiłem pierwszy krok w stronę ścieżki, wiedziałem, że nie jestem sam. Powoli sięgnąłem po miecz zawieszony na plecach. "Odłóż broń Ywai Keren" zabrzmiało w mojej głowie. Natychmiast cofnąłem rękę i odwróciłem się pospiesznie.
- To ty Lunam? Skąd się tu wziąłeś? - jak zwykle, westchnąłem cicho.
Tuż przede mną stał czarny jak noc, wspaniały jednorożec. Ostry róg na środku czoła, również czarny jak skrzydła kruka, wydzielał własne światło, co sprawiało niezapomniany efekt. Gęsta, kręcona grzywa wydawała się gładka jak jedwab i taka w rzeczywistości była.
- Co tu robisz przyjacielu? - zapytałem raz jeszcze, nacieszywszy oczy pięknem niezwykłego zwierzęcia.
- Szukałem cię Wędrowcze. Yenna jest w niebezpieczeństwie i pilnie potrzebuje twojej pomocy. - mówił wolno, gdyż nie nawykł do posługiwania się ludzkim językiem.
- Właśnie zmierzamy do Zamku.
- My? Odkąd to wolisz czyjeś towarzystwo? - parsknął zdumiony.
- Takie czasy przyjacielu, takie czasy. Są niedaleko przed nami. - wskazałem ledwo widoczną ścieżkę.
Bez słów pobiegliśmy przed siebie. Przeżyliśmy razem zbyt wiele przygód, by potrzebować cokolwiek wyjaśniać. Prędko dogoniliśmy Orka i Elfkę. Oboje wydawali się mocno zaskoczenia widokiem jednorożca w moim towarzystwie. Dziewczyna podeszła do mnie z nieobecnym wyrazem twarzy. Jej wzrok padł na Lunama.